Nauczyciel roku i najbardziej wytatuowany poseł w nowym Sejmie. Marcin Józefaciuk: Sukces generacji Z

Nauczyciel roku i najbardziej wytatuowany poseł w nowym Sejmie. Marcin Józefaciuk: Sukces generacji Z

Marcin Józefaciuk
Marcin Józefaciuk Źródło: Facebook / Marcin Józefaciuk
O nadchodzącym debiucie w Sejmie, edukacji, frekwencji wśród młodego pokolenia, tatuażach i coming oucie rozmawiałem z Marcinem Józefaciukiem, posłem-elektem, który dostał się do parlamentu z łódzkiej listy Koalicji Obywatelskiej.

Marcin Haber, „Wprost”: Nauczanie kilku przedmiotów w liceum, maratony charytatywne, własny program w TVN. Po co był panu jeszcze ten Sejm, raczej nie z braku zajęć…

Marcin Józefaciuk, nauczyciel, poseł-elekt z list Koalicji Obywatelskiej: To było coś niezwykłego. Już od bardzo dawna jako dyrektor szkoły głośno mówiłem o tym, co mi przeszkadza w systemie edukacji i starałem się z tym walczyć dla dobra dzieciaków, nauczycieli i kadry niepedagogicznej. Ze względu na to zostałem dostrzeżony i dostałem propozycję (wejścia na listy wyborcze Koalicji Obywatelskiej w okręgu łódzkim – przyp. red.). Poczułem, że to jest ten moment, kiedy rzeczywiście mogę coś zmienić. Ja jestem ideowcem i gdy otworzyło się okienko możliwości, to postanowiłem z niego skorzystać. Plułbym sobie w brodę, gdybym tego nie zrobił, bo wiem, że mogę zdziałać dużo, nawet dla małej grupki osób.

Długo się nie wahałem i powiedziałem „tak”, mimo że wiedziałem, że wiąże się to z tym, że nie dostanę drugiego sezonu w programie (Nastolatki rządzą… kasą na antenie TVN – przyp. red.) i być może będę musiał się pożegnać ze stanowiskiem kierowniczym w szkole. Dzień po otrzymaniu propozycji poszedłem pobiegać 50-60 km i podczas biegu postanowiłem, że to zrobię – wystartuję w wyborach. Najwyżej będę biegał z Łodzi do Warszawy.

Czyli wejście do Sejmu wiąże się z poświęceniem.

Myślę, że tym poświęceniem będzie tylko program, ale rozmawiałem z producentką i wiem, że na moje miejsce myślą już o kimś, kto bardzo fajnie rozwinie tę formułę. Nie przestanę za to być nauczycielem i jeśli marszałek Sejmu pozwoli, to zostanę również wicedyrektorem w szkole. Dużo tych poświęceń nie będzie. W zamian za to będę reprezentował prawie 9 tysięcy osób, które na mnie zagłosowały.

Dostał pan dokładnie 8893 głosy. To blisko trzy razy tyle, co syn Mariana Banasia, więcej niż przymierzany na ministra finansów Andrzej Domański i niemal tyle, co bardzo charakterystyczna Klaudia Jachira, która dała się poznać w poprzedniej kadencji. Jak pan ocenia swój wynik?

Myślę, że to nie dobry wynik był moim zadaniem. 10. miejsce na liście to nie jest tzw. miejsce biorące. Chyba miałem przyciągnąć te osoby, które w ogóle nie chodzą na wybory. Uważam, że wykonałem swoje zadanie z naddatkiem. Nie patrzyłem na to, ile dostałem głosów, chociaż mniej więcej wiem, kto na mnie głosował.

Co ciekawe, przy moim niewielkim budżecie ja takiej tradycyjnej kampanii w zasadzie nie robiłem. To była kampania bardzo garażowa, a sztab w okręgu czasem się martwił o to, co ja robię. Ale te niemal 9 tysięcy głosów nie wzięło się znikąd. Mnie ludzie znają nie od wczoraj i nie od wczoraj im pomagam.