Po wprowadzeniu jednopartyjnego systemu będziemy się sielankowo taplać w jednym, wspólnym bajorze
Pamiętacie, drodzy Czytelnicy, jak zainaugurowano w Polsce nowy nurt polityki śpiewającej? Nie? A przecież nie było to tak dawno, zaledwie sześć lat temu z okładem. W styczniu 2001 r. na polityczną scenę wkroczyło Trzech Tenorów – Andrzej Olechowski, Maciej Płażyński i Donald Tusk. Przyjęto ich ironicznie. Z sarkazmem, bo my, Polacy, lubujemy się w chórach. Politycznych. Nawet jeśli dzieje najnowsze pouczają, że najpopularniejszym ansamblem jest u nas chór wujów. Solistów nie lubimy. Tylko chóry, nawet jeśli każdy w chórze śpiewa co innego, a większość na dodatek fałszuje, trzeba bronić chóru. Zespołu, stada. Problem z tym, że poza tradycyjnym Zespołem Pieśni i Tańca imienia PRL, czyli SLD, wszystkie chóry ulegają u nas błyskawicznej dekompozycji, zwłaszcza kiedy dorwą się do władzy. Wszyscy ich gryzą, zagryzają się nawzajem, aż zostaje tylko kupka kości, złożona w Izbie Złej Pamięci Narodowej.
Więcej możesz przeczytać w 46/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.