Zabił żonę, dostał tylko 5 lat więzienia. „Poczułem się jak śmieć”

Zabił żonę, dostał tylko 5 lat więzienia. „Poczułem się jak śmieć”

Miejsce zabójstwa. Zdj. ilustracyjne
Miejsce zabójstwa. Zdj. ilustracyjne Źródło: Newspix.pl / Mikolaj Zacharow
Tylko 4 lata, a nawet 2,5 za śmierć męża lub żony? Rodzina ofiary jest głucha na argumenty sądu. Zmiany wyroku domaga się prawem oskarżycieli posiłkowych.

50-letnia Marzena U. już podczas pierwszego przesłuchania przyznała się do dźgnięcia nożem w serce jej męża Mariusza. Twierdziła, że to się stało w obronie własnej. Nigdy wcześniej nie podniosła na niego ręki, choć kiedy był pijany, prowokował ją, pytając, czy coś się nie podoba. Odpowiadała, że wszystko w porządku.

Awantura zaczęła się poprzedniego dnia, gdy pijany wrócił z pracy i bez powodu uderzył ją pięścią w twarz, wybijając kilka zębów. W takim stanie nie mogła iść do pracy. Wezwała policję, ale nie chciała wpuścić funkcjonariuszy do mieszkania, o agresji męża opowiedziała w radiowozie. Dzielnicowy chciał jej załatwić zakaz zbliżania się męża do niej, uznała to za absurd. Przecież mieszkają razem, on się dokłada do czynszu.

– Kazali mi w razie czego dzwonić – Marzena U. wyjaśnia na rozprawie.

Wróciła do domu, mąż spał w pijackim zamroczeniu. Nazajutrz rano napiła się na odwagę wódki i czekała, aż on się obudzi. Zamierzała mu powiedzieć, że jeśli się nie zmieni, odejdzie. Nie miała rodziny, u której mogłaby się zatrzymać i kochała tego drania, ale on pogrążał się w alkoholizm, ciągnąc ją za sobą.

Oskarżona płacze. Nie doszło do żadnej rozmowy; kiedy usiadła na łóżku (pokój, który wynajmują, ma dziesięć metrów kwadratowych, jest bardzo ciasno) mąż rzucił się na nią z pięściami, dusił, kopał w chorą nogę. Twierdził, że go zdradza, co nie było prawdą.

– Złapałam leżący na komodzie nóż – wyjaśnia w sądzie – chciałam go tylko nastraszyć; mam uszkodzone w dłoniach włókna nerwowe, nie rozumiem, w jaki sposób ścisnęłam rękojeść i doszło do ciosu. Pamiętam, że szybko wyjęłam ostrze z rany. Mariusz usiadł na podłodze przy szafie, mówił, że jest mu słabo. Z tej malutkiej dziurki sączyła się krew. Wybiegłam na korytarz, wołałam: Ratujcie go! Jeden sąsiad wyjrzał, ale zaraz się cofnął. Położyłam męża na kanapie, przepraszałam go za to, co się stało.

Źródło: Wprost