W czwartek, 11 stycznia, Prawo i Sprawiedliwość zorganizowało przed gmachem Sejmu „Protest wolnych Polaków”. Według organizatorów wzięło w nim udział ok. 300 tys. osób, a według warszawskiego ratusza ok. 35 tys.
Barierki przed Sejmem na czas protestu
Manifestacja była wyrazem sprzeciwu wobec działań rządu premiera Donalda Tuska. Chodzi m.in. o kwestię osadzenia posłów PiS Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika wbrew wydaniu wobec nich aktu łaski przez prezydenta w 2015 r.
Przed rozpoczęciem manifestacji ponownie rozstawiono barierki wokół gmachu Sejmu. Wywołało to spore kontrowersje, gdyż zgodę na rozstawienie wydał marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Chodzi o to, że już pierwszego dnia swojego urzędowania wydał decyzję o usunięciu barierek sprzed Sejmu, które stały tam od 2016 r.
– Znikną szpecące Sejm policyjne barierki, bo dość już tych barier postawiono między nami – mówił marszałek 13 listopada w trakcie inauguracyjnego posiedzenia Sejmu X kadencji.
Barierki zostały już usunięte
Barierki ustawione przez „Protestem wolnych Polaków” zniknęły już w piątkowy poranek, 12 stycznia. Stróże prawa zaznaczyli, że barierki zostały rozstawione jako wsparcie ich działań w trakcie manifestacji.
– Barierki zostały postawione tylko i wyłącznie jako element wsparcia naszych działań, bo wczoraj było kilka zgromadzeń na terenie Warszawy. Chodziło o względy bezpieczeństwa. (...) Należy pamiętać, iż barierki były postawione przy obiektach ważnych dla bezpieczeństwa państwa. Już wczoraj podkreślałam, że zaraz po zakończonych przez nas czynnościach, one znikną – poinformowała w rozmowie z „Interią” kom. Marta Gierlicka, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji.
Hołownia: Policja miała jeden argument
Marszałek Szymon Hołownia potwierdził w rozmowie z TVN24, że barierki zostały rozstawione na prośbę policji.
— Barierki wróciły na 24 godziny. Taka była umowa z policją. Policja przyszła i poprosiła o to, bo myśmy nie chcieli, żeby te barierki stanęły. Policja miała jeden argument: zdrowie i życie funkcjonariuszy oraz protestujących — tłumaczył Hołownia w programie „Jeden na jeden”.
Zapowiedział, że barierki mogą powrócić tylko w ściśle określonych okolicznościach i „zaraz będą zabierane”.
– Jeżeli przychodzi kilkadziesiąt tysięcy ludzi i byłby tylko ludzki kordon, a ktoś kogoś by tylko popchnął, to ktoś mógłby się przewrócić o coś uderzyć. W pewnym momencie w tłumie nie jesteś w stanie, nawet przy dobrej woli manifestujących, kontrolować pewnych rzeczy — uzupełnił Hołownia.
Czytaj też:
Koniec biznesu futrzarskiego? Rządzący mają plan na zamknięcie fermCzytaj też:
Mateusz Morawiecki: Hołownia miał być alternatywą, a jest trampoliną dla Tuska