Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Przez lata pani mama była w wielu zakątkach świata, długo mieszkała w Warszawie. A jednak to w Podkowie Leśnej osiadła. To było jej miejsce na ziemi?
Chyba w Kazimierzu była najszczęśliwsza.
To skąd Podkowa?
Kiedyś mieszkała tu babcia Elżbieta, mama taty. Z kolei mama, będąc w Japonii – trzydzieści lat temu – znalazła ogłoszenie w „Rzeczpospolitej”. Po powrocie do Polski sfinalizowała sprawę. Miała szczęście do wynajdywania ciekawych ofert w gazetach. W ten sposób kupiła wiele nieruchomości – w Kołobrzegu, Rytrze czy Kazimierzu. Był też Sopot, Kraków, dom na Dolnym Śląsku.
Jak to się zaczęło?
Gdy byłam mała a rodzice się rozstali, mama zamieniła duże mieszkanie kwaterunkowe w Alejach Jerozolimskich na dwupokojowe w tym samym bloku. Później przeprowadziłyśmy się na Saską Kępę, na 10 lat. W tym czasie doszła do perfekcji w zamianach. Saską Kępę wymieniła na dwa mieszkania na Ochocie i na Kole. Następnie Ochotę zamieniła na Kamienne Schodki (ulica na Starym Mieście – red.), a to z kolei – na mieszkanie na Rynku Starego Miasta.
Udawało jej się na tym zarobić?
Miała dar do kupowania tanio, ale też tanio sprzedawała. Nie robiła na tym interesu, a zdarzało się, że traciła. Do dziś ubolewam, że oddała mieszkanie na Rynku drugiemu mężowi, Michałowi. Bo tracił pieniądze, dał się oszukiwać mafiom. Jej siostra Marylka robi to samo co mama, tyle że we Włoszech. I zawsze z zyskiem.
A mianowicie?
Remonty, zamiany mieszkań i dobrze na tym wychodzi. Zaczynała od nieruchomości na peryferiach a teraz ma piękny apartament w Wenecji. Cieszę się, że też mam tę smykałkę po mamie i też udało mi się kupić kilka swoich.
Jak wspomina pani ostatni czas z mamą?
Było bardzo trudno, już nie chodziła, praktycznie nie rozmawiałyśmy. Alzheimer sprawił, że wszystko mieszała, nie pamiętała, kto do jakiej szkoły chodził, gdzie mieszkał. Bardzo mnie to niepokoiło.
Dla mnie ona odeszła już pięć lat temu. Jeszcze jak Michał żył, przed 2018 rokiem, nie było już najlepiej. Ale dalej chodziła do telewizji i jej choroby nikt nie zauważył.
Łatwiej jej przychodziło mówienie o rzeczach odległych, natomiast komentowanie bieżących wiadomości sprawiało jej trudność.
Pamiętam, że niezwykle trudno było złapać w domu pani mamę i umówić się na wywiad, bo nie miała komórki. Miała jedynie numer stacjonarny.
Kiedyś przez chwilę korzystała z komórki, miała nawet zapisane w telefonie dwa numery – do mnie i męża. Trzymała ją przez rok, ale potem ją oddała. Nigdy nie korzystała też z internetu, nie była „techniczna”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.