Pomarańczowi jednak przegrali. Nawet jeśli stworzą rząd, to będzie to chybotliwa konstrukcja zależna od komunistów i socjalistów.
Jest nawet gorzej. Przegrywa Ukraina. "Cudy nad urnami", nieustanne czekanie na wyniki wyborcze z Sewastopola i Kijowa to cały czas "prawie demokracja" w dodatku zadeptywana przez Rosję i jej nagłe żądanie spłaty całego gazowego zadłużenia.
Ukraina po trosze cierpi na polską chorobę. Głęboki podział społeczny przy proporcjonalnej ordynacji oznacza parlamentarne rozdrobnienie. Prym wiodą politycy kanapowi. To raj dla swingersów – tych, którzy stosują relatywizm poglądowy. Tam nie ma polityki tylko, jak zauważył Myrosław Popowicz, miliony dolarów potrzebne do większości. System sam z siebie napędza się korupcją. Pomarańczowi nie zrobili nic, by go powstrzymać. I oto można mieć do nich największy żal.
Julia Tymoszenko, jeśli stworzy koalicję to będzie dysponowała kilkoma głosami większości. Koalicja będzie się składała z więcej niż dwóch partii – w dodatku mających wobec siebie ostre urazy. Regionom Wiktora Janukowycza nietrudno będzie wyłuskać kilku niezadowolonych, by koalicją zachwiać. Będzie więc powtórka z niedawnego permanentnego kryzysu.Oczywiście można załamać nad Ukrainą ręce. To koniec demokracji, upadek i cofanie się w przeszłość. Tak samo robią na Zachodzie z Polską. Nic to dobrego nie przynosi, bo rodzi jeszcze większą frustrację. Ja w ukraińską demokrację cały czas wierzę.