W piątek po ogłoszeniu rekonstrukcji rządu premier Donald Tusk zapowiedział, że rządzący będą kontynuować kwestię badania wpływów rosyjskich i białoruskich na polskie życie publiczne.
– Tak jak oczekiwałem, minister Siemoniak przygotował projekt ustawy, zgodnie z którą powstanie konstytucyjna i skuteczna komisja, która będzie badała wpływy Białorusi i Rosji na to, co działo się przez lata – wyjaśnił.
To wolta w stosunku do tzw. komisji „lex Tusk”, powołanej za czasów rządów PiS. Politycy KO zarzucali jej, że „niekonstytucyjnymi metodami miała doprowadzić do eliminacji z życia politycznego tych, którzy budowali pozycję Polski na arenie międzynarodowej”.
Komisja ds. wpływów rosyjskich. Prof. Mieńkowska-Norkiene: Służby są przefiltrowane
O sens utworzenia komisji na podstawie nowych przepisów zapytaliśmy politologów.
– Komisja, która zajęłaby się tymi kwestiami jest potrzebna. Zabrzmi to górnolotnie, ale są one ważne dla naszego bezpieczeństwa i interesują obywateli. Oczywiście, wiele jej pracy będzie bazowało na informacjach niejawnych, ale z pewnością przy okazji konferencji prasowych zostaną przedstawione informacje interesujące opinię publiczną – ocenia prof. Renata Mieńkowska-Norkiene, politolog i socjolog.
– Środowiska: sędziowskie, jak widać po sprawie sędziego Szmydta, służb specjalnych oraz polityczne są przesiąknięte wpływami rosyjskimi i białoruskimi. W przypadku ostatnich nawet czasem to widać – ocenia.
Czy nowe ciało jest potrzebne, jeśli w Polsce są służby powołane do tropienia obcych wpływów? Jakie świadectwo im to wystawia?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.