Tusk i Gronkiewicz-Waltz nie zniesławili b. działaczy PO

Tusk i Gronkiewicz-Waltz nie zniesławili b. działaczy PO

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donald Tusk i Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zniesławili działaczy PO wykluczonych z partii za szkodzenie jej wizerunkowi - uznał Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia i umorzył proces przed jego formalnym rozpoczęciem. Decyzja jest nieprawomocna i trzej b. politycy PO, którzy są oskarżycielami w sprawie, już zapowiedzieli jej zaskarżenie.

Sąd uzasadnił, że ani Tusk, ani Gronkiewicz-Waltz nie wykroczyli poza dozwolone granice wyrażania opinii, do wygłaszania których mieli prawo jako "komentatorzy decyzji władz Platformy Obywatelskiej". Podkreślił też, że "zawód polityka jest specyficzny - musi on mieć grubszą skórę niż przeciętny obywatel".

W połowie maja zeszłego roku zarząd krajowy Platformy wykluczył z partii dziesięciu warszawskich działaczy pod zarzutem szkodzenia jej wizerunkowi. W lipcu sąd koleżeński PO podtrzymał decyzję władz. Po tej decyzji trzej spośród usuniętych działaczy - Sławomir Potapowicz, Jan Dziubecki i Jan Artymowski - wystąpiło na konferencji prasowej, na której odpierali stawiane im zarzuty. Potem zdecydowali się wystąpić do sądu z prywatnym aktem oskarżenia, zarzucając zniesławienie Tuskowi i Gronkiewicz-Waltz. Grozi za to kara do dwóch lat więzienia. Na potrzeby tej sprawy Tusk sam zrezygnował z immunitetu.

W jednej z wypowiedzi Tusk mówił: "Problem polega na tym, że grupa wykluczonych działaczy Platformy nie gwarantowała odpowiedniego poziomu etycznego naszej reprezentacji samorządowej". Gronkiewicz-Waltz zarzucała im zaś m.in., że wykorzystywali stanowiska publiczne do prywatnych celów.

W czwartek w sądzie odbyło się posiedzenie pojednawcze, którego celem jest doprowadzenie do ugody między stronami. Gdy to nie przyniosło skutku, sąd rozpoznał wnioski obrońców liderów PO, którzy chcieli umorzenia sprawy wobec braku znamion przestępstwa. Przekonywali sąd, że Tusk i Gronkiewicz-Waltz nie chcieli nikogo zniesławić, a jedynie odpowiadali w maju zeszłego roku na pytania dziennikarzy o powody wykluczenia grupy 10 działaczy PO.

Według mec. Jacka Dubois, Tusk jako szef partii "ma obowiązek informacyjny", więc pytany przez dziennikarzy informował o powodach usunięcia z partii jej członków. "Miarkował swe wypowiedzi, nie padły żadne nazwiska ani wytyki. (...) Panowie będąc politykami powinni liczyć się z tym, że podlegają ocenie - zarówno wyborców, jak i swoich współpracowników" - mówił o oskarżycielach.

Także broniący Gronkiewicz-Waltz mec. Ćwiąkalski podkreślał, że jej wypowiedzi "nie były przejawem własnej inicjatywy", lecz odpowiedziami na pytania. "Wiadomo, że w tamtym czasie w Platformie działo się źle" - dodał. Uważa on, że "oskarżyciele zidentyfikowali się sami" występując do sądu; gdyby nie to, nie dałoby się stwierdzić, że chodzi właśnie o nich.

Sąd postanowił umorzyć proces, przychylając się do większości argumentów obrony. Sędzia Maciej Gruszczyński uzasadniał, że ani Tusk, ani Gronkiewicz-Waltz nie wykroczyli poza dozwolone granice wyrażania opinii, do wygłaszania których mieli prawo jako "komentatorzy decyzji władz Platformy Obywatelskiej", które wykluczyły 10 osób na podstawie przepisu statutu partii zobowiązujących jej członków do dbałość o dobry wizerunek ugrupowania i o pogłębianie zaufania do niej wyborców.

"Zawód polityka jest specyficzny - musi on mieć grubszą skórę niż przeciętny obywatel" - mówił sędzia Gruszczyński. Według niego, z 10 wypowiedzi zarzuconych liderom PO przez oskarżycieli, osiem miało charakter ocen, zaś jedynie dwie dotyczyły faktów - podlegających z kolei ocenie sądu. Według niego, oskarżeni nie zniesławili b. działaczy PO. Sąd zasugerował też, że mają oni jeszcze możliwość dochodzenia swych praw na drodze procesu cywilnego, a nie karnego.

Postanowienie sądu jest nieprawomocne i cała trójka oskarżycieli już zapowiedziała, że zaskarży je do wyższej instancji, a w przypadku niepowodzenia - rozważy także drogę cywilnoprawną. "Od tego czasu, gdy skierowaliśmy do sądu nasz akt oskarżenia, język polityki tak schamiał, że dziś słowa pana Tuska i pani Gronkiewicz- Waltz można by uznać za nieszkodliwe, ale dla nas są zniesławiające. Zarzucano nam +sitwę+" - mówił PAP Artymowski.

On, Potapowicz i Dziubecki - wraz z innymi b. działaczami PO Pawłem Piskorskim i Maciejem Białeckim - po usunięciu ich z partii założyli Obywatelskie Centrum Monitoringu i stowarzyszenie "Obywatele dla Warszawy". Zajmowali się m.in. recenzowaniem programów kandydatów na prezydenta Warszawy w ostatnich wyborach samorządowych.

ab, pap