Gdy politycy PiS grzmieli w kampanii wyborczej, że Donald Tusk chce zburzyć mur na granicy z Białorusią, obecny premier odpowiadał: „mur musimy zbudować, bo go nie ma, przecież to jest fikcja”. Sugerował, aby w referendum zapytać, czy „jesteś za przywróceniem kontroli na granicy polsko-białoruskiej” i „skuteczną kontrolą napływu migrantów do Polski”.
Jeszcze przed powołaniem nowego rządu Marcin Kierwiński potwierdzał, że o burzeniu muru nikt nie myśli, a granica ma być „uszczelniona”. Niedługo potem polityk KO objął stanowisko szefa MSWiA, a zapytany o push-backi przyznawał, że „wie o emocjach, jakie ta sprawa wywołuje”.
Zapewniał, że resort zlecił „stosowne opracowania prawne” i będzie na ten temat rozmawiał ze Strażą Graniczną.
– Polska granica musi być jeszcze bezpieczniejsza niż teraz, ale bezpieczeństwo nie wyklucza elementarnego człowieczeństwa – deklarował nowy minister, do którego kilka dni później wpłynęło pismo od Rzecznika Praw Obywatelskich.
Marcin Wiącek zaapelował o zmiany w przepisach i alarmował, że najważniejszym problemem „wymagającym pilnego rozwiązania” są właśnie push-backi, czyli – jak wyjaśnił RPO – zawracanie cudzoziemców do linii granicy państwowej tuż po zatrzymaniu, bez dokonania oceny ich sytuacji faktycznej i prawnej. Przypominał, że taką możliwość wprowadziła nowelizacja rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z 13 marca 2020 roku, a przepisy „uniemożliwiają w praktyce cudzoziemcom poszukującym ochrony międzynarodowej przekroczenie granicy”.
„Osobom, które dokonały już tego wbrew przepisom prawa, odbiera szansę na skuteczne złożenie wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej” – zaznaczał Wiącek.