Bo na Półwyspie Apenińskim wciąż liżą finansowe rany po dwóch katastrofach, z których druga w dużej części wynikała z pierwszej. Ta główna dotyczy zresztą całej Europy Południowej (a nawet szerzej) i oczywiście chodzi o to, co stało się ponad 20 lat temu, ale wciąż wychodzi Republice Włoskiej bokiem (Hiszpanii, Portugalii, Grecji, a nawet Francji też). To nieszczęsny akces do strefy euro, który – wedle statystyk – opłacił się tak naprawdę tylko Niemcom i Królestwu Niderlandów. Reszta pluje krwią dotąd – ale Italia w pierwszym rzędzie.
Kraj, który wydał długoletniego prezesa Europejskiego Banku Centralnego (EBC) z siedzibą we Frankfurcie nad Menem – Mario Draghiego, sam jest dziś w wyjątkowo trudnej sytuacji, gdy chodzi o system bankowy i całą inżynierię finansową.
Premier Giorgia Meloni zbiera bardzo dobre recenzje – inaczej niż jej rząd, jakby paradoksalnie to nie zabrzmiało. Chwalą ją nie tylko sympatycy jej partii Fratelli Italia, ale też technokraci, „państwowcy”, ludzie biznesu. Kręcą natomiast nosem nad jej gabinetem i jej politycznymi sojusznikami. Jeden z nich – Forza Italia, po śmierci jej założyciela, trzykrotnego premiera Włoch Silvio Berlusconiego cienko przedzie. Jej szefem został bliski przez lata współpracownik magnata finansowo – medialnego i wielkiego fana piłki nożnej, Signore Berlusconiego – Antonio Tajani.
Ten eksprzewodniczący Parlamentu Europejskiego (a wcześniej jego wiceprzewodniczący) i były włoski komisarz w Komisji Europejskiej w rządzie pierwszej kobiety – premiera Włoch pełni prestiżową funkcję ministra spraw zagranicznych. Nie ponosi porażek, ale jako lider Forza Italia, w partyjnych butach właściciela paru kanałów telewizyjnych, klubu futbolowego AC Milan oraz premiera i szefa formacji politycznej, pozbawiony charyzmy Berlusconiego – pikuje w sondażach.
To może być problem dla Meloni, która poza świetnymi wciąż wynikami jej Braci Włochów, aby rządzić potrzebuje również poparcia na poziomie około 8 proc. dla swoich koalicjantów – drugim jest Lega, dawna Lega Nord Matteo Salviniego. Taki jest po prostu urok włoskiej ordynacji wyborczej do Camera dei Deputati czyli izby niższej parlamentu Italii. Skądinąd tak bardzo nie różni się ona od tej naszej, w Polsce.
Salvini, który w swoim czasie miał ze swoją partią poparcie rzędu nawet do 36 proc. – gdy startująca dopiero do samodzielnego bytu formacja Giorgii Meloni miała raptem 4,5 procenta – jest ilustracja opowieści o posiadaczu złotego rogu. Stracił prymat na prawicy na rzecz Braci Włochów, w wyborach parlamentarnych, uzyskał wynik aż 4,5 razy gorszy niż jego najlepsze sondaże (8 proc.) i nie dostał w rządzie tego czego chciał – marzył bowiem o powrocie na stanowisko ministra spraw wewnętrznych, które kiedyś sprawował i które wtedy było dla niego trampoliną dla olbrzymiej popularności – podejmował bowiem spektakularne działania przeciwko nielegalnym imigrantom, co musiało budzić entuzjazm Włochów, skrajnie zmęczonych tym problemem.
Oficjalnie na objęcie funkcji szefa MSW w prawicowym rządzie Włoch nie zgodził się prezydent Sergio Mattarella (pełni swoją aż siedmioletnią kadencję po raz drugi, co w historii Italii jest absolutną rzadkością). Jednak moi przyjaciele twierdzą, że premier Meloni, która mimo różnic politycznych ma doskonałe relacje z Głową Państwa – nie chcąc, aby jej koalicjant, ale też konkurent nie uzyskał kolejnej okazji do zdobycia serc Włochów – „załatwiła” nieoficjalne weto prezydenta w tej sprawie.
Włoska polityka jest pasjonująca. Czasem przypomina naszą...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.