Dlaczego maturzyści powinni zdawać matematykę
Kilkanaście lat temu uczestniczyłem w spotkaniu z kilkunastoma wykształconymi Chińczykami z Singapuru i Hongkongu, kilkoma Hindusami, Japończykami oraz kilkoma Polakami. Oczywiście wszyscy rodacy legitymowali się wyższym wykształceniem i uważali się za światłych ludzi. W pewnym momencie jeden z nich powiedział: "Nigdy nie mogłem zrozumieć matematyki, ale na szczęście nie była mi do niczego potrzebna". U Chińczyków, Hindusów i Japończyków zdanie to wywołało szok. Ludzie ci, a zwłaszcza Japończycy, uważają, że przyznanie się do niemożności opanowania matematyki na poziomie szkolnym kompromituje każdego, kto chce uchodzić za światłego człowieka.
Minister Krystyna Łybacka tłumaczyła tymczasem dziennikarzom, że "wprowadzenie obowiązkowego egzaminu z matematyki w szkole ponadgimnazjalnej skończy się katowaniem humanistów matematyką". Zacytowanie tej opinii przez prasę amerykańską groziłoby powstaniem nowych polish jokes. Łatwo sobie wyobrazić na przykład taki dowcip: "Co mówi Polak, kiedy nie umie obliczyć podatku VAT?". "Jestem humanistą" - tak brzmiałaby prawidłowa odpowiedź.
Odkrywanie wartościowości helu
Problem ujawniony przez minister edukacji jest znacznie poważniejszy niż tylko to, czy na maturze ma być egzamin z matematyki, czy nie. Konieczne jest radykalne przewartościowanie pojęć: ktoś, kto nie może opanować szkolnej matematyki, to nie humanista, lecz ignorant.
Wbrew powszechnym wyobrażeniom matematyka w szkole nie służy jedynie do tego, byśmy nauczyli się liczyć. Gdyby tak było, wystarczyłoby kupić każdemu kalkulator zamiast sterty podręczników. Matematyka uczy logicznego myślenia i dyscypliny umysłowej. Ich brak widać w produkcji naukowej humanistów i przedstawicieli nauk społecznych. Dominują prace bez tezy i dowodu, czyli bezwartościowe. Pewien naukowiec ekolog, przeciwnik energii jądrowej, napisał na przykład, że wytwarzane w wyniku reakcji jądrowej gazy szlachetne "mają jednak określoną energię większą od energii wiązań międzyatomowych". Tak więc nieprawdą jest twierdzenie fizyków, że są chemicznie obojętne. Tym samym odkrył różną od zera wartościowość helu, co zasługuje na Nobla.
Jak być statystycznie w ciąży
Z pracy dowodzącej, że pewne cechy osobowości, powodujące skłonność do czynów brutalnych, mogą być dziedziczone, jeden z wiceministrów w rządzie Jerzego Buzka, doktor prawa, wyciągnął wniosek, iż "przestępczość jest dziedziczna". Problemem jest to, że dziedziczenie to zjawisko dotyczące przyrody (materialne), a przestępczość to pojęcie abstrakcyjne, stosowane do opisu pewnej kategorii zachowań. Nie odróżniając bytów materialnych od abstrakcji, można zostać doktorem i wiceministrem, bo wcześniej można było zdać maturę, nie opanowawszy podstaw logiki. Z kolei pewien profesor psychologii napisał już na pierwszej stronie swej książki, że "osobowość jest cechą stałą zmieniającą się w czasie". Zatem stałą czy jednak zmieniającą się?
Do prawdziwych rewelacji dochodzimy wtedy, gdy spojrzymy, co nasi humaniści, a także politycy i publicyści, wyprawiają ze statystyką. Nieżyjący już astronom prof. Włodzimierz Zon opowiadał kiedyś o pewnym studencie: "Student prostaczek ustawił trzy kobiety w szeregu. Dwie po bokach były w ciąży, a ta w środku - nie. Następnie uśrednił ciążę wśród kobiet według rozkładu Gausa i wyszło mu, że ta w środku będzie miała bliźniaki".
Na bakier z logiką
Powszechnie wyciąga się wnioski z zestawiania liczb mniejszych od błędu pomiaru. W trzech kolejnych latach było co roku około trzystu zabójstw, których sprawców nie wykryto. Nie wiadomo więc, w jakim byli wieku. W tym samym czasie liczby wykrytych sprawców nieletnich wyniosły kolejno 5, 15 i 37. Na tej podstawie rozpętano ogólnonarodową histerię wokół rzekomo dramatycznie rosnącej liczby zabójstw dokonywanych przez nieletnich. Losowa, o niczym nie świadcząca fluktuacja, została wykorzystana do "robienia atmosfery".
Co roku polskie media donoszą o "dramatycznym wzroście liczby przestępstw". Ciekawe, że autorzy tych doniesień nie zastanawiają się, czemu w takim razie liczby przestępstw od dziesięciu lat pozostają niemal takie same (sumaryczny wzrost istnieje, ale jest bardzo niewielki)? Odpowiedź jest prosta: większość autorów nie umie czytać statystyk, nie odróżnia procentu prostego od składanego, nie widzi nic niestosownego w porównywaniu wielkości różnego rodzaju, a nawet nie zauważa, że zestawia liczby wyrażone w innych jednostkach lub wielkości inaczej definiowane (z powodu zmian w prawie zmienił się zakres czynów karalnych i definicja przestępstwa). Nagminne jest podawanie wartości funkcji bez określenia układu współrzędnych. Prezenterka telewizyjna mówi na przykład: "W ostatnim czasie dwukrotnie wzrosła liczba napadów". W ostatnim czasie, to znaczy kiedy? Przez rok czy przez pięć lat, a może przez godzinę? Dwukrotnie, to znaczy z jednego na dwa czy ze stu na dwieście?
Równanie, czyli nierówność
Powszechne nieuctwo w zakresie matematyki oraz nauk ścisłych i przyrodniczych przekłada się na wymuszane przez populistów błędne decyzje polityczne i gospodarcze. Gdyby zrealizowano pomył rozdania każdemu po sto milionów złotych oraz wdrożono projekt powszechnego uwłaszczenia autorstwa profesora psychologii, mielibyśmy dziś o 11 mld zł większą dziurę budżetową. Pod wpływem takich koncepcji populiści wymusili na Sejmie tzw. powszechną prywatyzację. Każdy z nas miał mieć akcje prywatyzowanych przedsiębiorstw, bo każdy dostał świadectwo udziałowe. Retoryczne wydaje się pytanie, kto obecnie ma te akcje.
Kłopoty finansowe państwa biorą się głównie z tego, że Sejm wielokrotnie głosował tak, jakby matematyka nie istniała. Ignorując ostrzeżenia ministra finansów i innych ekonomistów, uchwalał wydatki większe od wpływów. Jest to typowe dla nieuków marzenie, by strony równania nie musiały być sobie równe. Dla ludzi tak myślących wrogiem jest Leszek Balcerowicz, bo po prostu żąda, by strony równania jednak były równe.
Rezultatem ignorancji w zakresie nauk przyrodniczych był projekt ustawy zakazującej sprzedaży żywności zmodyfikowanej genetycznie. Autorzy projektu nie wiedzieli, że geny nie przenoszą się między gatunkami i drogą pokarmową. Mało tego, pod naciskiem grupy populistów zaniechano rozwoju energetyki jądrowej, bo ekologowie nie wiedzieli, co to jest reaktor i mylili go z bombą. W efekcie mamy dziś drogą energię elektryczną, co się przekłada na mniejszą konkurencyjność gospodarki i bardziej zanieczyszczone środowisko. Szczytem ignorancji w dziedzinie fizyki jest ciągle bredzenie o "odnawialnych źródłach energii". Jest to po prostu jawne obalanie drugiej zasady termodynamiki.
Żaden kraj, a tym bardziej kraj na dorobku, nie może sobie pozwolić na ignorowanie matematyki i związanej z nią logiki. W takim kraju nie ma miejsca dla "naukowców" szukających wartościowości helu, obalających zasady termodynamiki czy przeprowadzających operacje statystyczne na trzech liczbach. Usunięcie matematyki z egzaminu maturalnego jest więc uderzeniem w polską gospodarkę, uderzeniem w społeczeństwo i jego przyszłość.
Minister Krystyna Łybacka tłumaczyła tymczasem dziennikarzom, że "wprowadzenie obowiązkowego egzaminu z matematyki w szkole ponadgimnazjalnej skończy się katowaniem humanistów matematyką". Zacytowanie tej opinii przez prasę amerykańską groziłoby powstaniem nowych polish jokes. Łatwo sobie wyobrazić na przykład taki dowcip: "Co mówi Polak, kiedy nie umie obliczyć podatku VAT?". "Jestem humanistą" - tak brzmiałaby prawidłowa odpowiedź.
Odkrywanie wartościowości helu
Problem ujawniony przez minister edukacji jest znacznie poważniejszy niż tylko to, czy na maturze ma być egzamin z matematyki, czy nie. Konieczne jest radykalne przewartościowanie pojęć: ktoś, kto nie może opanować szkolnej matematyki, to nie humanista, lecz ignorant.
Wbrew powszechnym wyobrażeniom matematyka w szkole nie służy jedynie do tego, byśmy nauczyli się liczyć. Gdyby tak było, wystarczyłoby kupić każdemu kalkulator zamiast sterty podręczników. Matematyka uczy logicznego myślenia i dyscypliny umysłowej. Ich brak widać w produkcji naukowej humanistów i przedstawicieli nauk społecznych. Dominują prace bez tezy i dowodu, czyli bezwartościowe. Pewien naukowiec ekolog, przeciwnik energii jądrowej, napisał na przykład, że wytwarzane w wyniku reakcji jądrowej gazy szlachetne "mają jednak określoną energię większą od energii wiązań międzyatomowych". Tak więc nieprawdą jest twierdzenie fizyków, że są chemicznie obojętne. Tym samym odkrył różną od zera wartościowość helu, co zasługuje na Nobla.
Jak być statystycznie w ciąży
Z pracy dowodzącej, że pewne cechy osobowości, powodujące skłonność do czynów brutalnych, mogą być dziedziczone, jeden z wiceministrów w rządzie Jerzego Buzka, doktor prawa, wyciągnął wniosek, iż "przestępczość jest dziedziczna". Problemem jest to, że dziedziczenie to zjawisko dotyczące przyrody (materialne), a przestępczość to pojęcie abstrakcyjne, stosowane do opisu pewnej kategorii zachowań. Nie odróżniając bytów materialnych od abstrakcji, można zostać doktorem i wiceministrem, bo wcześniej można było zdać maturę, nie opanowawszy podstaw logiki. Z kolei pewien profesor psychologii napisał już na pierwszej stronie swej książki, że "osobowość jest cechą stałą zmieniającą się w czasie". Zatem stałą czy jednak zmieniającą się?
Do prawdziwych rewelacji dochodzimy wtedy, gdy spojrzymy, co nasi humaniści, a także politycy i publicyści, wyprawiają ze statystyką. Nieżyjący już astronom prof. Włodzimierz Zon opowiadał kiedyś o pewnym studencie: "Student prostaczek ustawił trzy kobiety w szeregu. Dwie po bokach były w ciąży, a ta w środku - nie. Następnie uśrednił ciążę wśród kobiet według rozkładu Gausa i wyszło mu, że ta w środku będzie miała bliźniaki".
Na bakier z logiką
Powszechnie wyciąga się wnioski z zestawiania liczb mniejszych od błędu pomiaru. W trzech kolejnych latach było co roku około trzystu zabójstw, których sprawców nie wykryto. Nie wiadomo więc, w jakim byli wieku. W tym samym czasie liczby wykrytych sprawców nieletnich wyniosły kolejno 5, 15 i 37. Na tej podstawie rozpętano ogólnonarodową histerię wokół rzekomo dramatycznie rosnącej liczby zabójstw dokonywanych przez nieletnich. Losowa, o niczym nie świadcząca fluktuacja, została wykorzystana do "robienia atmosfery".
Co roku polskie media donoszą o "dramatycznym wzroście liczby przestępstw". Ciekawe, że autorzy tych doniesień nie zastanawiają się, czemu w takim razie liczby przestępstw od dziesięciu lat pozostają niemal takie same (sumaryczny wzrost istnieje, ale jest bardzo niewielki)? Odpowiedź jest prosta: większość autorów nie umie czytać statystyk, nie odróżnia procentu prostego od składanego, nie widzi nic niestosownego w porównywaniu wielkości różnego rodzaju, a nawet nie zauważa, że zestawia liczby wyrażone w innych jednostkach lub wielkości inaczej definiowane (z powodu zmian w prawie zmienił się zakres czynów karalnych i definicja przestępstwa). Nagminne jest podawanie wartości funkcji bez określenia układu współrzędnych. Prezenterka telewizyjna mówi na przykład: "W ostatnim czasie dwukrotnie wzrosła liczba napadów". W ostatnim czasie, to znaczy kiedy? Przez rok czy przez pięć lat, a może przez godzinę? Dwukrotnie, to znaczy z jednego na dwa czy ze stu na dwieście?
Równanie, czyli nierówność
Powszechne nieuctwo w zakresie matematyki oraz nauk ścisłych i przyrodniczych przekłada się na wymuszane przez populistów błędne decyzje polityczne i gospodarcze. Gdyby zrealizowano pomył rozdania każdemu po sto milionów złotych oraz wdrożono projekt powszechnego uwłaszczenia autorstwa profesora psychologii, mielibyśmy dziś o 11 mld zł większą dziurę budżetową. Pod wpływem takich koncepcji populiści wymusili na Sejmie tzw. powszechną prywatyzację. Każdy z nas miał mieć akcje prywatyzowanych przedsiębiorstw, bo każdy dostał świadectwo udziałowe. Retoryczne wydaje się pytanie, kto obecnie ma te akcje.
Kłopoty finansowe państwa biorą się głównie z tego, że Sejm wielokrotnie głosował tak, jakby matematyka nie istniała. Ignorując ostrzeżenia ministra finansów i innych ekonomistów, uchwalał wydatki większe od wpływów. Jest to typowe dla nieuków marzenie, by strony równania nie musiały być sobie równe. Dla ludzi tak myślących wrogiem jest Leszek Balcerowicz, bo po prostu żąda, by strony równania jednak były równe.
Rezultatem ignorancji w zakresie nauk przyrodniczych był projekt ustawy zakazującej sprzedaży żywności zmodyfikowanej genetycznie. Autorzy projektu nie wiedzieli, że geny nie przenoszą się między gatunkami i drogą pokarmową. Mało tego, pod naciskiem grupy populistów zaniechano rozwoju energetyki jądrowej, bo ekologowie nie wiedzieli, co to jest reaktor i mylili go z bombą. W efekcie mamy dziś drogą energię elektryczną, co się przekłada na mniejszą konkurencyjność gospodarki i bardziej zanieczyszczone środowisko. Szczytem ignorancji w dziedzinie fizyki jest ciągle bredzenie o "odnawialnych źródłach energii". Jest to po prostu jawne obalanie drugiej zasady termodynamiki.
Żaden kraj, a tym bardziej kraj na dorobku, nie może sobie pozwolić na ignorowanie matematyki i związanej z nią logiki. W takim kraju nie ma miejsca dla "naukowców" szukających wartościowości helu, obalających zasady termodynamiki czy przeprowadzających operacje statystyczne na trzech liczbach. Usunięcie matematyki z egzaminu maturalnego jest więc uderzeniem w polską gospodarkę, uderzeniem w społeczeństwo i jego przyszłość.
Więcej możesz przeczytać w 45/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.