W gąszczu kolejnych sondaży, w których raz wygrywa PiS, a na ogół PO, jedno można dziś niemal przesądzić: nowy rząd nie obejdzie się bez udziału Platformy. Ten udział mogłoby wykluczyć samodzielne zwycięstwo PiS, ale to wydaje się mało realne - pisze w "Dzienniku" historyk IPN Antoni Dudek.
W każdym innym scenariuszu platforma, jeśli nie będzie rządzić samodzielnie - a to też raczej mało przewidywalne - jest najbardziej prawdopodobnym uczestnikiem układu rządzącego, bowiem to ugrupowanie o najwyższym poziomie zdolności koalicyjnej. Nie da się wykluczyć ani jej koalicji na prawo, z Prawem i Sprawiedliwością, ani koalicji na lewo: z Lewicą i Demokratami, Polskim Stronnictwem Ludowym, czy też z oboma tymi ugrupowaniami naraz.
Ordynacja wyborcza jest tak skonstruowana, że od 1993 roku do Sejmu zawsze wchodziło pięć lub więcej partii. To wykluczało samodzielne rządy jednej z nich. Dziś samodzielną większość rządową Platformy lub PiS można by osiągnąć jedynie w wypadku, gdyby do Sejmu weszła jeszcze tylko jedna, trzecia siła - np. LiD. To jednak mało prawdopodobne, bo w podziale mandatów raczej liczyć się też będzie PSL, zazwyczaj niedoszacowane w przedwyborczych sondażach, być może także Samoobrona.
A szkoda, bo system polityczny jest tym stabilniejszy, im mniej ugrupowań zasiada w parlamencie - uważa Dudek.
Od dziesięciu lat mamy do czynienia albo z rozmowami koalicyjnymi, albo kryzysami rządowymi, wreszcie hucznymi wejściami i wyjściami poszczególnych koalicjantów, a to wcale nie sprzyja skuteczności rządzenia. O ostatniej koalicji trudno nawet powiedzieć, by przetrwała dwa lata. Na brak stabilizacji i zgniłe kompromisy jesteśmy jednak skazani tak długo, jak długo nie uda się zmienić systemu wyborczego, a być może również samej konstytucji, w której zapisano proporcjonalność wyborów. Taka zmiana powinna naprawić też proces stanowienia prawa, który dziś jest, po pierwsze, przewlekły, a po drugie, niski jakościowo i niechlujny. Miałaby też szansę na uruchomienie dalszych, fundamentalnych reform w finansach publicznych, szkolnictwie czy służbie zdrowia. Tylko koalicja PO-PiS może mieć potencjał do takiej zmiany - uważa Dudek.
Autor w obecnej sytuacji politycznej jest zwolennikiem koalicji PO-PiS. Jeśli nawet PO-PiS nie byłby wzorem stabilności, to można przynajmniej liczyć na znacznie dalej idące zmiany, przede wszystkim wspomnianą zmianę konstytucji - pisze. Z większości sondaży wynika bowiem, że suma mandatów PO i PiS wystarczyłaby do osiągnięcia większości 2/3 potrzebnej, by zmienić konstytucję. Koalicja na lewo od PO takiej możliwości nie będzie miała.
Nieduże jest też prawdopodobieństwo, by Platforma w koalicji z LiD lub PSL mogła przełamywać prezydenckie weto, do czego potrzeba większości 3/5. Taka sytuacja skazałaby tą koalicję na paraliż. Przypomnijmy, że kiedy Aleksander Kwaśniewski był prezydentem, zawetował 28 ustaw gabinetu Jerzego Buzka. Tylko jedno weto - w sprawie powołania Instytutu Pamięci Narodowej - udało się przełamać.
Ordynacja wyborcza jest tak skonstruowana, że od 1993 roku do Sejmu zawsze wchodziło pięć lub więcej partii. To wykluczało samodzielne rządy jednej z nich. Dziś samodzielną większość rządową Platformy lub PiS można by osiągnąć jedynie w wypadku, gdyby do Sejmu weszła jeszcze tylko jedna, trzecia siła - np. LiD. To jednak mało prawdopodobne, bo w podziale mandatów raczej liczyć się też będzie PSL, zazwyczaj niedoszacowane w przedwyborczych sondażach, być może także Samoobrona.
A szkoda, bo system polityczny jest tym stabilniejszy, im mniej ugrupowań zasiada w parlamencie - uważa Dudek.
Od dziesięciu lat mamy do czynienia albo z rozmowami koalicyjnymi, albo kryzysami rządowymi, wreszcie hucznymi wejściami i wyjściami poszczególnych koalicjantów, a to wcale nie sprzyja skuteczności rządzenia. O ostatniej koalicji trudno nawet powiedzieć, by przetrwała dwa lata. Na brak stabilizacji i zgniłe kompromisy jesteśmy jednak skazani tak długo, jak długo nie uda się zmienić systemu wyborczego, a być może również samej konstytucji, w której zapisano proporcjonalność wyborów. Taka zmiana powinna naprawić też proces stanowienia prawa, który dziś jest, po pierwsze, przewlekły, a po drugie, niski jakościowo i niechlujny. Miałaby też szansę na uruchomienie dalszych, fundamentalnych reform w finansach publicznych, szkolnictwie czy służbie zdrowia. Tylko koalicja PO-PiS może mieć potencjał do takiej zmiany - uważa Dudek.
Autor w obecnej sytuacji politycznej jest zwolennikiem koalicji PO-PiS. Jeśli nawet PO-PiS nie byłby wzorem stabilności, to można przynajmniej liczyć na znacznie dalej idące zmiany, przede wszystkim wspomnianą zmianę konstytucji - pisze. Z większości sondaży wynika bowiem, że suma mandatów PO i PiS wystarczyłaby do osiągnięcia większości 2/3 potrzebnej, by zmienić konstytucję. Koalicja na lewo od PO takiej możliwości nie będzie miała.
Nieduże jest też prawdopodobieństwo, by Platforma w koalicji z LiD lub PSL mogła przełamywać prezydenckie weto, do czego potrzeba większości 3/5. Taka sytuacja skazałaby tą koalicję na paraliż. Przypomnijmy, że kiedy Aleksander Kwaśniewski był prezydentem, zawetował 28 ustaw gabinetu Jerzego Buzka. Tylko jedno weto - w sprawie powołania Instytutu Pamięci Narodowej - udało się przełamać.