Decyzja sądu jest nieprawomocna, można się od niej odwołać do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Szef komisji Adam Hofman powiedział PAP, że będzie odwołanie. "Wyrok zostanie zaskarżony, bo utrzymanie go oznaczałoby jedno - że nie wszyscy są równi wobec prawa" - dodał Hofman. Sama sprawa przesłuchania Gronkiewicz-Waltz przez komisję ma już znaczenie historyczne, bo komisja zakończyła prace i przyjęła raport.
Według sądu, niezależność banku centralnego oraz jego prezesa od kontroli władzy ustawodawczej i wykonawczej jest gwarantowana konstytucyjnie. Wynika to - jak mówiła sędzia Anna Ptaszek - również z ekspertyz prawnych, jakie miała sejmowa komisja śledcza, a mimo to postanowiła wezwać Gronkiewicz-Waltz. Sąd podkreślił, że reprezentujący komisję poseł Andrzej Dera (PiS) nie wykazał legalności wezwania.
Sąd podkreślił, że z tych opinii, którymi komisja dysponowała, wynika, iż "komisji we wzywaniu świadków zaleca się daleko idącą ostrożność". Teoretycznie można sobie wyobrazić - uzasadniała sędzia Anna Ptaszek - wezwanie prezesa NBP, ale tylko gdyby miał przekazać komisji informacje, w posiadanie których wszedł jeszcze przed objęciem funkcji w Banku, i to nie dotyczące tej sfery.
Gronkiewicz-Waltz powiedziała PAP, że orzeczenie sądu przyjmuje z satysfakcją. Kolejny raz podkreśliła, że nie miała obowiązku stawiać się przed komisją śledczą. Skierowanie wniosku do sądu nazwała "celową złośliwością PiS".
"Zgodnie z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego żaden prezes NBP nie może być przesłuchiwany. I to nie jest ważne tylko dla mnie, ale dla każdego przyszłego i przeszłego prezesa. Komisja bankowa nie może działać tak jak chce, ją też obowiązuje prawo" - oświadczyła prezydent stolicy.
"PiS mnie przez cały czas nęka sądami, ale sądy na szczęście są w Polsce niezawisłe. Już kolejny ważny proces wygrywam z PiS" - dodała.
Posłowie chcieli przesłuchać prezydent stolicy, b. szefową NBP w czerwcu tego roku - jak twierdzili, w sprawie prywatyzacji Banku Śląskiego. "Gdybym przyszła na komisję, złamałabym konstytucję" - mówiła wtedy, powołując się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, że komisja śledcza "nie jest uprawniona do badania działalności prezesa NBP".
Przypominała, że stawiła się wcześniej - jako były prezes NBP - przed sejmową komisją śledczą ws. PZU, lecz później - gdy stawiennictwa odmówił ówczesny prezes Leszek Balcerowicz i sprawa trafiła przed Trybunał Konstytucyjny, który orzekł, że komisja nie może przesłuchiwać prezesa NBP w sprawach banku - także odmówiła, za każdym razem szczegółowo uzasadniając swą decyzję.
W lipcu zapadła już pierwsza decyzja w tej sprawie - sąd okręgowy ukarał ją za nieusprawiedliwione niestawienie się przed bankową komisją śledczą. Sąd uznał wówczas jej niestawiennictwo za nieusprawiedliwione. Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił jednak tę decyzję i nakazał I instancji ponowne rozpatrzenie sprawy.
We wtorek sąd podkreślił, że z przepisów konstytucji i orzecznictwa TK jasno wynika, iż prezesa NBP nie można przesłuchiwać na okoliczności związane z działalnością Banku. Stanowisko posła Dery sąd uznał za "pokrętne", a miejscami nawet "niestosowne dla posła i skądinąd prawnika". Tak sąd ocenił słowa, że jest jego "słodką tajemnicą", jakie pytania chce postawić Gronkiewicz-Waltz przed komisją.
Odnosząc się do samej kary (sąd może wymierzyć do 3 tys. zł) sąd podkreślił, że nie ma ona charakteru represji, a jedynie doprowadzenie do stawiennictwa. Tutaj jednak - dodała sędzia Ptaszek - nie może być mowy o ukaraniu Gronkiewicz-Waltz, bo miała ona prawo odmówić stawiennictwa, gdyż nie można było jej wezwać.pap, ss, ab