Podczas gdy w Europie kibice ekscytowali się końcówką eliminacji do EURO 2024, w Ameryce Południowej trwają już kontynentalne eliminacje do mistrzostw świata 2026. Fani futbolu ekscytowali się na myśl o starciu Brazylii z Argentyną. Na słynnej Maracanie zobaczyli jednak słabe widowisko, jedną bramkę i potężne starcia kibiców na trybunach. Do akcji wkroczyli Emiliano Martinez czy Lionel Messi, który po spotkaniu grzmiał w mediach.
Lionel Messi grzmi po zamieszkach na trybunach w Brazylii
Jeszcze przed faktycznym początkiem spotkania mogło ono nie dojść do skutku. Po hymnach kibice z Argentyny wdali się w przepychanki z brazylijskimi służbami. Jedni rzucali krzesełkami, drudzy atakowali pałkami. Piłkarze Lionela Scaloniego zeszli do szatni w przeciwieństwie do gospodarzy. Mecz rozpoczęto z kilkunastominutowym opóźnieniem.
Samo spotkanie obfitowało w spięcia. Nie brakowało fauli i kartek. Brakowało natomiast bramek. Tę jedyną, dającą trzy punkty zdobył w 63. minucie Nicolas Otamendi, wykorzystując dośrodkowanie z rzutu rożnego. Brazylijczycy próbowali odpowiedzieć, ale po czerwonej kartce Joelintona stało się to znacznie trudniejsze. Ostatecznie Argentyńczycy mieli powód do zadowolenia. Mimo to, po meczu nie ukrywali wściekłości z powodu zamieszek.
– Widzieliśmy, jak biją ludzi. Widzieliśmy już, jak represjonowali ich [argentyńskich kibiców] w finale Libertadores, bijąc pałkami. Byli zawodnicy, którzy mieli na trybunach członków rodziny. Gra dochodząca do tego punktu staje się drugorzędna – grzmiał Lionel Messi dla mediów po spotkaniu. – Nie można tego tolerować, to szaleństwo, które musi się teraz skończyć!” – apelował piłkarz Interu Miami.
Walka o awans na mistrzostwa świata 2026
W tabeli eliminacji MŚ 2026 Argentyna zajmuje pierwsze miejsce z 15 punktami na koncie (tylko jedna porażka). Z kolei Brazylia jest dopiero szósta, tracąc 8 „oczek” do lidera.
Czytaj też:
To największy minus meczu z Łotwą. Michał Probierz sam o tym wspomniałCzytaj też:
Polski piłkarz miał wypadek samochodowy. Zderzył się z autem nietrzeźwego kierowcy