„Chcielibyśmy, żeby to się już skończyło”. Rodzice zaginionego Krzysztofa Dymińskiego w poruszających słowach

„Chcielibyśmy, żeby to się już skończyło”. Rodzice zaginionego Krzysztofa Dymińskiego w poruszających słowach

Wciąż szukają zaginionego syna
Wciąż szukają zaginionego syna Źródło: X-news/Uwaga
Mimo upływu czasu i wielkiego zaangażowania służb i rodziców nastolatka, dotąd nie udało się go odnaleźć. Daniel i Agnieszka Dymińscy we wzruszającym wywiadzie opowiedzieli o przełomowych momentach poszukiwań.

Jak w rozmowie z dziennikarzem Radia Zet zaznaczyli rodzice zaginionego od ponad roku szesnastolatka, „nie są bliżej rozwiązania tej zagadki”. Nadal trudno im odpowiedzieć na pytanie, co stało się z Krzysztofem.

– Fakty są takie, że Krzysztof w piątek wieczorem spotkał się z dziewczyną. Później wrócił do domu. Rano korespondował za pomocą messengera z dziewczyną, w której się zakochał. Potem wyszedł z domu. Ślad kończy się na Moście Gdańskim. Wiemy to z monitoringu – mówił ojciec chłopaka, Daniel Dymiński. Zaznaczył, że cały czas otrzymują z żoną sygnały, że nastolatek był widziany w różnych miejscach w Polsce, przeszukiwany jest także teren Wisły. W poszukiwania zaangażowane są nie tylko służby, ale i grupy specjalistyczne.

Daniel Dymiński: Jesteśmy w zawieszeniu

Jak powiedział Daniel Dymiński, co najmniej dwa dni w tygodniu pływają po Wiśle. Podkreślił, że poszukiwania w rzece nie należą do łatwych. – To jest rzeka a nie jezioro, które można łatwo przeszukać. Na Wiśle jest dosyć wartki nurt, wiele kamieni i cofek. Jest to dość niebezpieczna rzeka – dodał i podkreślił, że rodzina musi korzystać z pomocy osób przeszukujących brzegi Wisły i wyspy. Dodał, że sam nie byłby w stanie tego zrobić, dlatego dziękuje zaangażowanym ochotnikom i wolontariuszom. Wdzięczny jest też osobom, które zgłaszają się do nich z informacjami i przedmiotami, które mogłyby należeć do Krzysztofa. Dotychczas jednak żadnej rzeczy, która miała do niego należeć jednak nie udało się zidentyfikować.

– Niestety, na obszarze lądowym nie znaleźliśmy go, ale też, niestety, w wodzie. „Niestety”, bo jesteśmy przez to w tak zwanym zawieszeniu – stwierdził Daniel Dymiński, a jego żona dopowiedziała, że biorą pod uwagę także najczarniejszy scenariusz. – Chcielibyśmy po prostu, żeby to się już skończyło – dodała.

Oboje dodali, że ze względu na bardzo wysokie koszty poszukiwań syna uruchomili na ten cel zbiórkę. – Sam zakup sprzętu to są duże koszty, a przede wszystkim czas, który trzeba poświęcić na wybór najlepszego sprzętu. To co nam się wydaje, że będzie wystarczające na jeziorze, na Wiśle się nie sprawdzi. Każdą złotówkę, którą otrzymujemy od naszych darczyńców, oglądamy kilkukrotnie – mówił ojciec zaginionego nastolatka. Wśród posiadanego sprzętu, który używany jest do poszukiwań, mężczyzna wymienił łódkę wykorzystywaną przez armię amerykańską, drony, silniki zaburtowe i sonar boczny.

W Wiśle znaleźli zwłoki. Ale to nie był Krzysztof

Mimo długich i skrupulatnych poszukiwań, Krzysztofa jak dotąd nie udało się odnaleźć. Jego rodzice nie wykluczają, że w Wiśle nie ma ich syna. – Tego się nie da wykluczyć – zaznaczył Daniel Dymiński.

W rozmowie wspomniał też o odnalezionych w Wiśle zwłokach. Jak się okazało, nie było to ciało jego syna, ale innej, także od miesięcy poszukiwanej osoby. – Trzeba było umiejętnie podpłynąć do zatoru, zatrzymać się i bosakami, centymetr po centymetrze, przeszukać miejsce. Ciało było pod wodą. Jakiś spacerowicz czy wędkarz nie mógł go dostrzec. Zabezpieczyliśmy ciało, pomodliliśmy się i czekaliśmy na służby, które w odpowiedni sposób je wyciągnęły – relacjonował mężczyzna i dodał, że udało im się porozmawiać z rodziną odnalezionej osoby. Zaznaczył, że ta rodzina zaznała spokoju i pewnej ulgi, bo „syn i mąż «wrócił» już do nich”.

Gospodarz „płakał w telefon”

Zapytani o najbardziej obiecujące sygnały dotyczące ich syna odpowiedzieli, że nadzieję dały im zgłoszenia krótko po zaginięciu Krzysztofa. Jednym z nich był sygnał z 20 sierpnia 2023 roku. – Krzysztof, lub osoba bardzo podobna do Krzysztofa, był u gospodarza w miejscowości Ciepłe (Pomorskie). Dowiedzieliśmy się o tej wizycie pięć dni później, czyli 25 sierpnia zeszłego roku – mówiła Agnieszka Dymińska. Gospodarz złożył zeznania na policji, a rodzicom zaginionego nastolatka udało się z mężczyzną porozmawiać. – Płakał w telefon. Mówił, że gdyby wiedział wcześniej, to na pewno by go zatrzymał albo podwiózł, bo wymienił z nim parę zdań. Był bardzo wzruszony. Był przekonany, że to nasz syn – opowiadała.

Dodała, że po zaginięciu Krzysztofa rodzina musiała zmierzyć się nie tylko z traumą i trudnymi emocjami, ale także z nieprzychylnymi komentarzami. Krótko po rozpoczęciu poszukiwań prosili o pomoc i o rozglądanie się, a w odpowiedzi otrzymywali komentarze mówiące „wyszedł z domu, bo coś na pewno w tym domu było nie tak” lub „zła matka, skoro nie dopilnowała syna”. – Takie opinie krzywdzą – mówiła Agnieszka Dymińska.

Jej mąż podkreślił, że choć takie komentarze są marginalne, często bolą. – Te osoby, które w ten sposób mówią, niech przyjadą do nas. Zapraszam, pomóżcie mi w poszukiwaniach. Możemy się umówić, zapłacę za hotel, za dojazd. Przyjedziecie? Pomożecie? Są odważni tylko zza monitora – zakończył.

Czytaj też:
Poszukiwania Krzysztofa Dymińskiego. Nowy trop w Poznaniu. „Błagam o pomoc”
Czytaj też:
Detektywi zaangażowani w poszukiwania Krzysztofa Dymińskiego. „Plakaty i posty będą w każdym języku”

Opracowała:
Źródło: Radio Zet