Ktoś podpalił auta gdańskiej fundacji. Nie mają jak dotrzeć do chorych onkologicznie dzieci

Ktoś podpalił auta gdańskiej fundacji. Nie mają jak dotrzeć do chorych onkologicznie dzieci

Pożar samochodów w Gdańsku. Należały do fundacji pomagającej dzieciom
Pożar samochodów w Gdańsku. Należały do fundacji pomagającej dzieciom Źródło: Facebook / Fundacja z Pompą – Pomóż Dzieciom z Białaczką
Spłonęły samochody należące do gdańskiej Fundacji z Pompą, która pomaga m.in. dzieciom z białaczką. Teraz pracownicy nie mają jak dotrzeć do swoich podopiecznych.

Zdarzenie miało miejsce 31 października. Wtedy nieznany sprawca podpalił używane przez Fundację z Pompą auta. O tym, że spłonęły trzy samochody poinformowano w środę, 8 listopada.

„Dwóch mini vanów na co dzień używaliśmy do załatwiania fundacyjnych spraw. Z tego powodu zostaliśmy praktycznie bez możliwości transportowych. Często woziliśmy nimi przedmioty, które nie mieszczą się do zwykłych aut osobowych. Po wybuchu wojny w Ukrainie służyły także uchodźcom, którzy trafili na leczenie do Gdańska. Dojazdy na badania, przeprowadzki – tymi autami mogliśmy zapewnić im opiekę” – wyjaśnili członkowie fundacji, którzy nie mają wątpliwości, że było to podpalenie, a nie wypadek.

Pożar samochodów w Gdańsku. Należały do fundacji pomagającej dzieciom

Potwierdzają to biorący udział w akcji gaśniczej strażacy. Tego samego zdania jest biegły, który oglądał spalone wraki. – Na szczęście nikomu z nas nic się nie stało – mówi prezes gdańskiej Fundacji z Pompą Marta Czyż-Taraszkiewicz. – Jednak obraz spalających się samochodów, ogień sięgający koron drzew na długo zostanie w naszych głowach. Jest mi ogromnie przykro, ciężko uspokoić emocje. Wartość aut nie była duża, ale znaczenie w działalności Fundacji ogromne – dodaje.

Pracownicy poinformowali w komunikacie, że Kropelka – maskotka Fundacji z Pompą – przez jakiś czas nie dotrze do chorych onkologicznie dzieci, małych pacjentów Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii UCK w Gdańsku. „Nie zmieści się do małego auta, bo jest po prostu za duża. Często trzeba jej nawet pomóc przejść przez zwykłe drzwi czy wsiąść do windy. Tak samo z fundacyjnym namiotem – przewiezienie go nawet w dużym aucie wymagało wyjęcia dwóch rzędów siedzeń” – dodają.

– My damy radę. Do szkoły, na uczelnię, do pracy dojdziemy na piechotę, pojedziemy rowerem czy komunikacją miejską. Jednak dla działalności Fundacji strata dwóch dużych aut, to prawdziwa katastrofa – mówi Marta Czyż-Taraszkiewicz.

facebookCzytaj też:
Pożar i ewakuacja w Łodzi. Poseł Trela przerwał konferencję
Czytaj też:
Tak AI wykrywa ogień. „Drony będą gasić pożary”

Opracował:
Źródło: WPROST.pl