Choć Prawo i Sprawiedliwość utrzymuje, że powalczy o większość w nowym parlamencie, jest oczywiste, że żadna z partii opozycyjnych nawet nie rozpocznie rozmów na ten temat. Wyborcy, którzy zagłosowali na ugrupowania opozycyjne, ukrzyżowaliby każdą formację, która chciałaby utrzymać PiS u władzy.
Taka sytuacja jest idealna dla lidera największej formacji, Donalda Tuska, który chce rozdawać karty w nowym rządzie. Wie, że mniejsi koalicjanci tylko pozornie mogą się srożyć i grozić zerwaniem rozmów o koalicji.
W rzeczywistości muszą przystać na to, co proponuje Tusk, bo są skazani na ten układ rządzący.
„Chłopaki, nie kłóćcie się”
Trzy mniejsze partie PSL, Polska 2050 i Lewica w sumie mają znaczną pulę mandatów – 71. I gdyby dysponowały możliwością zawarcia koalicji z kimś innym niż KO (157 mandatów), to trzymałyby Donalda Tuska w szachu. Ale nie mają. Dlatego Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL próbuje przynajmniej wytworzyć wrażenie, że Trzecia Droga i Nowa Lewica tworzą wspólnie równowagę dla PO.
– Wiedzą, że Tusk zechce ich podzielić, a potem zastosować ulubioną formę rządzenia czyli wejść w rolę rozjemcy. „Chłopaki, nie kłóćcie się” – to zawsze był jego ulubiony sposób sprawowania władzy. Napuszczał na siebie skonfliktowanych ludzi, a potem rozsądzał spór – opowiada polityk dobrze znający lidera Platformy Obywatelskiej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.