„To część rozważnej polityki zagranicznej. Chcemy być lepiej przygotowani na ewentualne zwycięstwo Trumpa w wyborach niż osiem lat temu” – oświadczył powiązanym z rządzącą SPD mediom niemieckim Nils Schmid, rzecznik socjalistów ds. polityki zagranicznej w Bundestagu.
Schmid komentował w ten sposób decyzję partii, by wysłać delegację obserwatorów na konwencję republikanów w Milwaukee, odbywającą się zaledwie kilka dni po nieudanym zamachu na Donalda Trumpa.
Wskazał on już tam kandydata na swojego wiceprezydenta. Został nim senator JD Vance, znany z patologicznej wręcz niechęci do wspierania Ukrainy w wojnie z Rosją i wielkiego przywiązania do rosyjskiej propagandy. Dla każdego kraju Europy Środkowej powinien być to potężny sygnał alarmowy, zwiastujący poważne przetasowania w polityce amerykańskiej wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę. W naszej części Europy rozważna polityka zagraniczna ma jednak ciężkie życie.
Polska wojna o ambasadorów
Gdy niemieccy socjaliści przygotowują się na poważnie do zmiany władzy w Białym Domu, nasza elita polityczna toczy zabójczy dla polskich interesów spór o to, czy rząd i prezydent powinni konsultować ze sobą obsady kluczowych ambasad. W efekcie powszechnie ceniony i dobrze zorientowany w meandrach amerykańskiej polityki ambasador Marek Magierowski zostaje odwołany w kulminacyjnym momencie kampanii prezydenckiej w USA.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.