O ładzie światowym nie decydują rezolucje ONZ, lecz myśliwce NATO
"Jeżeli Kongres spuści wodę na Organizację Narodów Zjednoczonych, wkrótce wyląduje ona na śmietniku historii, tuż obok Ligi Narodów" - ostrzegał kilka lat temu Strobe Talbott, zastępca sekretarza stanu USA. Po 11 września Stany Zjednoczone zdecydowały się jednak spłacić zaległe składki członkowskie. Na początku października ONZ i jej sekretarz generalny otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla. Pierwszy raz przyznano to wyróżnienie organizacji, która... nie istnieje.
Organizacja Narodów Zjednoczonych nigdy nie wypełniła swojego podstawowego mandatu - nie zdołała zapobiec konfliktom zbrojnym i nie zapewniła światu pokoju. - Wydarzenia, jakie nastąpiły po tragedii w Nowym Jorku i Waszyngtonie, potwierdzają, że ONZ służy raczej do przypieczętowania ustaleń powziętych gdzieś w rządowych gabinetach USA czy w NATO - uważa polski dyplomata, przez wiele lat zajmujący się ONZ. Organizacja, która nigdy nie decydowała o losach świata, podlega dalszej marginalizacji. Jej siedziba w Nowym Jorku odzwierciedla kondycję całej instytucji - stare biurka zawalone tonami przez nikogo nie czytanych formularzy i rezolucji. Produkcja makulatury jest jedną z nielicznych dziedzin, w których organizacja odnosi wyjątkowe sukcesy.
Liga Narodów bis
Początki organizacji były pełne nadziei. Biorąc pod uwagę niechlubne doświadczenia Ligi Narodów, ojcowie założyciele ONZ postanowili, że państwa reprezentowane w Zgromadzeniu Ogólnym nie będą miały prawa weta. Przynależeć ono będzie stałym członkom Rady Bezpieczeństwa ONZ, co skutecznie blokuje działalność instytucji. Liga została rozwiązana, bo targana partykularnymi interesami członków nie mogła zapobiec wybuchowi II wojny światowej. Tymczasem reprezentująca 189 państw ONZ nie potrafi się porozumieć nawet co do wysokości składek członkowskich! "Co to takiego Liga Narodów? Nie jest warta nawet splunięcia. (...) Problem [Polski] może zostać rozwiązany nie tak, jak zadecyduje Liga Narodów, ale jak zadecyduje bagnet czerwonoarmisty" - grzmiał w 1920 r. Włodzimierz Lenin. W tym wypadku miał rację. Także dzisiaj o ładzie światowym nie decyduje następczyni ligi, lecz myśliwce NATO.
Morris Abram z Unwatch uważa, że najbardziej rażącym przykładem nieskutecznego działania ONZ jest kwestia zbiorowego bezpieczeństwa. Organizacja ta - według niego - nigdy nie zastąpi regionalnych sojuszy i nie stanie się światowym żandarmem, choć w przeszłości były takie nadzieje. W 1944 r. Cordell Hull, amerykański sekretarz stanu i inicjator stworzenia ONZ, solennie zapewniał, że nie będzie już podziałów na strefy wpływów ani potrzeby militarnego równoważenia sił. Zaledwie pięć lat później jego rodacy powołali do życia NATO. Od tamtej pory to sojusz gwarantował bezpieczeństwo demokratycznego świata, a ostatnio rozwiązuje także najważniejsze konflikty na naszym globie.
Stajnia Augiasza nad East River
Nic dziwnego, Rada Bezpieczeństwa zatrzymała się w rozwoju w 1945 r. Jej stałymi członkami z prawem weta wciąż są zwycięzcy II wojny światowej: USA, Francja, Wielka Brytania, Rosja i Chiny. Od lat bezskutecznie próbują przystąpić do niej Niemcy i Japonia, a także wiele krajów Trzeciego Świata. Chiny nie chcą się jednak dzielić z Japonią, Francuzi i Anglicy z Niemcami itd. Amerykański politolog Samuel Huntington uważa tymczasem: "Idealnie by było, gdyby każda z głównych cywilizacji miała co najmniej jedno stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa". Jak jednak ONZ ma nakłonić do tego mocarstwa, skoro nie może wpływać nawet na własnych urzędników?
Butros Ghali, poprzedni sekretarz generalny ONZ, opisując bizantyjską strukturę tej instytucji, używał określenia "imperium". Niejednokrotnie przyznawał, że musi walczyć z personelem, by wprowadzić niepopularne reformy. Zapytany przez arabskiego dziennikarza o pierwsze wrażenia z podróży do genewskich biur ONZ, powiedział: "Są tam tysiące pracowników. Połowa z nich nie pracuje. Postanowiłem to zmienić". Nie udało się.
Max Jakobson, fiński dyplomata ubiegający się kilka lat temu o fotel sekretarza generalnego, zaproponował skromniejszą koncepcję zadań ONZ. Organizacja miałaby się skupić przede wszystkim na tym, co robi najlepiej: umożliwianiu członkom wymiany myśli i działalności społeczno-ekonomicznej, prowadzonej z myślą o milionach uchodźców. Jakobson przyznaje, że ONZ nie udało się osiągnąć wskazanych ponad pół wieku temu celów - głównie dlatego, że oczekiwania przewyższały jej możliwości. Organizacja okazała się fikcją.
- W okresie zimnej wojny ONZ miała związane ręce. Dopiero teraz może pokazać, na co ją stać - broni organizacji pol-ski dyplomata. Miała na to szansę w Macedonii. W 1995 r. zostały tam wysłane siły zapobiegawcze ONZ (UNPREDEP), pierwsze siły prewencyjne na świecie.
- ONZ nigdy nie była i nie będzie superrządem. To 189 państw, z których często każde chce czegoś innego. Pomoc żywnościowa mogłaby być uważana za sukces, ale nierzadko, głównie w Afryce, do najbardziej potrzebujących dociera zaledwie 30 proc. paczek. Reszta trafia do miejscowych kacyków - mówi Janusz Rydzkowski, autor "Słownika Organizacji Narodów Zjednoczonych". W każdej akcji ONZ można się doszukać niedo-ciągnięć, ale ogólny bilans jest pozytywny. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę budżet tej organizacji, który wynosi tyle, ile budżet miejskich służb oczyszczania w Nowym Jorku.
ONZ odgrywa bardzo ważną rolę - kozetki psychoanalityka - uważa Morris Abram. Gdyby nie pomoc wysokiego komisarza ds. uchodźców, migranci dokonaliby w wielu regionach spustoszenia. Innego zdania byli jednak Amerykanie, którzy na początku lat 90. zarzucili organizacji defraudację dużych sum.
Koniec ONZ?
Indira Gandhi zwykła mawiać: "Proszę bardzo, rozwiążmy ONZ. Jutro trzeba będzie jednak powołać ją na nowo".
O ważnej roli organizacji mają świadczyć m.in. ostatnie wypowiedzi najważniejszych polityków na szczycie APEC w Szanghaju czy na spotkaniach UE. Wszędzie padają stwierdzenia, że zwalczanie terroryzmu może się odbywać jedynie pod egidą ONZ. Prezydent Pakistanu Perwez Muszarraf za każdym razem podkreśla, że udostępnia terytorium kraju do działań przeciwko talibom tylko dlatego, iż przeprowadzane są one pod egidą ONZ. W podobnym duchu wypowiedziały się Rosja i Uzbekistan. Rola listka figowego to jednak nie to, do czego pół wieku temu aspirowała ONZ. Czy warto więc na nią łożyć miliardy dolarów?
- Na szczęście szeregi tych, którzy chcieliby zlikwidować ONZ, szybko topnieją. Wynika to z coraz silniejszego przekonania, że dzisiaj organizacja jest potrzebna bardziej niż kiedykolwiek - twierdzi Zbigniew Włosowicz, specjalny przedstawiciel sekretarza generalnego i szef operacji pokojowej ONZ na Cyprze. Czy jednak w takiej samej formie? - Teraz umocni się rola ONZ jako platformy porozumienia - uważa Wojciech Ponikiewski, były dyrektor Departamentu ds. Ekonomiczno-Społecznych ONZ w polskim MSZ. ONZ daje też satysfakcję krajom Trzeciego Świata. Dla nich to jedyne światowe forum, na którym się mogą wypowiedzieć. Choć są ekonomicznie słabe, miewają ogromną "siłę demograficzną".
W Nowym Jorku przewodnicy oprowadzający turystów po gmachu ONZ dostali niedawno nowe mundury. Ma się to przyczynić do zmiany wizerunku tej organizacji. Same mundury jednak nie wystarczą. Chyba nadszedł czas, by się pożegnać z fikcją pod szumną nazwą Organizacja Narodów Zjednoczonych i przyznać, że od wielu lat zamiast niej działa KNZ - Klub Narodów Zjednoczonych. Jego znaczenia nikt nie zakwestionuje, bo - jak mawiał Charles de Talleyrand - wojna jest sprawą zbyt poważną, aby można ją było pozostawić zawodowym wojskowym.
Organizacja Narodów Zjednoczonych nigdy nie wypełniła swojego podstawowego mandatu - nie zdołała zapobiec konfliktom zbrojnym i nie zapewniła światu pokoju. - Wydarzenia, jakie nastąpiły po tragedii w Nowym Jorku i Waszyngtonie, potwierdzają, że ONZ służy raczej do przypieczętowania ustaleń powziętych gdzieś w rządowych gabinetach USA czy w NATO - uważa polski dyplomata, przez wiele lat zajmujący się ONZ. Organizacja, która nigdy nie decydowała o losach świata, podlega dalszej marginalizacji. Jej siedziba w Nowym Jorku odzwierciedla kondycję całej instytucji - stare biurka zawalone tonami przez nikogo nie czytanych formularzy i rezolucji. Produkcja makulatury jest jedną z nielicznych dziedzin, w których organizacja odnosi wyjątkowe sukcesy.
Liga Narodów bis
Początki organizacji były pełne nadziei. Biorąc pod uwagę niechlubne doświadczenia Ligi Narodów, ojcowie założyciele ONZ postanowili, że państwa reprezentowane w Zgromadzeniu Ogólnym nie będą miały prawa weta. Przynależeć ono będzie stałym członkom Rady Bezpieczeństwa ONZ, co skutecznie blokuje działalność instytucji. Liga została rozwiązana, bo targana partykularnymi interesami członków nie mogła zapobiec wybuchowi II wojny światowej. Tymczasem reprezentująca 189 państw ONZ nie potrafi się porozumieć nawet co do wysokości składek członkowskich! "Co to takiego Liga Narodów? Nie jest warta nawet splunięcia. (...) Problem [Polski] może zostać rozwiązany nie tak, jak zadecyduje Liga Narodów, ale jak zadecyduje bagnet czerwonoarmisty" - grzmiał w 1920 r. Włodzimierz Lenin. W tym wypadku miał rację. Także dzisiaj o ładzie światowym nie decyduje następczyni ligi, lecz myśliwce NATO.
Morris Abram z Unwatch uważa, że najbardziej rażącym przykładem nieskutecznego działania ONZ jest kwestia zbiorowego bezpieczeństwa. Organizacja ta - według niego - nigdy nie zastąpi regionalnych sojuszy i nie stanie się światowym żandarmem, choć w przeszłości były takie nadzieje. W 1944 r. Cordell Hull, amerykański sekretarz stanu i inicjator stworzenia ONZ, solennie zapewniał, że nie będzie już podziałów na strefy wpływów ani potrzeby militarnego równoważenia sił. Zaledwie pięć lat później jego rodacy powołali do życia NATO. Od tamtej pory to sojusz gwarantował bezpieczeństwo demokratycznego świata, a ostatnio rozwiązuje także najważniejsze konflikty na naszym globie.
Stajnia Augiasza nad East River
Nic dziwnego, Rada Bezpieczeństwa zatrzymała się w rozwoju w 1945 r. Jej stałymi członkami z prawem weta wciąż są zwycięzcy II wojny światowej: USA, Francja, Wielka Brytania, Rosja i Chiny. Od lat bezskutecznie próbują przystąpić do niej Niemcy i Japonia, a także wiele krajów Trzeciego Świata. Chiny nie chcą się jednak dzielić z Japonią, Francuzi i Anglicy z Niemcami itd. Amerykański politolog Samuel Huntington uważa tymczasem: "Idealnie by było, gdyby każda z głównych cywilizacji miała co najmniej jedno stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa". Jak jednak ONZ ma nakłonić do tego mocarstwa, skoro nie może wpływać nawet na własnych urzędników?
Butros Ghali, poprzedni sekretarz generalny ONZ, opisując bizantyjską strukturę tej instytucji, używał określenia "imperium". Niejednokrotnie przyznawał, że musi walczyć z personelem, by wprowadzić niepopularne reformy. Zapytany przez arabskiego dziennikarza o pierwsze wrażenia z podróży do genewskich biur ONZ, powiedział: "Są tam tysiące pracowników. Połowa z nich nie pracuje. Postanowiłem to zmienić". Nie udało się.
Max Jakobson, fiński dyplomata ubiegający się kilka lat temu o fotel sekretarza generalnego, zaproponował skromniejszą koncepcję zadań ONZ. Organizacja miałaby się skupić przede wszystkim na tym, co robi najlepiej: umożliwianiu członkom wymiany myśli i działalności społeczno-ekonomicznej, prowadzonej z myślą o milionach uchodźców. Jakobson przyznaje, że ONZ nie udało się osiągnąć wskazanych ponad pół wieku temu celów - głównie dlatego, że oczekiwania przewyższały jej możliwości. Organizacja okazała się fikcją.
- W okresie zimnej wojny ONZ miała związane ręce. Dopiero teraz może pokazać, na co ją stać - broni organizacji pol-ski dyplomata. Miała na to szansę w Macedonii. W 1995 r. zostały tam wysłane siły zapobiegawcze ONZ (UNPREDEP), pierwsze siły prewencyjne na świecie.
- ONZ nigdy nie była i nie będzie superrządem. To 189 państw, z których często każde chce czegoś innego. Pomoc żywnościowa mogłaby być uważana za sukces, ale nierzadko, głównie w Afryce, do najbardziej potrzebujących dociera zaledwie 30 proc. paczek. Reszta trafia do miejscowych kacyków - mówi Janusz Rydzkowski, autor "Słownika Organizacji Narodów Zjednoczonych". W każdej akcji ONZ można się doszukać niedo-ciągnięć, ale ogólny bilans jest pozytywny. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę budżet tej organizacji, który wynosi tyle, ile budżet miejskich służb oczyszczania w Nowym Jorku.
ONZ odgrywa bardzo ważną rolę - kozetki psychoanalityka - uważa Morris Abram. Gdyby nie pomoc wysokiego komisarza ds. uchodźców, migranci dokonaliby w wielu regionach spustoszenia. Innego zdania byli jednak Amerykanie, którzy na początku lat 90. zarzucili organizacji defraudację dużych sum.
Koniec ONZ?
Indira Gandhi zwykła mawiać: "Proszę bardzo, rozwiążmy ONZ. Jutro trzeba będzie jednak powołać ją na nowo".
O ważnej roli organizacji mają świadczyć m.in. ostatnie wypowiedzi najważniejszych polityków na szczycie APEC w Szanghaju czy na spotkaniach UE. Wszędzie padają stwierdzenia, że zwalczanie terroryzmu może się odbywać jedynie pod egidą ONZ. Prezydent Pakistanu Perwez Muszarraf za każdym razem podkreśla, że udostępnia terytorium kraju do działań przeciwko talibom tylko dlatego, iż przeprowadzane są one pod egidą ONZ. W podobnym duchu wypowiedziały się Rosja i Uzbekistan. Rola listka figowego to jednak nie to, do czego pół wieku temu aspirowała ONZ. Czy warto więc na nią łożyć miliardy dolarów?
- Na szczęście szeregi tych, którzy chcieliby zlikwidować ONZ, szybko topnieją. Wynika to z coraz silniejszego przekonania, że dzisiaj organizacja jest potrzebna bardziej niż kiedykolwiek - twierdzi Zbigniew Włosowicz, specjalny przedstawiciel sekretarza generalnego i szef operacji pokojowej ONZ na Cyprze. Czy jednak w takiej samej formie? - Teraz umocni się rola ONZ jako platformy porozumienia - uważa Wojciech Ponikiewski, były dyrektor Departamentu ds. Ekonomiczno-Społecznych ONZ w polskim MSZ. ONZ daje też satysfakcję krajom Trzeciego Świata. Dla nich to jedyne światowe forum, na którym się mogą wypowiedzieć. Choć są ekonomicznie słabe, miewają ogromną "siłę demograficzną".
W Nowym Jorku przewodnicy oprowadzający turystów po gmachu ONZ dostali niedawno nowe mundury. Ma się to przyczynić do zmiany wizerunku tej organizacji. Same mundury jednak nie wystarczą. Chyba nadszedł czas, by się pożegnać z fikcją pod szumną nazwą Organizacja Narodów Zjednoczonych i przyznać, że od wielu lat zamiast niej działa KNZ - Klub Narodów Zjednoczonych. Jego znaczenia nikt nie zakwestionuje, bo - jak mawiał Charles de Talleyrand - wojna jest sprawą zbyt poważną, aby można ją było pozostawić zawodowym wojskowym.
Więcej możesz przeczytać w 46/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.