Tabułamacz Wprost

Dodano:   /  Zmieniono: 
1000 numerów demitologizujących rzeczywistość. Dogmat to nic innego jak wyraźny zakaz myślenia" - głosił niemiecki filozof Ludwig Feuerbach. Obowiązujące szablony, uświęcone prawdy, ortodoksyjne poglądy, utarte kanony - to nie dla "Wprost". Myślimy o tym, czym zaskoczyć czytelnika, jak wytrącić go z poobiedniej drzemki, jak pójść pod prąd myślowych i obyczajowych konwenansów. Mówiąc krótko: jak przełamać tabu i odrzucić odmóżdżające dogmaty, które przez swoją zachowawczość fałszują obraz szybko zmieniającej się rzeczywistości.

Bogactwo to nie grzech

Odsetek Polaków czytających Wprost

Tygodnik "Wprost" pierwszy zmiótł tabu powstałe wokół zamożności i ludzi przedsiębiorczych, zwanych niegdyś pogardliwie "badylarzami". "Bogaćcie się! Bogaci to sól ziemi!" - rzuciliśmy hasło, publikując w 1985 r. listę 10 najbogatszych rodaków. Lista, szeroko komentowana, wywołała oburzenie "aktywu robotniczego i partyjnego", przeciwnego "sprzyjaniu burżuazji". W 1989 r. przedstawiliśmy już listę 25 najbogatszych, która z upływem lat rozrosła się w ranking setki najmajętniejszych Polaków. Mitom o "jednakowych żołądkach", pseudoprawdom o "ludziach ciężkiej, robotniczej pracy" przeciwstawialiśmy wizerunek biznesmenów oraz przebojowych menedżerów. Utyskiwania na rzekomo wyniszczający "dziki kapitalizm" kontrowaliśmy informacjami o tym, że Polacy pod wpływem mechanizmów wolnego rynku nie tylko wkraczają w świat ekonomicznej normalności, lecz również bardziej dbają o zdrowie i racjonalne żywienie ("Doktor rynek", maj 1998 r.). Modne pojękiwania o "straconym pokoleniu" opatrywaliśmy sylwetkami trzydziestolatków, którzy już teraz zmieniają oblicze polskiego biznesu ("Młode wilki", marzec 1999 r.). Przyczyniając się do strącenia z piedestału klasy robotniczej, zaatakowaliśmy również nadal powszechniany kult misyjnej roli inteligencji. Tygodnik dowodził, że Polsce nie potrzeba wymachujących kagankiem oświaty Mesjaszy, lecz fachowców od kierowania firmami i państwem ("Umierająca klasa", listopad 1998 r.).

Wrogie państwo opiekuńcze

Czytelnicy Wprost

Przełamując tabu na temat grzechu bogactwa, "Wprost" nie popadł jednak w dogmat propagandy sukcesu. Ostrzegaliśmy przed zjawiskami społecznymi ogącymi zagrozić demokracji, wskazywaliśmy na choroby trapiące III RP - bez względu na to, kto nią rządził. To na łamach "Wprost" prof. Wacław Wilczyński wylansował pojęcie wrogiego państwa opiekuńczego; państwa, które budzi wrogość swoją nieudolnością, korupcją, a nade wszystko niespełnianiem oszukańczych obietnic składanych przez polityków. Przyzwyczajonych do stałego wzrostu gospodarczego czytelników i polityków wytrąciliśmy z błogostanu ostrzeżeniem, że Polsce grozi zapaść finansów publicznych ("Stan przedzawałowy", październik 2000 r.). Jako antidotum na zawał na łamach tygodnika we wrześniu ubiegłego roku pojawił się "Plan Wilczyńskiego" - projekt radykalnej, bolesnej operacji uzdrawiającej państwo i gospodarkę. Wielokrotnie wskazując na korzyści płynące z integracji Polski z Unią Europejską, równocześnie złamaliśmy tabu pielęgnowane przez euroentuzjastów i zaskoczyliśmy czytelników stwierdzeniem, że wrogie państwo opiekuńcze doskonale komponuje się z modelem państwa socjalnego, którego rak zżera Europę Zachodnią ("Europa na zasiłku", luty 1999 r.). Odkryliśmy polską odmianę tego nowotworu, którego przejawami były popegeerowskie osiedla, bezrobotne miasteczka, zapuszczone blokowiska. Ostrzegaliśmy, że może w nich wybuchnąć bunt odrzuconych ("Polskie fawele", kwiecień 2001 r.). A kiedy bunt zaowocował wyborczym zwycięstwem Samoobrony, odrzuciliśmy modną wśród elit pogardę, objawiającą się w rozważaniach, czy należy "chama zapraszać na salony". Wskazaliśmy, że siła Andrzeja Leppera wynika ze słabości zbiurokratyzowanego, tłumiącego wolny rynek państwa, przeciwko któremu buntują się już także liczni drobni przedsiębiorcy ("Będzie Lepper", grudzień 2001 r.).

Kultura lenistwa

Burzyliśmy też mity zakłamujące polską demokrację. Z jednej strony, artykułem "Sitwokracja" łamaliśmy zmowę milczenia wokół mitologizowanego samorządu, który w obecnym kształcie sprzyja łupieniu lokalnych społeczności przez skorumpowane polityczno-urzędnicze kliki. Z drugiej strony, opisaliśmy tych, którzy idealizując demokrację, wybrzydzali na klasę polityczną i rozpaczali z powodu ujawniania afer, choć właśnie rozliczanie aferzystów świadczy o sile demokracji ("Tak kwitnie demokracja!"). Zanim oskarży się polityków, warto się uderzyć we własne piersi - przekonywaliśmy. Zakłóciliśmy dobre samopoczucie rodaków, udowadniając, że wielu z nich - bez względu na profesję i wykształcenie - kultywuje kulturę lenistwa i nieróbstwa ("Bezrobotny styl życia", październik 2001 r.). Zanegowaliśmy nadal żywy mit hut, fabryk, kopalń i "wydajności z hektara" - czynników rzekomo decydujących o bogactwie narodów. Kapitałem w globalizującym się świecie jest ludzki rozum. Tymczasem - dowodziliśmy - polskie szkolnictwo jest chore, nauczyciele są niedouczeni, a większość obywateli to wtórni analfabeci ("Cywilizacja analfabetów", grudzień 2000 r.). Dlatego - zachęcaliśmy - należy przełamać tabu świętości polskiej pisowni i usunąć z niej zbędne, odgradzające nas od świata naleciałości ("Jenzyk polski", czerwiec 2001 r.).

Legalna prostytucja

Sawka: Wprost 1000 numerów

Tradycjonalistów tradycyjnie irytowaliśmy też obalaniem mitu o wyższości rodzimego drobnego handlu nad hipermarketami i stwierdzeniem, że walka z nimi jest walką z konsumentami ("Hiperiluzje kontra hipermarkety", grudzień 2001 r.). Gotowaliśmy też im krew w żyłach przełamywaniem tabu obyczajowych. W styczniu 1991 r. namawialiśmy do skończenia z hipokryzją i zalegalizowania domów publicznych ("Konserwa w kodeksie"). Dziewięć lat później ujawniliśmy, że wskutek utrzymywania hipokryzji 200 tys. prostytutek zapewnia światu przestępczemu obroty w wysokości 20 mld zł rocznie! ("Seksbiznes", wrzesień 2000 r.). Opisaliśmy też zmowę milczenia wokół plagi kazirodztwa, obalając mit rodziny - ostoi polskiego narodu ("Hańba domowa", październik 2000 r.).

Wprost, czyli pod prąd

"Wprost" łamał przyjęte konwenanse nie tylko w treści, lecz również w formie. Był pierwszym w Polsce popularnym tygodnikiem wydawanym w formacie, który dziś uchodzi za powszechnie obowiązujący. Był też pierwszym, który dla podkreślenia wagi tematu nie bał się szokować odbiorcy. Opis morderczego zanieczyszczenia polskiego powietrza zilustrowaliśmy okładką, na której widniała Matka Boska z maską przeciwgazową na twarzy. Okazało się, że wielu obraz ten przesłonił treść - oburzenie formą okazało się ważniejsze od zastanowienia się nad przesłaniem. Przełamaliśmy wreszcie przejętą z PRL konwencję, wedle której prasowy tytuł musi mieć linię polityczną. Krytykując na przemian lewicę i prawicę, przyznając tytuł Człowiek Roku m.in. Leszkowi Balcerowiczowi, Lechowi Wałęsie, Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, Jerzemu Buzkowi i Leszkowi Millerowi, dezorientowaliśmy wszystkich, którzy są przyzwyczajeni do świata pism partyjnych. Tabułamacz "Wprost" jest wciąż pod parą.

Bogusław Mazur