Dozory policyjne dla pseudokibiców Jagiellonii

Dozory policyjne dla pseudokibiców Jagiellonii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sąd zdecydował, że czterej pseudokibice białostockiej Jagiellonii, zatrzymani w czasie zamieszek, do których doszło po meczu ich drużyny z warszawską Legią, nie zostaną aresztowani, a będą pod dozorem policyjnym. Prokuratura zarzuciła im napaść na policjantów oraz niszczenie mienia i wnioskowała o ich areszt.

Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa- Praga Renata Mazur, Sąd Rejonowy w Wołominie wziął pod uwagę m.in. skruchę okazaną przez mężczyzn. "Prokuratorzy mają teraz siedem dni na podjęcie decyzji, czy będą się odwoływać" - dodała.

Piąty zatrzymany - białostocki radny - został po przesłuchaniu zwolniony do domu.

Do zamieszek doszło w nocy z piątku na sobotę, gdy kibice Jagiellonii wracali pociągiem po meczu do Białegostoku. Według ustaleń policji, gdy na stacji w Zielonce zauważyli kibiców Legii, część z nich zatrzymała pociąg i zaczęła z niego wysiadać. Zaatakowali też czterech policjantów, którzy zabezpieczali przejazd i próbowali zapobiec bójce.

W wyniku burdy obrażenia odniosło dwóch funkcjonariuszy i 16-letni pseudokibic. Tego ostatniego postrzelił w udo jeden z rannych policjantów. Wcześniej próbował strzałami ostrzegawczymi w powietrze powstrzymać atakujących mężczyzn. Jak relacjonował rzecznik komendanta stołecznego policji Marcin Szyndler, został jednak uderzony kamieniem i upadając, niefortunnie postrzelił 16-latka.

Cała trójka trafiła do szpitala, gdzie opatrzono im rany. 16-latek po wyjściu ze szpitala, podobnie jak jego zatrzymani koledzy, odpowie m.in. za napaść na funkcjonariuszy i niszczenie mienia, ale przed sądem rodzinnym.

Policja zatrzymała też białostockiego radnego - Krzysztofa Bila-Jaruzelskiego. Miał ok. 1,2 promila alkoholu we krwi i - jak mówili funkcjonariusze - zniszczył drzwi pociągu. Po przesłuchaniu w charakterze świadka został jednak w niedzielę zwolniony do domu.

Krzysztof Bil-Jaruzelski powiedział, że nie ma nic wspólnego z aktami wandalizmu w pociągu. "Nie ma żadnego dowodu na to, że zniszczyłem drzwi. Jeżeli policja ma takowe, niech je przedstawi" - dodał. Uważa też, że został bezzasadnie zatrzymany i dlatego rozważa złożenie stosownego zażalenia. Podkreśla, że "kompletnie nie ma takiego charakteru, by mógł być uczestnikiem jakichś zachowań chuligańskich i że nigdy nie był karany".

Szyndler powiedział natomiast, że policja być może powróci do sprawy radnego, ale po tym jak PKP szczegółowo wyceni poniesione straty. W sumie, według wstępnych wycen, chodzi o ok. 7 tys. zł.

Dodał, że chuligani uszkodzili też sześć radiowozów.

Kibice Jagiellonii, w eskorcie policji - wrócili w końcu do Białegostoku. Musieli z nimi jechać policjanci, bo istniała obawa kolejnych awantur i prób "odbicia" zatrzymanych kolegów.

Na miejsce przyjechał również prokurator, który wstępnie nie stwierdził, by doszło ze strony policjantów do złamania prawa.

Sam mecz zakończył się remisem 0:0, a władze Sportowej Spółki Akcyjnej (SSA) Jagiellonia Białystok "stanowczo potępiły skandaliczny wybryk nielicznej grupy pseudokibiców". Zaprotestowały jednocześnie przeciwko "agresywnemu i jawnie konfrontacyjnemu zachowaniu niektórych policjantów biorących udział w późniejszym zabezpieczaniu pociągu". Jak głosi oświadczenie, ofiarą takich zachowań był m.in. prezes zarządu SSA Jagiellonia, podróżujący tym samym pociągiem.

pap, ss