Dla Rosji lepsi są Amerykanie w Uzbekistanie niż talibowie w Pawłodarze czy Kazaniu
Maria Graczyk: Czy od 11 września Rosję można uznawać za sojusznika Stanów Zjednoczonych?
Gleb Pawłowski: Mogę powiedzieć tylko jedno: Rosja nie powinna się znajdować pośród tych, których bombardują. Wierzę też, że Rosja wstąpi kiedyś do NATO, ale to będzie już inny sojusz. Wejdziemy do klubu silnych państw, zdolnych się wzajemnie bronić. Po 11 września nie ma sensu wspominać wydarzeń sprzed kilku lat. Dla Rosji lepsi są Amerykanie w Uzbekistanie niż talibowie w Pawłodarze czy Kazaniu.
- Zwłaszcza że się już odpłacają za rosyjską broń dostarczaną afgańskim opozycjonistom...
- Rosja powinna policzyć każdy worek ryżu i każdy czołg dla Sojuszu Północnego, a także każdy bajt informacji przekazanej sojusznikom, aby pewnego dnia odjąć powstałą sumę od swojego zagranicznego zadłużenia.
- A jeszcze nie tak dawno, podczas forum ekonomicznego w Krynicy, żalił się pan, że w Rosji stało się nudno...
- Byliśmy świadkami rewolucji, która trwała ponad dziesięć lat, przywykliśmy więc do nieustannego dramatyzmu. Dziś większość społeczeństwa jest raczej zadowolona. Przez dekadę oglądaliśmy show pod tytułem "Demokracja w Rosji", który był bardzo podobny do programu "Big Brother". Wszystko wydawało się niby autentyczne, ale od początku do końca było wyreżyserowane. To były czasy oligarchów.
- Nie obawia się pan, że planowane przez prezydenta Putina reformy wolnorynkowe odbiorą mu popularność?
- Putin jest raczej zdziwiony, że jego popularność utrzymuje się na tak wysokim poziomie. Dla niego głównym zadaniem pozostaje wprowadzenie reform, a popularność - mówiąc szczerze - potrzebna jest w czasie wyborów.
- Jak można reformować kraj, na którego terytorium wciąż trwa wojna?
- Sytuacja w Czeczenii wygląda dziś inaczej niż rok temu - część ludności popiera tymczasową administrację, doszło do rozłamu w czeczeńskim dowództwie, powoli wycofuje się wojsko. Najważniejszym zadaniem jest podniesienie poziomu życia, odzwyczajenie ludzi od tego, że wszystkie sprawy można załatwiać tylko z użyciem siły. Ruch obywatelski jest jeszcze wątły, ale rośnie w siłę. Czeczenia pozostaje ważnym, lecz nie najważniejszym problemem rosyjskiej polityki. Trzeba realnie spojrzeć na rzeczywistość: znajdujemy się w trakcie przebudowy geopolityki świata.
Najistotniejsze jest obecnie to, byśmy się nie uzależnili od narkotyku, jakim są pieniądze za ropę czy gaz, lecz prawidłowo je inwestowali. Musimy się skupić na kadrach i ich wyszkoleniu - w biznesie, polityce, urzędach państwowych. To jest nasz priorytet. Gdy zmieni się koniunktura cenowa, powinniśmy już mieć wystarczająco silne i stabilne wskaźniki wzrostu gospodarczego.
- Polacy coraz mniej podejrzliwie spoglądają w stronę Moskwy, Rosjanie zaś, patrząc na Zachód, zauważają też Polskę. Czy po spotkaniu Putin - Kwaśniewski możliwe jest ocieplenie naszych stosunków?
- Dotychczas poddawaliśmy się panice, zasłaniając się historią, własnymi kompleksami. Wszyscy je mamy - Polska wobec Rosji i Rosja wobec Polski. Kompleksy nie są podstawą polityki. Mieliśmy je w stosunkach z Ukrainą, ale znaleźliś-my sposób na porozumienie. To samo dotyczy Polski. Gdy rozpocznie się realna ocena problemów i zaczniemy choćby od bardzo małego obszaru wspólnych interesów, kompleksy będą odgrywały mniejszą rolę. Polityka nie rozwiąże problemów historycznych. Muszą się rozpocząć normalne rozmowy, bo roztrząsanie, kto z nas jest Europą, a kto dziką Azją, to do niczego nie prowadząca bezmyślność. Trzeba rozmawiać na temat handlu, inwestycji - przecież polskie inwestycje w Rosji są marginalne; rozmawiajmy o obwodzie kaliningradzkim. Należy się wystrzegać rozwiązywania problemów geopolitycznych - Polska i Rosja na jakiś czas powinny się wstrzymać z dyskusjami na te tematy. Pomyślmy o sobie ze zdrowym cynizmem.
Gleb Pawłowski: Mogę powiedzieć tylko jedno: Rosja nie powinna się znajdować pośród tych, których bombardują. Wierzę też, że Rosja wstąpi kiedyś do NATO, ale to będzie już inny sojusz. Wejdziemy do klubu silnych państw, zdolnych się wzajemnie bronić. Po 11 września nie ma sensu wspominać wydarzeń sprzed kilku lat. Dla Rosji lepsi są Amerykanie w Uzbekistanie niż talibowie w Pawłodarze czy Kazaniu.
- Zwłaszcza że się już odpłacają za rosyjską broń dostarczaną afgańskim opozycjonistom...
- Rosja powinna policzyć każdy worek ryżu i każdy czołg dla Sojuszu Północnego, a także każdy bajt informacji przekazanej sojusznikom, aby pewnego dnia odjąć powstałą sumę od swojego zagranicznego zadłużenia.
- A jeszcze nie tak dawno, podczas forum ekonomicznego w Krynicy, żalił się pan, że w Rosji stało się nudno...
- Byliśmy świadkami rewolucji, która trwała ponad dziesięć lat, przywykliśmy więc do nieustannego dramatyzmu. Dziś większość społeczeństwa jest raczej zadowolona. Przez dekadę oglądaliśmy show pod tytułem "Demokracja w Rosji", który był bardzo podobny do programu "Big Brother". Wszystko wydawało się niby autentyczne, ale od początku do końca było wyreżyserowane. To były czasy oligarchów.
- Nie obawia się pan, że planowane przez prezydenta Putina reformy wolnorynkowe odbiorą mu popularność?
- Putin jest raczej zdziwiony, że jego popularność utrzymuje się na tak wysokim poziomie. Dla niego głównym zadaniem pozostaje wprowadzenie reform, a popularność - mówiąc szczerze - potrzebna jest w czasie wyborów.
- Jak można reformować kraj, na którego terytorium wciąż trwa wojna?
- Sytuacja w Czeczenii wygląda dziś inaczej niż rok temu - część ludności popiera tymczasową administrację, doszło do rozłamu w czeczeńskim dowództwie, powoli wycofuje się wojsko. Najważniejszym zadaniem jest podniesienie poziomu życia, odzwyczajenie ludzi od tego, że wszystkie sprawy można załatwiać tylko z użyciem siły. Ruch obywatelski jest jeszcze wątły, ale rośnie w siłę. Czeczenia pozostaje ważnym, lecz nie najważniejszym problemem rosyjskiej polityki. Trzeba realnie spojrzeć na rzeczywistość: znajdujemy się w trakcie przebudowy geopolityki świata.
Najistotniejsze jest obecnie to, byśmy się nie uzależnili od narkotyku, jakim są pieniądze za ropę czy gaz, lecz prawidłowo je inwestowali. Musimy się skupić na kadrach i ich wyszkoleniu - w biznesie, polityce, urzędach państwowych. To jest nasz priorytet. Gdy zmieni się koniunktura cenowa, powinniśmy już mieć wystarczająco silne i stabilne wskaźniki wzrostu gospodarczego.
- Polacy coraz mniej podejrzliwie spoglądają w stronę Moskwy, Rosjanie zaś, patrząc na Zachód, zauważają też Polskę. Czy po spotkaniu Putin - Kwaśniewski możliwe jest ocieplenie naszych stosunków?
- Dotychczas poddawaliśmy się panice, zasłaniając się historią, własnymi kompleksami. Wszyscy je mamy - Polska wobec Rosji i Rosja wobec Polski. Kompleksy nie są podstawą polityki. Mieliśmy je w stosunkach z Ukrainą, ale znaleźliś-my sposób na porozumienie. To samo dotyczy Polski. Gdy rozpocznie się realna ocena problemów i zaczniemy choćby od bardzo małego obszaru wspólnych interesów, kompleksy będą odgrywały mniejszą rolę. Polityka nie rozwiąże problemów historycznych. Muszą się rozpocząć normalne rozmowy, bo roztrząsanie, kto z nas jest Europą, a kto dziką Azją, to do niczego nie prowadząca bezmyślność. Trzeba rozmawiać na temat handlu, inwestycji - przecież polskie inwestycje w Rosji są marginalne; rozmawiajmy o obwodzie kaliningradzkim. Należy się wystrzegać rozwiązywania problemów geopolitycznych - Polska i Rosja na jakiś czas powinny się wstrzymać z dyskusjami na te tematy. Pomyślmy o sobie ze zdrowym cynizmem.
Więcej możesz przeczytać w 43/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.