Sojusz Lewicy Demokratycznej ma już kandydata na prezydenta w wyborach w 2005 r. To nie falstart, lecz przemyślana kampania. Nie jest nim ani Leszek Miller, ani Jolanta Kwaśniewska. Liderzy SLD doszli do wniosku, że wysunięcie kandydatury żony prezydenta oznaczałoby narażenie się na zarzuty o chęć ustanowienia rządów klanu. Miller nie będzie startował, bo po czterech latach trudnych rządów jego popularność znacznie spadnie.
Kandydat sojuszu na przyszłego prezydenta był już ministrem finansów, szefem URM, a potem wicemarszałkiem Sejmu. Nie ma szans na stanowisko premiera, chociaż jego kandydatura na szefa gabinetu była rozważana po ustąpieniu Oleksego. - PSL zgłosiło jednak Włodzimierza Cimoszewicza - ujawnia Józef Oleksy. - O Marku Borowskim jako kandydacie na prezydenta zaczęto mówić w kręgach SLD już rok temu, w trakcie drugiej kampanii wyborczej Aleksandra Kwaśniewskiego - opowiada Paweł Piskorski z Platformy Obywatelskiej.
Marszałek wielki
O kandydaturze Marka Borowskiego rozmawialiśmy z kilkudziesięcioma politykami sojuszu. Większość potwierdzała te plany, lecz jednocześnie zaznaczała, że nie jest to najlepszy kandydat. Kiedy pytaliśmy o uzasadnienie, najczęściej słyszeliśmy: "No jak to, naprawdę nie wie pani dlaczego?".
- Borowski jest rzeczywiście poważnym kandydatem, tym bardziej że stanowisko, które teraz zajmuje, bardzo ułatwi mu start w wyborach - ujawnia Barbara Blida, posłanka SLD.
Sam Borowski przystąpił już do tworzenia wizerunku męża stanu zasługującego na najwyższe stanowisko w państwie. Postanowił poprawić obraz Sejmu, a tym samym zwiększyć własną popularność. Koniec z pustą salą sejmową, tak często pokazywaną w telewizji. Marszałek zarządził, żeby głosowania przenieść na godziny popołudniowe, kiedy nie ma już kamer. Rano, gdy toczą się obrady telewizyjne, ławy poselskie są pełne, a dyskusje wyjątkowo gorące. A że zwyczajowo rozpoczyna je marszałek Sejmu, więc Borowski, karcący posłów i udzielający im głosu, będzie głównym bohaterem w tym serialu.
W lansowanie Borowskiego włączyła się już telewizja publiczna. Konferencja Przewodniczących Parlamentów krajów członkowskich UE, w której uczestniczył, była szczegółowo relacjonowana w głównym wydaniu "Wiadomości", choć jedyną informacją z tego spotkania była banalna konstatacja, że szefowie parlamentów z zadowoleniem przyjmują postępy krajów kandydujących.
Ideowy komunista
Biografia Borowskiego może służyć za najlepszą reklamę systemu demokratycznego. To historia ideowego komunisty, który sukcesy zaczął odnosić dopiero po upadku komunizmu. Jego ojciec był przed wojną nie tylko członkiem Komunistycznej Partii Polski, ale także pracował w jej KC. W PRL był redaktorem naczelnym "Życia Warszawy", a potem "Trybuny Ludu". Marek Borowski ukończył renomowane warszawskie Liceum im. Klementa Gottwalda, a potem SGPiS. - Był bardzo związany z domem, szczególnie z ojcem. Był ideowym wyznawcą komunizmu - wspomina Jan Lityński, polityk Unii Wolności, który chodził z nim do jednej klasy. Borowski jedyny w klasie należał do Związku Młodzieży Socjalistycznej.
Człowiek Millera
- Borowskiemu udało się, bez dystansowania się wobec Millera, stworzyć wrażenie, że jest spoza układów i nie należy do ścisłego establishmentu SLD - zauważa Paweł Piskorski. Nic nie robi bez uzgodnienia z szefem partii. Jego koledzy przypominają, jak zażarcie sprzeciwiał się ujawnianiu majątków przez polityków.
- W sobotę zapierał się, że nigdy w życiu, a w niedzielę, po rozmowie z Millerem, pokazywał telewidzom pierzyny - żartuje jeden z jego klubowych kolegów.
- Często ruszał do politycznych bojów, choć marszałkowie nie powinni brać udziału w tego typu sporach. Pamiętam, że zabrał głos w debacie o WiN, choć miał na temat tej organizacji mętne pojęcie - zauważa Lityński. Mit jego niezależności wynika raczej z dystansu, jaki trzyma wobec wszystkich. On nie jest w klubie lubiany - wyznało nam kilkunastu posłów lewicy. Twierdzili, że nadrabia niezwykłą pracowitością i dobrymi układami. Jest nie tylko zaufanym Millera, ale ma też dobre kontakty z prezydentem.
Antyliberał
W SLD Borowski uchodzi za liberała, choć jeszcze kilka lat temu powtarzał: "Każda polityka ma swoje koszty, ale polityka liberalna, polegająca na nieingerowaniu, ma koszty większe". Zdaniem prof. Jana Winieckiego z Uniwersytetu Europejskiego Viadrina, albo Borowski swoją wiedzę wykorzystuje w sposób selektywny, albo nie ma jej wiele. - Jego wypowiedzi bywają zdumiewające: proponuje rozwiązania, od których świat odchodzi. Wystarczy przypomnieć atak na Radę Polityki Pieniężnej - dodaje Winiecki.
- Borowski jest dobrym kandydatem na męża stanu. Wygląda na intelektualistę i daje też temu wyraz językiem ciała. Obserwuję jednak kilka zachowań niekorzystnych: gdy marszałek się zdenerwuje, przekracza cienką granicę między powagą, stabilnym wizerunkiem a pychą i bufonadą - ocenia Piotr Tymochowicz, specjalista ds. kreowania wizerunku polityków. Uważa on, że Borowski nie jest w stanie porwać ludzi, gdyż nie ma nawet odrobiny charyzmy.
Czy ten brak zrekompensuje pracowitość? - Borowski był zawsze profesjonalnie przygotowany. Byliśmy zarzucani górami papierów i widać było, że on to wszystko przeczytał - wspomina Stanisław Zając, polityk ZChN, przez cztery lata wicemarszałek Sejmu. - Dociekliwy, pracowity, dokładny w słowach. Ale i kostyczny - trudno przyjmuje cudze argumenty - ocenia Józef Oleksy.
Jan Bisztyga, doradca premiera, uważa, że Borowski opanował do perfekcji sztukę bycia drugim, ponieważ jego czyny są większe niż ambicje. Wydaje się jednak, że marszałek postanowił wykorzystać szansę na to, by zostać numerem jeden.
Kandydat sojuszu na przyszłego prezydenta był już ministrem finansów, szefem URM, a potem wicemarszałkiem Sejmu. Nie ma szans na stanowisko premiera, chociaż jego kandydatura na szefa gabinetu była rozważana po ustąpieniu Oleksego. - PSL zgłosiło jednak Włodzimierza Cimoszewicza - ujawnia Józef Oleksy. - O Marku Borowskim jako kandydacie na prezydenta zaczęto mówić w kręgach SLD już rok temu, w trakcie drugiej kampanii wyborczej Aleksandra Kwaśniewskiego - opowiada Paweł Piskorski z Platformy Obywatelskiej.
Marszałek wielki
O kandydaturze Marka Borowskiego rozmawialiśmy z kilkudziesięcioma politykami sojuszu. Większość potwierdzała te plany, lecz jednocześnie zaznaczała, że nie jest to najlepszy kandydat. Kiedy pytaliśmy o uzasadnienie, najczęściej słyszeliśmy: "No jak to, naprawdę nie wie pani dlaczego?".
- Borowski jest rzeczywiście poważnym kandydatem, tym bardziej że stanowisko, które teraz zajmuje, bardzo ułatwi mu start w wyborach - ujawnia Barbara Blida, posłanka SLD.
Sam Borowski przystąpił już do tworzenia wizerunku męża stanu zasługującego na najwyższe stanowisko w państwie. Postanowił poprawić obraz Sejmu, a tym samym zwiększyć własną popularność. Koniec z pustą salą sejmową, tak często pokazywaną w telewizji. Marszałek zarządził, żeby głosowania przenieść na godziny popołudniowe, kiedy nie ma już kamer. Rano, gdy toczą się obrady telewizyjne, ławy poselskie są pełne, a dyskusje wyjątkowo gorące. A że zwyczajowo rozpoczyna je marszałek Sejmu, więc Borowski, karcący posłów i udzielający im głosu, będzie głównym bohaterem w tym serialu.
W lansowanie Borowskiego włączyła się już telewizja publiczna. Konferencja Przewodniczących Parlamentów krajów członkowskich UE, w której uczestniczył, była szczegółowo relacjonowana w głównym wydaniu "Wiadomości", choć jedyną informacją z tego spotkania była banalna konstatacja, że szefowie parlamentów z zadowoleniem przyjmują postępy krajów kandydujących.
Ideowy komunista
Biografia Borowskiego może służyć za najlepszą reklamę systemu demokratycznego. To historia ideowego komunisty, który sukcesy zaczął odnosić dopiero po upadku komunizmu. Jego ojciec był przed wojną nie tylko członkiem Komunistycznej Partii Polski, ale także pracował w jej KC. W PRL był redaktorem naczelnym "Życia Warszawy", a potem "Trybuny Ludu". Marek Borowski ukończył renomowane warszawskie Liceum im. Klementa Gottwalda, a potem SGPiS. - Był bardzo związany z domem, szczególnie z ojcem. Był ideowym wyznawcą komunizmu - wspomina Jan Lityński, polityk Unii Wolności, który chodził z nim do jednej klasy. Borowski jedyny w klasie należał do Związku Młodzieży Socjalistycznej.
Człowiek Millera
- Borowskiemu udało się, bez dystansowania się wobec Millera, stworzyć wrażenie, że jest spoza układów i nie należy do ścisłego establishmentu SLD - zauważa Paweł Piskorski. Nic nie robi bez uzgodnienia z szefem partii. Jego koledzy przypominają, jak zażarcie sprzeciwiał się ujawnianiu majątków przez polityków.
- W sobotę zapierał się, że nigdy w życiu, a w niedzielę, po rozmowie z Millerem, pokazywał telewidzom pierzyny - żartuje jeden z jego klubowych kolegów.
- Często ruszał do politycznych bojów, choć marszałkowie nie powinni brać udziału w tego typu sporach. Pamiętam, że zabrał głos w debacie o WiN, choć miał na temat tej organizacji mętne pojęcie - zauważa Lityński. Mit jego niezależności wynika raczej z dystansu, jaki trzyma wobec wszystkich. On nie jest w klubie lubiany - wyznało nam kilkunastu posłów lewicy. Twierdzili, że nadrabia niezwykłą pracowitością i dobrymi układami. Jest nie tylko zaufanym Millera, ale ma też dobre kontakty z prezydentem.
Antyliberał
W SLD Borowski uchodzi za liberała, choć jeszcze kilka lat temu powtarzał: "Każda polityka ma swoje koszty, ale polityka liberalna, polegająca na nieingerowaniu, ma koszty większe". Zdaniem prof. Jana Winieckiego z Uniwersytetu Europejskiego Viadrina, albo Borowski swoją wiedzę wykorzystuje w sposób selektywny, albo nie ma jej wiele. - Jego wypowiedzi bywają zdumiewające: proponuje rozwiązania, od których świat odchodzi. Wystarczy przypomnieć atak na Radę Polityki Pieniężnej - dodaje Winiecki.
- Borowski jest dobrym kandydatem na męża stanu. Wygląda na intelektualistę i daje też temu wyraz językiem ciała. Obserwuję jednak kilka zachowań niekorzystnych: gdy marszałek się zdenerwuje, przekracza cienką granicę między powagą, stabilnym wizerunkiem a pychą i bufonadą - ocenia Piotr Tymochowicz, specjalista ds. kreowania wizerunku polityków. Uważa on, że Borowski nie jest w stanie porwać ludzi, gdyż nie ma nawet odrobiny charyzmy.
Czy ten brak zrekompensuje pracowitość? - Borowski był zawsze profesjonalnie przygotowany. Byliśmy zarzucani górami papierów i widać było, że on to wszystko przeczytał - wspomina Stanisław Zając, polityk ZChN, przez cztery lata wicemarszałek Sejmu. - Dociekliwy, pracowity, dokładny w słowach. Ale i kostyczny - trudno przyjmuje cudze argumenty - ocenia Józef Oleksy.
Jan Bisztyga, doradca premiera, uważa, że Borowski opanował do perfekcji sztukę bycia drugim, ponieważ jego czyny są większe niż ambicje. Wydaje się jednak, że marszałek postanowił wykorzystać szansę na to, by zostać numerem jeden.
Więcej możesz przeczytać w 48/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.