Różnica między charyzmatycznym przywódcą a aktorem grającym charyzmatycznego przywódcę, polega na tym, że tym drugim zdarza się zapomnieć wyuczonej roli. Zaczynają wierzyć, że są postaciami, które grają. Narracja zaczyna się sypać i z całego pasjonującego widowiska zaczyna robić się tragifarsa.
Zełenski w roli mężnego lidera i obrońcy wolnego świata radził sobie o wiele lepiej, niż jako kolejny z długiej serii ukraińskich prezydentów – reformatorów, mających zbawić pogrążony w korupcji i chaosie politycznym kraj.
Zachód, od którego pomocy zależy losy wojny na Ukrainie, lubi grających te pierwsze role i klaszcze im, niezależnie od tego, jak wiele zastrzeżeń wobec swojego prezydenta mogą mieć – i mają – jego rodacy. Oklaski nawet się wzmogły, gdy Zełenski przestał flirtować z myślą o stworzeniu jakiegoś nowego układu sił w Europie Środkowej i Wschodniej. Ileż wiary i nadziei było w poruszeniu, jakie nastąpiło na zachodzie na wieść o tym, że ukraińscy i polscy przywódcy poszli publicznie na polityczne noże i że sojusz obu krajów może się rozpaść. Toż to pierwsza od wielu miesięcy realna szansa, żeby przestać się już tak tą wojną z Rosją przejmować!
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.