Marzena Tarkowska, „Wprost”: Gdybym zapytała panią Agnieszkę Maciak prywatnie, a nie jako dyrektor Schroniska na „Paluchu”: psy czy koty?
Agnieszka Maciak: Zdecydowanie koty! Fundacja Zwierzokracja, którą kierowałam, zajmowała się kotami. Wyspecjalizowaliśmy się w opiece nad nimi. I dalej działa jako kocia fundacja, już beze mnie.
Jak trafiła pani do pracy w schronisku?
Kilka lat temu Zwierzokracja nawiązała współpracę z grupą wolontariuszy z „Palucha”, i wtedy, jako fundacja, zaczęliśmy przyjmować ze schroniska przypadki kocie, wskazane przez koleżanki – wolontariuszki. Z czasem przyjęło się, że były to ortopedyczne przypadki.
Czyli zajęli się państwo leczeniem?
Tak. I to wolontariusze zasygnalizowali, że jest w schronisku już ten moment, gdy dyrektor Strzelczyk odchodzi na emeryturę i potrzebny jest ktoś nowy. A ja zdecydowałam się dosłownie „za pięć dwunasta”.
Nie zabrzmi to skromnie, ale stwierdziłam, że jestem w stanie tym miejscem pokierować, z uwagi na dość niestandardowy zestaw umiejętności. Zawodowo jestem kierownikiem projektów, jest we mnie miłość do urzędów i doświadczenie urzędnicze, ale przede wszystkim przez kilka lat prowadziłam fundację Zwierzokracja. Z sukcesem.
Te trzy czynniki pojedynczo nie robią wrażenia, ale razem są unikatowe dla tego miejsca. Stąd moja decyzja.
Jakie są pani pierwsze wrażenia po dwóch miesiącach w schronisku?
Na pewno jest to miejsce, które ma ogromny potencjał. Może kreować koncepcję i podejście do bezdomności zwierząt dla całego województwa, a kiedyś może dla całej Polski. Myślę, że mogłoby być wzorem dla organizacji i obywateli. Bardzo chciałybyśmy z panią dyrektor i naszym trzecim załogantem, moim zastępcą Kubą Gasikiem, żeby w perspektywie pięciu – siedmiu lat nasze schronisko stało się przestrzenią łączącą w sobie kilka funkcji. Podstawową i fundamentalną będzie bezpieczna przystań dla zwierząt. Dla niektórych – docelowa. Bo niektóre z nich spędzą tu resztę życia i jesteśmy tego świadomi.
Fundament już powstał. Na tym solidnym pierwszym parterze chcemy budować. To dalej jest okres mapowania i badania tego, co zastałam. „Paluch” to miejsce szczególne z wielu powodów. Spotykają się tu ogromne emocje: społeczeństwa, obywateli, wolontariuszy, pracowników… Trzeba je ukierunkować tak, by działały na jego korzyść. A historycznie wiemy, że różnie bywało.
Jak chce to pani osiągnąć?
Wierzę w to bardzo głęboko i będziemy się z panią dyrektor tego trzymały: Wierzymy, że intencje, wszystkich, którzy są w tym miejscu, są takie, jak nasze. Chcemy stworzyć to miejsce przede wszystkim dla zwierząt. To ogromne marzenie, ale też cel. Od 5 do 7 lat to realny okres, by go osiągnąć.
To cel pani, władz miasta, czy obie strony nad nim pracują?
To zdroworozsądkowe podejście, biorąc pod uwagę typ organizacji. Myślę, że często jest to pomijane w dyskusji o „Paluchu”. To schronisko nie jest prowadzone przez organizacje pozarządowe: fundację czy TOZ (Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami). Jako jednostka budżetowa nie możemy się odciąć się od tego, co mówią przepisy. I nie chcielibyśmy. Ale w związku z tym nasza dynamika i elastyczność są naprawdę minimalne. O ile możemy sobie wypracować pewne schematy, które przyspieszą działania, to przepisy nam coś narzucają. Przykład medialny i najtrudniejszy w zrozumieniu przez otoczenie: pawilon geriatrii, czyli budynek dla starszych psów (w zeszłym roku wykonawca zszedł z budowy, nie udało się z nim porozumieć – red.). Nie wiem, czy prywatna fundacja, która nie jest zobowiązana do przestrzegania przepisów PZP, jak my, zrobiłaby to zwinniej. Pewnie tak. My borykamy się z powodami, dla których pawilon jeszcze nie powstał.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.