Czy Ukraina może użyć zachodniej broni na terytorium Rosji? Oczywiście, że może. Inaczej bardzo trudno będzie zatrzymać rosyjskie natarcie na Charków, grożące klęską Ukrainy. Jednak politycy zachodni, do których należy ta decyzja, zamiast działać szybko i zdecydowanie, zaprezentowali nam rozkładającą na łopatki huśtawkę moralnych rozterek, z których skorzystać mógł tylko Putin.
Najbardziej niebezpieczne tym razem było wahanie Joe Bidena. Biały Dom miał wręcz grozić Wołodymyrowi Zełenskiemu, że odetnie go od wszelkiej pomocy wojskowej, jeśli Ukraińcy zaczną używać amerykańskiej broni poza uznawanymi międzynarodowo granicami ich kraju.
Na szczęście Waszyngton zdał sobie sprawę, jak samobójcza politycznie jest przed wyborami prezydenckimi taka strategia. Jeśli walcząca ze związanymi przez zachodnich sojuszników rękami Ukraina przegrałaby, Donald Trump mógł by łatwo obarczyć jesienią Bidena o zmarnotrawienie miliardów dolarów amerykańskiej pomocy wojskowej dla tego kraju. Jego wygrana będzie wtedy pewna.
To m.in. dlatego Biały Dom w końcu zmienił zdanie. Kijów dostał zgodę na atakowanie amerykańską bronią wojskowych celów na terytorium Rosji, z których przypuszczane są ataki na Ukrainę. Najciekawsze jest to, że stało się to także pod wyraźną presją europejskich sojuszników. Dotąd było raczej odwrotnie: oto Amerykanie, wraz z sojusznikami z Europy Środkowej musieli naciskać na większe zaangażowanie Europy w pomoc Ukrainie. Wygląda na to, że najnowsza ofensywa rosyjsko-chińskiej osi zła wywołuje wreszcie wielce pożądane zmiany na Starym Kontynencie. Liczba państw unijnych, ograniczających Ukrainie pole manewru w walce z Rosjanami kurczy się błyskawicznie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.