Wybory prezydenckie w USA właściwie zostały już rozstrzygnięte. Nawet jeśli 20-letni zamachowiec, który strzelał do Donalda Trumpa, chybił a malownicze rany na twarzy byłego prezydenta pochodzą z rozbitego telepromptera, to i tak Trump awansuje na męczennika, zdolnego przekonać całe masy wahających się jeszcze wyborców. Demokraci nie mają czym mierzyć się z tak heroicznym w swojej wymowie incydentem.
Ich rywal, choć potężnie kontrowersyjny, pada ofiarą politycznej przemocy, która w USA ma tradycję tak długą, jak prawo do posiadania broni. Można oczywiście argumentować, że to republikanie – a Trump w szczególności – bronili zawsze tego prawa, będącego źródłem regularnie powtarzających się masakr i że ich kandydat po prostu dostał to, na co zasłużył. Fakty są jednak takie, że opinia publiczna, szczególnie ta o niedoprecyzowanych sympatiach wyborczych, będzie współczuła ofierze zamachu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.