Minister Krystyna Łybacka dobija polską szkołę średnią?!
Nie lubisz ciężko pracować? Nie chcesz, żeby twoją pracę maturalną sprawdzał egzaminator z zewnątrz, lecz nauczycielka, u której od lat bierzesz korepetycje? Nie chcesz przeżywać stresu i ostro konkurować? Nie musisz. Ministerstwo Edukacji Narodowej dostosuje egzamin maturalny do twego poziomu i ochroni cię przed problemami. Ochroni i pocieszy także pedagogów, szczególnie tych ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. Takie podejście to zbrodnia na polskiej edukacji.
Test prawdy
Ofiarą tej zbrodni są uczniowie i ich płacący podatki rodzice. Wyniki próbnych testów nowej matury pokazują, że cztery lata nauki niewiele dają: co czwarty uczeń nie poradził sobie z testem z matematyki, choć rozwiązanie już 30 proc. zadań wystarczało, by uzys-kać pozytywną ocenę. Tak niskiego progu nie stosuje się w żadnym kraju Unii Europejskiej, nie mówiąc o Stanach Zjednoczonych, Japonii czy Kanadzie. Wynik bardzo dobry uzyskało zaledwie 2,6 proc. uczniów. - Egzamin z matematyki był żenująco prosty. Większość zadań była na poziomie szkoły podstawowej - uważa Elżbieta Świda, nauczycielka matematyki w warszawskim Liceum im. Lelewela. Tam, gdzie wedle nowych zasad przeprowadzono egzaminy z historii, geografii i języka polskiego, wyniki były wręcz katastrofalne: sprawdzianu nie zdała prawie połowa uczniów (z geografii dokładnie połowa), w tym z renomowanych szkół.
Powód? Młodzież po raz pierwszy od rozpoczęcia nauki w liceum musiała przetworzyć wiadomości i stanęła wobec tego zadania bezradna (w szkołach amerykańskich i brytyjskich, a także w części niepublicznych szkół w Polsce w każdym roku trzeba przygotować kilkadziesiąt prac kontrolnych). - Większość uczniów nie ma żadnej wiedzy, tylko zestaw oderwanych wiadomości. Ani nie potrafią rozwiązywać testów wielokrotnego wyboru, ani przeprowadzić logicznego wywodu czy posłużyć się określoną formą narracji. Zamiast przekazywania wiedzy szkoła wykształca edukacyjny odruch Pawłowa. To katastrofa - mówi prof. Aleksander Nalaskowski, dyrektor Instytutu Pedagogiki UMK w Toruniu.
Nie ma termometru - nie ma podwyższonej temperatury
Jak na to zareagowała Krystyna Łybacka, nowa minister edukacji? Nową maturę postanowiła przesunąć o trzy lata, z tym że w tym roku uczniowie mogliby wybrać formę egzaminu. Zmarnowano siedem lat pracy kilkudziesięciu tysięcy ludzi (przeszkolono na przykład 30 tys. członków komisji) i około 60 mln zł.
W każdym kraju fatalne wyniki próbnej matury wywołałyby alarm. Publicznie pytano by, kto odpowiada za to, że szkoła uczy nie tak, jak powinna; za co płacimy nauczycielom, skoro tego nie robią. A premier i minister edukacji musieliby na te pytania odpowiedzieć. W Polsce rozwiązanie problemu postanowiono przesunąć na później. Jakby w organizmie pacjenta wykryto salmonellę, ale leczenie odłożono na kilka lat - do czasu gdy poprawi się stan higieny w kraju.
Minister Łybacka dowodzi tym samym, że szkoła nie jest dla uczniów, tylko dla nauczycieli. Wyniki próbnej matury to przede wszystkim negatywna ocena pracy pedagogów, członków najliczniejszej (750 tys. osób) i chyba najbardziej wpływowej partii w Polsce. Wpływowej, ponieważ nie można ich zmusić do zmiany stylu pracy, zwiększyć osiemnastogodzinnego pensum, poddać rynkowej konkurencji. Karta gwarantuje im właściwie dożywotnie posady, uniemożliwia usunięcie ze szkół złych nauczycieli, podczas gdy 80 tys. wykształconych w ostatnich latach i lepiej przygotowanych do zawodu nie może znaleźć zatrudnienia. - Dla minister Łybackiej szkoła to nauczyciele, czyli potencjalny elektorat. Dlatego zdecydowała się na działanie przeciwko interesom uczniów i rodziców, mimo że będzie to miało fatalny wpływ na cały system edukacji - uważa prof. Mirosław Handke, były minister edukacji narodowej, współtwórca programu nowych matur.
Nie leczona ciężka choroba
Większość nauczycieli uznała, że za słabe wyniki próbnej matury nie odpowiadają oni, tylko ministerstwo, które wymyśliło nowy typ egzaminu. Część środowiska bojkotowała zresztą kursy przygotowawcze do nowej matury (notabene opłacane przez MEN), uważając, że wystarczy im długoletnie doświadczenie. Nie wystarczyło.
Krystyna Łybacka uważa, że dopiero obecni uczniowie gimnazjów będą przygotowani do zdawania egzaminów nowego typu. - To czysta demagogia. Szkoła powinna w każdym momencie przekazywać w miarę uniwersalną wiedzę i umiejętności. I obojętne, czy procenty będziemy wyliczać na różowej kartce, arkuszu egzaminacyjnym czy papierze w kratkę. Szkoła jak najszybciej musi być przygotowana do nauki po nowemu, bo nie stać nas na wyrzucanie pieniędzy w błoto. Wykryliśmy ciężką chorobę i trzeba ją natychmiast zacząć leczyć, a nie dywagować, kiedy będzie na to dobry moment - uważa prof. Nalaskowski.
XIX-wieczny skansen
"Choć statystyki, prognozy i zwyczajna troska o przyszłość nakazują prorynkowe zmiany w systemie edukacji, zwykle zwycięża siła inercji. Dlatego europejska szkoła - może poza Wielką Brytanią - jest właściwie XIX-wiecznym skansenem" - uważa Seymour Sarasan, autor książki "Kultura szkoły i problem zmiany". Nauczyciele nie zwracają uwagi na to, czy uczeń, który umie obliczyć, że 20 ze 100 to 20 proc., poproszony o ustalenie, ile trzeba dodać mąki, aby stanowiła 20 proc. ciasta, potrafi to zrobić - to przecież inny typ zadania, wymagający przetworzenia wiedzy. Nowa matura miała wymusić zmiany w tym kierunku.
To nie jest tylko problem szkoły, ale przyszłości Polski w Unii Europejskiej. Unijnej konkurencji sprostają nie chodzące encyklopedie, lecz ludzie twórczy, umiejący się uczyć. Dziesiątki tysięcy uczniów próbowało to wyzwanie podjąć, więc byłoby zbrodnią zmarnować ich wysiłek. Nowa matura stała się też swego rodzaju prawem nabytym. Dlatego w jej obronie wystąpił Andrzej Zoll, rzecznik praw obywatelskich. - Twierdzę, że powstało tutaj prawo indywidualne uczniów i trzeba im stworzyć takie warunki, aby ci, którzy chcą zdawać nową maturę, mogli to zrobić. W przeciwnym razie przysługiwać im będzie prawo roszczenia przed sądem - uważa Andrzej Zoll.
Test prawdy
Ofiarą tej zbrodni są uczniowie i ich płacący podatki rodzice. Wyniki próbnych testów nowej matury pokazują, że cztery lata nauki niewiele dają: co czwarty uczeń nie poradził sobie z testem z matematyki, choć rozwiązanie już 30 proc. zadań wystarczało, by uzys-kać pozytywną ocenę. Tak niskiego progu nie stosuje się w żadnym kraju Unii Europejskiej, nie mówiąc o Stanach Zjednoczonych, Japonii czy Kanadzie. Wynik bardzo dobry uzyskało zaledwie 2,6 proc. uczniów. - Egzamin z matematyki był żenująco prosty. Większość zadań była na poziomie szkoły podstawowej - uważa Elżbieta Świda, nauczycielka matematyki w warszawskim Liceum im. Lelewela. Tam, gdzie wedle nowych zasad przeprowadzono egzaminy z historii, geografii i języka polskiego, wyniki były wręcz katastrofalne: sprawdzianu nie zdała prawie połowa uczniów (z geografii dokładnie połowa), w tym z renomowanych szkół.
Powód? Młodzież po raz pierwszy od rozpoczęcia nauki w liceum musiała przetworzyć wiadomości i stanęła wobec tego zadania bezradna (w szkołach amerykańskich i brytyjskich, a także w części niepublicznych szkół w Polsce w każdym roku trzeba przygotować kilkadziesiąt prac kontrolnych). - Większość uczniów nie ma żadnej wiedzy, tylko zestaw oderwanych wiadomości. Ani nie potrafią rozwiązywać testów wielokrotnego wyboru, ani przeprowadzić logicznego wywodu czy posłużyć się określoną formą narracji. Zamiast przekazywania wiedzy szkoła wykształca edukacyjny odruch Pawłowa. To katastrofa - mówi prof. Aleksander Nalaskowski, dyrektor Instytutu Pedagogiki UMK w Toruniu.
Nie ma termometru - nie ma podwyższonej temperatury
Jak na to zareagowała Krystyna Łybacka, nowa minister edukacji? Nową maturę postanowiła przesunąć o trzy lata, z tym że w tym roku uczniowie mogliby wybrać formę egzaminu. Zmarnowano siedem lat pracy kilkudziesięciu tysięcy ludzi (przeszkolono na przykład 30 tys. członków komisji) i około 60 mln zł.
W każdym kraju fatalne wyniki próbnej matury wywołałyby alarm. Publicznie pytano by, kto odpowiada za to, że szkoła uczy nie tak, jak powinna; za co płacimy nauczycielom, skoro tego nie robią. A premier i minister edukacji musieliby na te pytania odpowiedzieć. W Polsce rozwiązanie problemu postanowiono przesunąć na później. Jakby w organizmie pacjenta wykryto salmonellę, ale leczenie odłożono na kilka lat - do czasu gdy poprawi się stan higieny w kraju.
Minister Łybacka dowodzi tym samym, że szkoła nie jest dla uczniów, tylko dla nauczycieli. Wyniki próbnej matury to przede wszystkim negatywna ocena pracy pedagogów, członków najliczniejszej (750 tys. osób) i chyba najbardziej wpływowej partii w Polsce. Wpływowej, ponieważ nie można ich zmusić do zmiany stylu pracy, zwiększyć osiemnastogodzinnego pensum, poddać rynkowej konkurencji. Karta gwarantuje im właściwie dożywotnie posady, uniemożliwia usunięcie ze szkół złych nauczycieli, podczas gdy 80 tys. wykształconych w ostatnich latach i lepiej przygotowanych do zawodu nie może znaleźć zatrudnienia. - Dla minister Łybackiej szkoła to nauczyciele, czyli potencjalny elektorat. Dlatego zdecydowała się na działanie przeciwko interesom uczniów i rodziców, mimo że będzie to miało fatalny wpływ na cały system edukacji - uważa prof. Mirosław Handke, były minister edukacji narodowej, współtwórca programu nowych matur.
Nie leczona ciężka choroba
Większość nauczycieli uznała, że za słabe wyniki próbnej matury nie odpowiadają oni, tylko ministerstwo, które wymyśliło nowy typ egzaminu. Część środowiska bojkotowała zresztą kursy przygotowawcze do nowej matury (notabene opłacane przez MEN), uważając, że wystarczy im długoletnie doświadczenie. Nie wystarczyło.
Krystyna Łybacka uważa, że dopiero obecni uczniowie gimnazjów będą przygotowani do zdawania egzaminów nowego typu. - To czysta demagogia. Szkoła powinna w każdym momencie przekazywać w miarę uniwersalną wiedzę i umiejętności. I obojętne, czy procenty będziemy wyliczać na różowej kartce, arkuszu egzaminacyjnym czy papierze w kratkę. Szkoła jak najszybciej musi być przygotowana do nauki po nowemu, bo nie stać nas na wyrzucanie pieniędzy w błoto. Wykryliśmy ciężką chorobę i trzeba ją natychmiast zacząć leczyć, a nie dywagować, kiedy będzie na to dobry moment - uważa prof. Nalaskowski.
XIX-wieczny skansen
"Choć statystyki, prognozy i zwyczajna troska o przyszłość nakazują prorynkowe zmiany w systemie edukacji, zwykle zwycięża siła inercji. Dlatego europejska szkoła - może poza Wielką Brytanią - jest właściwie XIX-wiecznym skansenem" - uważa Seymour Sarasan, autor książki "Kultura szkoły i problem zmiany". Nauczyciele nie zwracają uwagi na to, czy uczeń, który umie obliczyć, że 20 ze 100 to 20 proc., poproszony o ustalenie, ile trzeba dodać mąki, aby stanowiła 20 proc. ciasta, potrafi to zrobić - to przecież inny typ zadania, wymagający przetworzenia wiedzy. Nowa matura miała wymusić zmiany w tym kierunku.
To nie jest tylko problem szkoły, ale przyszłości Polski w Unii Europejskiej. Unijnej konkurencji sprostają nie chodzące encyklopedie, lecz ludzie twórczy, umiejący się uczyć. Dziesiątki tysięcy uczniów próbowało to wyzwanie podjąć, więc byłoby zbrodnią zmarnować ich wysiłek. Nowa matura stała się też swego rodzaju prawem nabytym. Dlatego w jej obronie wystąpił Andrzej Zoll, rzecznik praw obywatelskich. - Twierdzę, że powstało tutaj prawo indywidualne uczniów i trzeba im stworzyć takie warunki, aby ci, którzy chcą zdawać nową maturę, mogli to zrobić. W przeciwnym razie przysługiwać im będzie prawo roszczenia przed sądem - uważa Andrzej Zoll.
Więcej możesz przeczytać w 45/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.