Zapowiedź wysłania nowych systemów obrony przeciwlotniczej dla Ukrainy i deklaracja Joe Bidena, że to Ukraina, a nie Rosja wygra tę wojnę, to świetny początek urodzinowego szczytu NATO.
Sytuacja Sojuszu nie jest jednak wcale tak różowa jak policzki prezydenta USA, wyraźnie podekscytowanego możliwością pokazania się jako energiczny przywódca wolnego świata. Ostatnio wypadał raczej jak zagubiony starszy pan, nie radzący sobie z kampanią wyborczą.
ProbIemem Paktu nie są wcale jakieś rosyjskie przewagi. Moskwa jest zwyczajnie niezdolna do znaczącej zmiany sytuacji na froncie i to nawet w tych momentach, gdy Ukraina zostaje czasowo odcięta od znaczącego wsparcia Zachodu. Putin poniósł w tym roku kolejną już porażkę, bo jedynym znaczącym skutkiem jego wiosennej ofensywy jest mobilizacja pomocy dla Ukrainy.
Rosyjskie zbrodnie wojenne – jak zbombardowanie szpitala dziecięcego w Kijowie – to akt desperacji, pokazujący bezsilność Kremla wobec NATO.
Jeśli Sojusz ma jakiś problem, to jest nim brak wiary we własne siły. Żerują na tym ci członkowie Sojuszu, którzy chcieliby przeforsować zgodę na warunki, dyktowane przez Moskwę. Z powodu widocznej słabości Rosji i postępującej asertywności NATO znaleźli się oni w odwrocie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.