Agaton Koziński, „Wprost”: W 1987 r. prof. Paul Kennedy opublikował słynną książkę „Mocarstwa świata: narodziny, rozkwit, upadek”. Znów powinniśmy wrócić do tej lektury?
Daniel Fried: Pamiętam tę książkę. Ona jest świetnie napisana, bardzo przekonująca, nie przypadkiem zdobyła dużą popularność latach 80. poprzedniego stulecia. Ale jednocześnie została zbudowana na całkowicie fałszywej tezie.
Bo mocarstwa nie upadają?
Nie. Fałszywe w niej było przekonanie, że upadek Stanów Zjednoczonych jest nieuchronny. Pod tym względem wpisywała się ona w intelektualną tradycją obecną w USA, którą określa się mianem deklinizmu, schyłkowości. Chodzi o przekonanie, że schyłek Ameryki ma być nieodwracalny i pozostaje tylko się z nim pogodzić.
Oczywiście, wiem, że żadne państwo nie ma zagwarantowane, że będzie zawsze istnieć – i mam świadomość, że ta reguła dotyczy również Stanów Zjednoczonych. Ale póki co, amerykański deklinizm za każdym razem był oparty na złych założeniach, a książka Kennedy’ego jest tego najlepszym przykładem.
Gdybyśmy rozmawiali 50 lat temu, to właśnie bylibyśmy w środku dyskusji o końcu USA, która przecież nie miała szans utrzymać swojej pozycji po porażce w Wietnamie, skandalu Watergate i potężnej inflacji wywołanej kryzysem naftowym. Wtedy wszędzie powracała teza, że Ameryki już nie ma, że era jej prymatu dobiegła końca. USA musiały tę opinię wziął pod uwagę. Wtedy właśnie narodziła się formuła bardziej umiarkowanej polityki amerykańskiej – a przy jej tworzeniu kluczową rolę odegrał Henry Kissinger.
Niedługo w USA odbędą się wybory prezydenckie. Ktokolwiek będzie w nich brał udział, jakikolwiek będą ich rozstrzygnięcia, jedno jest pewne: Ameryka wyjdzie z nich jeszcze bardziej podzielona, spolaryzowana. USA zdołają to przetrwać?
Już dziś widać, że następna kadencja prezydencka będzie brzydka, nie mam zamiaru lekceważyć problemów, które wyraźnie narastają. Ale spójrzmy przez pryzmat liczb. Udział Stanów Zjednoczonych w globalnym PKB pozostaje taki sam od wielu lat.
W 2023 r. wyniósł 26 proc.
Ten udział od kilkunastu lat utrzymuje się na mniej więcej stabilnym poziomie i stanowi ok. jednej czwartej PKB całego świata. Jednocześnie kraje Unii Europejskiej wytwarzają ok. jednej piątej globalnego PKB.
Ale ten udział konsekwentnie maleje.
Ale jeśli zsumujemy wyniki USA i UE, dodamy do nich PKB wytwarzane przez gospodarki Wielkiej Brytanii, Kanady, Korei Południowej, Tajwanu, Australii, to uzyskamy ok. 60 proc. światowego PKB.
Ale jednocześnie rośnie w nim udział Chin. To już światowy numer dwa – i kraj, który może sprawić, że tezy z książki Kennedy’ego okażą się trafne.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.