Za każdym razem, gdy słyszę lub czytam zadeklarowanego konserwatystę, który z sejmowego pulpitu, uniwersyteckiej katedry albo mediów społecznościowych wygłasza kategoryczne sądy na temat in vitro, zastanawiam się, dlaczego rygoryzm moralny zastępuje im zwykłą, ludzką empatię? Z jakich względów tak łatwo przychodzi im formułowanie opinii w stylu prof. Roszkowskiego, który w podręczniku do Historii i Teraźniejszości pytał: „Kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?”.
Produkcja, hodowla, eugenika, fabryka. Brak miłości, morderstwo, manipulacje genetyczne. Te zwroty pojawiają się w ich wypowiedziach jak mantra.
Z perspektywy moralistów, nie ma żadnej przestrzeni na dobro w procedurze medycznej, którym celem jest miłość do drugiego człowieka. Nie wygoda, nie moda, nie widzimisię – ale najbardziej naturalna dla gatunku ludzkiego chęć posiadania potomstwa i przekazania mu tego, co jest w nas, rodzicach, najlepsze.
A jednak, gdy do debaty publicznej wchodzi temat in vitro lub dofinansowania do tego zabiegu – wracają demony. Tym razem do poziomu absolutnie nieludzkiego posunął się Grzegorz Braun z Konfederacji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.