Polska jest dla Rosji terenem strategicznym, a wywiad cywilny oraz GRU mają w Polsce wielu przyjaciół" - powiedział trzy lata temu polskim dziennikarzom Oleg Gordijewski, były sowiecki agent, który pod koniec lat 80. uciekł na Zachód
W ubiegłym tygodniu Janusz Pałubicki, minister-koordynator służb specjalnych, ostrzegał: "Jest obok nas państwo, które prowadzi bardzo intensywną i nasilającą się działalność szpiegowską w Polsce". Pałubicki zapowiedział, że nie będziemy tego tolerowali. Problemem jest to, iż obecnie Rosją rządzi były agent wywiadu i nie jest przypadkiem, że praktycznie wszystkie służby specjalne krajów Zachodu odnotowały nasilenie działań wywiadu wojskowego i cywilnego Rosji. Dotychczas zatrzymano u nas trzech wojskowych (Polaków), którzy współpracowali z wywiadem ZSRR i Rosji, a także wydalono dziewięciu rosyjskich dyplomatów zajmujących się szpiegostwem. Nadal jednak działa w naszym kraju - wedle szacunków CIA - co najmniej 40 rosyjskich szpiegów, którzy wykorzystują nie tylko infrastrukturę placówek dyplomatycznych, rosyjskie firmy i przedstawicielstwa handlowe, lecz przede wszystkim spółki formalnie należące do obywateli państw Zachodu. Przynajmniej piętnastoma z nich zainteresował się polski kontrwywiad. Nie wiadomo, ilu Polaków współpracuje z rosyjskimi służbami specjalnymi. Aktywnych członków rosyjskiego lobby jest w Polsce - według wiedzy naszego kontrwywiadu - ok. 30 tys. Jak rozległa jest rosyjska strefa wpływów w naszym kraju? Czy Polska, członek NATO, jest odporna na niepożądane wpływy?
Armia szpiegów
Federalna Służba Bezpieczeństwa, Federalna Agencja Łączności i Informacji Rządowej (FAPSI), Służba Wywiadu Zagranicznego, Główny Zarząd Ochrony oraz wojska wewnętrzne to 434 tys. ludzi zajmujących się różnymi rodzajami szpiegostwa. Ich wpływ na przedsięwzięcia gospodarcze, także za granicą, ułatwia stworzony w 1996 r. - przy udziale FAPSI - program Sieci Biznesu Rosji (DSR). Sieć łączy banki z firmami państwowymi i komercyjnymi i ma się stać częścią zintegrowanego systemu tajnej łączności rządowej. Jednocześnie system ten pozwala ingerować w przedsięwzięcia inwestycyjne w Rosji i poza jej granicami, umożliwia skoordynowane działanie, które może na przykład zagrozić bankom, co zdarzało się już w krajach nadbałtyckich. - W takiej sytuacji powinniśmy uważać na wchodzące na polski rynek rosyjskie firmy. Tym bardziej że przy obecnym poziomie korupcji w Polsce mogą one "kupić" wiele wpływowych osób. Konieczna jest naprawa kontrolnych mechanizmów państwa i wzmocnienie słabych instytucji finansowo-gospodarczych. W przeciwnym razie grozi nam importowanie rosyjskich patologii - mówi prof. Antoni Z. Kamiński z Instytutu Studiów Politycznych PAN. - Zdominowanie stylu prowadzenia polskiego biznesu przez "rosyjskie metody" może z kolei utrudnić nasze rokowania z Unią Europejską.
Pewne zastrzeżenia UOP
Niespełna rok temu polskie władze nie przedłużyły wiz kilkunastu przedstawicielom działających na terenie Polski rosyjskich firm. Janusz Tomaszewski, ówczesny szef MSWiA, przyznał, że powodem takiej decyzji były "pewne zastrzeżenia UOP". ITAR-TASS podał, powołując się na polskie źródła, że osoby te "stwarzały zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego". Zagrożenie takie stwarzali też z pewnością funkcjonariusze wywiadu Rosji, którzy w 1997 r. szukali w Polsce Siergieja Stankiewicza, oskarżanego o korupcję byłego doradcy Borysa Jelcyna. Najprawdopodobniej Rosjanie odkryli miejsce pobytu Stankiewicza i informację o tym przekazali polskiej policji. Liczyli na to, że ścigany międzynarodowym listem gończym Stankiewicz, zostanie deportowany do Rosji. Tak się jednak nie stało - polski sąd uznał, że w Rosji nie zapewniono by mu pełnego prawa do obrony.
"Nic nam nie wiadomo, aby w poszukiwaniu Siergieja Stankiewicza miały uczestniczyć jakiekolwiek służby obcego państwa" - stwierdziła Magdalena Kluczyńska, rzecznik prasowy Urzędu Ochrony Państwa. O takich działaniach pisały jednak "Moskowskije Nowosti". Według gazety, rosyjscy agenci mieli przebywać w Polsce kilka tygodni i stworzyli sobie u nas doskonałe zaplecze operacyjne. Jak mogło do tego dojść? Andrzej Milczanowski, były szef MSW, twierdzi, że "rosyjski wywiad jest w Polsce bardzo mocno osadzony". I to mimo odcięcia Rosjan w 1990 r. od kontaktów z pracownikami polskiego MSW, UOP oraz administracji rządowej. Zaplecze dla działań wywiadowczych musiało więc zostać w ostatnich latach odbudowane.
Polskie zaplecze
Na czym zbudowano bazę do działań szpiegowskich? Do dziś nie wiadomo, w jakim stopniu zrealizowano tajną uchwałę sekretariatu KC KPZR z 12 kwietnia 1991 r. "o współpracy z partiami lewicowymi państw Europy Środkowej i Wschodniej w sferze działalności produkcyjno-gospodarczej"; na jej podstawie miało powstać kilkanaście firm. Nie wyjaśniono też, jak w przedsiębiorstwie Polmarck znalazł się płk Władimir Ałganow, funkcjonariusz wywiadu Rosji, a w spółce specjalista ds. logistyki i transportu. Nie wyjaśniono kulis działalności deportowanego do Stanów Zjednoczonych Davida Bogatina, twórcy Pierwszego Komercyjnego Banku w Lublinie, założyciela SunPolu, gdzie zatrudniono wielu pracowników wojewódzkich struktur PZPR, milicji oraz SB. Mało wiemy o tajemniczych związkach Samoobrony i jej lidera z Instytutem Schillera, założonym przez Amerykanina Lyndona LaRou-che'a. Amerykańskie służby specjalne ostrzegały polskiego partnera, że wielu współpracowników instytutu bywało często w Moskwie, a treść dokumentów programowych tej placówki jest zaskakująco zbieżna z doktryną rosyjskiego MSZ. Założyciel instytutu przyjeżdżał do Polski w latach 90., zwykle z Rosji.
Nie wiadomo, kto czerpie zyski z 21 nieruchomości użytkowanych przez rosyjskie firmy i przedstawicielstwa w Warszawie i innych miastach. "Można przypuszczać, że środki te służą między innymi prowadzeniu penetracji wywiadowczej naszego kraju. Służby wywiadowcze Federacji Rosyjskiej mają bowiem statutowy obowiązek utrzymywania się za granicą z działalności gospodarczej" - stwierdzono w opracowaniu przygotowanym przez UOP dla rządu. Użytkowane przez Rosjan nieruchomości mogą być doskonałym zapleczem do zdobywania informacji drogą tzw. nasłuchu elektronicznego. Jest to możliwe, gdyż w Polsce ciągle nie utworzono wyspecjalizowanej agendy odpowiedzialnej za monitoring źródeł elektronicznego przekazu, wzorowanej na przykład na amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Informacje można zresztą zdobywać w inny sposób. Na początku roku ujawniono, że Wojskowe Zakłady Lotnicze w Bydgoszczy przemycały z Białorusi używane części do eksploatowanych u nas rosyjskich myśliwców. Przy okazji na Białoruś wysyłano - do testowania - montowane w samolotach MiG-29 urządzenie elektroniczne objęte klauzulą tajności NATO.
- To wynik tego, że w wojsku zostało wielu przypadkowych ludzi, którzy nie dostali lepszych propozycji. Jakby tego było mało, na polskim rynku działają zagraniczne firmy ochroniarskie, często pracujące na zlecenie prywatnych przedsiębiorstw, których działalność powinna być ustawowo strzeżona ze względu na strategiczne znaczenie dla polskiej gospodarki. Nie wiemy, czy wśród tych firm nie ma spółek rosyjskich.
Bilans nierównowagi
Wartość polskiego eksportu do Rosji zmniejszyła się w ubiegłym roku dwuipółkrotnie (dostępne dane dotyczą jedenastu miesięcy 1999 r.), natomiast wartość importu była mniejsza zaledwie o 1,5 proc. Na rynku rosyjskim sprzedaliśmy w ubiegłym roku o ponad 60 proc. mniej żywności niż rok wcześniej. Rosja znalazła się dopiero na jedenastym miejscu listy handlowych partnerów naszego kraju, poprzednio zajmowała drugą i trzecią pozycję. Paradoksalnie, choć drastycznie spadły wzajemne obroty, zwiększyło się do ok. 80 proc. uzależnienie Polski od dostaw z Rosji surowców energetycznych (ropy i gazu). Jeszcze większym paradoksem jest wzrost znaczenia rosyjskiego lobby w naszym kraju. Zaznacza ono swoją obecność szczególnie podczas kryzysów w stosunkach Polski z Rosją. Lobby to głośno obwinia rząd za rzekome marnowanie szans na zwiększenie wymiany z Rosją, choć de facto szanse te ogranicza mizeria rosyjskich finansów publicznych oraz wyjątkowo mała wiarygodność partnerów handlowych.
Szantaż ekonomiczny
Niektórzy specjaliści uważają, że załamanie się polskiego eksportu do Rosji jest być może skutkiem swoistego szantażu ekonomicznego.
- Wypchnięcie naszego kraju z rosyjskiego rynku przez państwa Unii Europejskiej może być efektem świadomej polityki ekonomicznej Rosji - zauważa dr Krystyna Gawlikowska-Hueckel z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. W Rosji praktycznie nie sposób zdobyć informacje na temat związków gospodarczych tego kraju z Polską. Według wiedzy polskiego Ministerstwa Gospodarki, Rosjanie zainwestowali w Polsce 958 mln USD. Z informacji posiadanych przez PAIZ wynika z kolei, że tylko Gazprom zainwestował w naszym kraju (do końca 1999 r.) 1,1 mld USD. Drugim zidentyfikowanym rosyjskim inwestorem w Polsce jest firma spożywcza Śnieżka Invest, która dotychczas wydała u nas 2,6 mln USD. O innych trudno się czegokolwiek dowiedzieć.
Paliwowe (nie) bezpieczeństwo
Gdy w 1996 r. rząd Włodzimierza Cimoszewicza zaakceptował umowę na dostawy gazu do naszego kraju zawartą przez Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) z rosyjskim Gazpromem, eksperci twierdzili, że stanowi ona "poważne zagrożenie dla suwerenności RP" i jest niezgodna z umowami stowarzyszeniowymi podpisanymi z unią. Jakub Siemek i Zygmunt Kolenda, profesorowie Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, uważają, że dostawy z Rosji nie powinny - ze względu na bezpieczeństwo energetyczne kraju - przekraczać 30 proc. Tymczasem z Rosji sprowadzamy 7,6 mld metrów sześciennych, czyli 72 proc. zużywanego w Polsce gazu.
- Nie znam umowy PGNiG z Gazpromem, uważam jednak, że żaden dobrze skonstruowany kontrakt nie może zagrażać suwerenności państwa - mówi Aleksander Gudzowaty, prezes Bartimpeksu. - W umowach zawartych przez Gazprom i Bart-impex znalazły się znaczące klauzule preferencyjne, świadczące o dobrej woli naszego kontrahenta. Oczywiście, każdy kraj powinien sobie wypracować wariant awaryjny; dotyczy to także dostaw gazu, które tym się różnią od zaopatrzenia w inne surowce, że sieć gazociągów oplata cały kontynent, co jest jakąś gwarancją bezpieczeństwa. Inną gwarancją może być budowa gazociągu szczecińskiego, który połączy Polskę z systemem transportu gazu z Europy Zachodniej.
Kiedy dyskutowano o uzależnieniu Polski od dostaw gazu z jednego źródła, okazało się, że podobne uzależnienie dotyczy zaopatrzenia polskich rafinerii w ropę naftową. Petrochemia Płock, a potem Polski Koncern Naftowy SA zawarły z cypryjską J&S Service and Investment (należącą do obywateli dawnego ZSRR) kontrakty, na mocy których obecnie niemal 80 proc. zużywanej w Polsce ropy pochodzi z Rosji.
Rosyjska ośmiornica
W rosyjskiej strefie wpływów znalazła się też znaczna część polskiego świata przestępczego. Według ocen Centralnego Biura Śledczego Komendy Głównej Policji, przynajmniej połowa z ok. 400 działających w Polsce gangów jest albo kontrolowana przez przestępców zza Buga, albo z nimi współpracuje. Ostatnio współpraca ta dotyczyła wyłudzania podatku VAT (chodzi o miliard złotych) przez tzw. drugą łódzką ośmiornicę. - Rosjanie i Polacy idą ręka w rękę. Polacy najczęściej kierują całością nielegalnych interesów, Rosjanie zaś pomagają im, zajmując się groźbami i "egzekucją", czyli stosowaniem aktów przemocy - mówi Andreas Pohl, były szef Komisji ds. Przestępczości Zorganizowanej w berlińskiej policji. Swoje wpływy umocniły u nas trzy grupy z Petersburga, dwie z Moskwy, grupa czeczeńska, gang gruziński oraz ormiański. Nie tworzą one na razie hierarchicznej struktury, lecz system, którego podstawą jest duża liczba tzw. rezydentów, uznających zwierzchnictwo mafijnych bossów z Petersburga i Moskwy.
Mniej więcej połowa prostytutek świadczących usługi w Polsce to kobiety sprowadzone przez mafię ze Wschodu. Także ok. 70 proc. nielegalnie posiadanej w naszym kraju broni (80 tys. sztuk) dostarczyli rosyjsko-języczni przestępcy. Co roku pierze się u nas kilkaset milionów brudnych dolarów należących do rosyjskiej mafii. Gazeta "Siewodnia" sugeruje, że niemiecka sekcja rosyjskiej mafii mieści się w Poznaniu. To tu zabito Andrieja Isajewa (Malowanego), uważanego za jednego z liderów moskiewskiego podziemia.
Siła przyjaźni
Osobne miejsce zajmuje w naszych stosunkach ze wschodnim sąsiadem Towarzystwo Polska-Rosja. Zrzesza ono ponad dwadzieścia tysięcy członków, a oddziały utrzymuje we wszystkich województwach. Jak stwierdził jego prezes Stefan Nawrot, roczny budżet towarzystwa wynosi ok. 6 mln zł. Dla porównania - Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Francuskiej ma roczny budżet w wysokości 0,5 mln zł, choć wartość wymiany handlowej z Francją jest o ponad miliard dolarów wyższa od wartości obrotów z Rosją.
Armia szpiegów
Federalna Służba Bezpieczeństwa, Federalna Agencja Łączności i Informacji Rządowej (FAPSI), Służba Wywiadu Zagranicznego, Główny Zarząd Ochrony oraz wojska wewnętrzne to 434 tys. ludzi zajmujących się różnymi rodzajami szpiegostwa. Ich wpływ na przedsięwzięcia gospodarcze, także za granicą, ułatwia stworzony w 1996 r. - przy udziale FAPSI - program Sieci Biznesu Rosji (DSR). Sieć łączy banki z firmami państwowymi i komercyjnymi i ma się stać częścią zintegrowanego systemu tajnej łączności rządowej. Jednocześnie system ten pozwala ingerować w przedsięwzięcia inwestycyjne w Rosji i poza jej granicami, umożliwia skoordynowane działanie, które może na przykład zagrozić bankom, co zdarzało się już w krajach nadbałtyckich. - W takiej sytuacji powinniśmy uważać na wchodzące na polski rynek rosyjskie firmy. Tym bardziej że przy obecnym poziomie korupcji w Polsce mogą one "kupić" wiele wpływowych osób. Konieczna jest naprawa kontrolnych mechanizmów państwa i wzmocnienie słabych instytucji finansowo-gospodarczych. W przeciwnym razie grozi nam importowanie rosyjskich patologii - mówi prof. Antoni Z. Kamiński z Instytutu Studiów Politycznych PAN. - Zdominowanie stylu prowadzenia polskiego biznesu przez "rosyjskie metody" może z kolei utrudnić nasze rokowania z Unią Europejską.
Pewne zastrzeżenia UOP
Niespełna rok temu polskie władze nie przedłużyły wiz kilkunastu przedstawicielom działających na terenie Polski rosyjskich firm. Janusz Tomaszewski, ówczesny szef MSWiA, przyznał, że powodem takiej decyzji były "pewne zastrzeżenia UOP". ITAR-TASS podał, powołując się na polskie źródła, że osoby te "stwarzały zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego". Zagrożenie takie stwarzali też z pewnością funkcjonariusze wywiadu Rosji, którzy w 1997 r. szukali w Polsce Siergieja Stankiewicza, oskarżanego o korupcję byłego doradcy Borysa Jelcyna. Najprawdopodobniej Rosjanie odkryli miejsce pobytu Stankiewicza i informację o tym przekazali polskiej policji. Liczyli na to, że ścigany międzynarodowym listem gończym Stankiewicz, zostanie deportowany do Rosji. Tak się jednak nie stało - polski sąd uznał, że w Rosji nie zapewniono by mu pełnego prawa do obrony.
"Nic nam nie wiadomo, aby w poszukiwaniu Siergieja Stankiewicza miały uczestniczyć jakiekolwiek służby obcego państwa" - stwierdziła Magdalena Kluczyńska, rzecznik prasowy Urzędu Ochrony Państwa. O takich działaniach pisały jednak "Moskowskije Nowosti". Według gazety, rosyjscy agenci mieli przebywać w Polsce kilka tygodni i stworzyli sobie u nas doskonałe zaplecze operacyjne. Jak mogło do tego dojść? Andrzej Milczanowski, były szef MSW, twierdzi, że "rosyjski wywiad jest w Polsce bardzo mocno osadzony". I to mimo odcięcia Rosjan w 1990 r. od kontaktów z pracownikami polskiego MSW, UOP oraz administracji rządowej. Zaplecze dla działań wywiadowczych musiało więc zostać w ostatnich latach odbudowane.
Polskie zaplecze
Na czym zbudowano bazę do działań szpiegowskich? Do dziś nie wiadomo, w jakim stopniu zrealizowano tajną uchwałę sekretariatu KC KPZR z 12 kwietnia 1991 r. "o współpracy z partiami lewicowymi państw Europy Środkowej i Wschodniej w sferze działalności produkcyjno-gospodarczej"; na jej podstawie miało powstać kilkanaście firm. Nie wyjaśniono też, jak w przedsiębiorstwie Polmarck znalazł się płk Władimir Ałganow, funkcjonariusz wywiadu Rosji, a w spółce specjalista ds. logistyki i transportu. Nie wyjaśniono kulis działalności deportowanego do Stanów Zjednoczonych Davida Bogatina, twórcy Pierwszego Komercyjnego Banku w Lublinie, założyciela SunPolu, gdzie zatrudniono wielu pracowników wojewódzkich struktur PZPR, milicji oraz SB. Mało wiemy o tajemniczych związkach Samoobrony i jej lidera z Instytutem Schillera, założonym przez Amerykanina Lyndona LaRou-che'a. Amerykańskie służby specjalne ostrzegały polskiego partnera, że wielu współpracowników instytutu bywało często w Moskwie, a treść dokumentów programowych tej placówki jest zaskakująco zbieżna z doktryną rosyjskiego MSZ. Założyciel instytutu przyjeżdżał do Polski w latach 90., zwykle z Rosji.
Nie wiadomo, kto czerpie zyski z 21 nieruchomości użytkowanych przez rosyjskie firmy i przedstawicielstwa w Warszawie i innych miastach. "Można przypuszczać, że środki te służą między innymi prowadzeniu penetracji wywiadowczej naszego kraju. Służby wywiadowcze Federacji Rosyjskiej mają bowiem statutowy obowiązek utrzymywania się za granicą z działalności gospodarczej" - stwierdzono w opracowaniu przygotowanym przez UOP dla rządu. Użytkowane przez Rosjan nieruchomości mogą być doskonałym zapleczem do zdobywania informacji drogą tzw. nasłuchu elektronicznego. Jest to możliwe, gdyż w Polsce ciągle nie utworzono wyspecjalizowanej agendy odpowiedzialnej za monitoring źródeł elektronicznego przekazu, wzorowanej na przykład na amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Informacje można zresztą zdobywać w inny sposób. Na początku roku ujawniono, że Wojskowe Zakłady Lotnicze w Bydgoszczy przemycały z Białorusi używane części do eksploatowanych u nas rosyjskich myśliwców. Przy okazji na Białoruś wysyłano - do testowania - montowane w samolotach MiG-29 urządzenie elektroniczne objęte klauzulą tajności NATO.
- To wynik tego, że w wojsku zostało wielu przypadkowych ludzi, którzy nie dostali lepszych propozycji. Jakby tego było mało, na polskim rynku działają zagraniczne firmy ochroniarskie, często pracujące na zlecenie prywatnych przedsiębiorstw, których działalność powinna być ustawowo strzeżona ze względu na strategiczne znaczenie dla polskiej gospodarki. Nie wiemy, czy wśród tych firm nie ma spółek rosyjskich.
Bilans nierównowagi
Wartość polskiego eksportu do Rosji zmniejszyła się w ubiegłym roku dwuipółkrotnie (dostępne dane dotyczą jedenastu miesięcy 1999 r.), natomiast wartość importu była mniejsza zaledwie o 1,5 proc. Na rynku rosyjskim sprzedaliśmy w ubiegłym roku o ponad 60 proc. mniej żywności niż rok wcześniej. Rosja znalazła się dopiero na jedenastym miejscu listy handlowych partnerów naszego kraju, poprzednio zajmowała drugą i trzecią pozycję. Paradoksalnie, choć drastycznie spadły wzajemne obroty, zwiększyło się do ok. 80 proc. uzależnienie Polski od dostaw z Rosji surowców energetycznych (ropy i gazu). Jeszcze większym paradoksem jest wzrost znaczenia rosyjskiego lobby w naszym kraju. Zaznacza ono swoją obecność szczególnie podczas kryzysów w stosunkach Polski z Rosją. Lobby to głośno obwinia rząd za rzekome marnowanie szans na zwiększenie wymiany z Rosją, choć de facto szanse te ogranicza mizeria rosyjskich finansów publicznych oraz wyjątkowo mała wiarygodność partnerów handlowych.
Szantaż ekonomiczny
Niektórzy specjaliści uważają, że załamanie się polskiego eksportu do Rosji jest być może skutkiem swoistego szantażu ekonomicznego.
- Wypchnięcie naszego kraju z rosyjskiego rynku przez państwa Unii Europejskiej może być efektem świadomej polityki ekonomicznej Rosji - zauważa dr Krystyna Gawlikowska-Hueckel z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. W Rosji praktycznie nie sposób zdobyć informacje na temat związków gospodarczych tego kraju z Polską. Według wiedzy polskiego Ministerstwa Gospodarki, Rosjanie zainwestowali w Polsce 958 mln USD. Z informacji posiadanych przez PAIZ wynika z kolei, że tylko Gazprom zainwestował w naszym kraju (do końca 1999 r.) 1,1 mld USD. Drugim zidentyfikowanym rosyjskim inwestorem w Polsce jest firma spożywcza Śnieżka Invest, która dotychczas wydała u nas 2,6 mln USD. O innych trudno się czegokolwiek dowiedzieć.
Paliwowe (nie) bezpieczeństwo
Gdy w 1996 r. rząd Włodzimierza Cimoszewicza zaakceptował umowę na dostawy gazu do naszego kraju zawartą przez Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) z rosyjskim Gazpromem, eksperci twierdzili, że stanowi ona "poważne zagrożenie dla suwerenności RP" i jest niezgodna z umowami stowarzyszeniowymi podpisanymi z unią. Jakub Siemek i Zygmunt Kolenda, profesorowie Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, uważają, że dostawy z Rosji nie powinny - ze względu na bezpieczeństwo energetyczne kraju - przekraczać 30 proc. Tymczasem z Rosji sprowadzamy 7,6 mld metrów sześciennych, czyli 72 proc. zużywanego w Polsce gazu.
- Nie znam umowy PGNiG z Gazpromem, uważam jednak, że żaden dobrze skonstruowany kontrakt nie może zagrażać suwerenności państwa - mówi Aleksander Gudzowaty, prezes Bartimpeksu. - W umowach zawartych przez Gazprom i Bart-impex znalazły się znaczące klauzule preferencyjne, świadczące o dobrej woli naszego kontrahenta. Oczywiście, każdy kraj powinien sobie wypracować wariant awaryjny; dotyczy to także dostaw gazu, które tym się różnią od zaopatrzenia w inne surowce, że sieć gazociągów oplata cały kontynent, co jest jakąś gwarancją bezpieczeństwa. Inną gwarancją może być budowa gazociągu szczecińskiego, który połączy Polskę z systemem transportu gazu z Europy Zachodniej.
Kiedy dyskutowano o uzależnieniu Polski od dostaw gazu z jednego źródła, okazało się, że podobne uzależnienie dotyczy zaopatrzenia polskich rafinerii w ropę naftową. Petrochemia Płock, a potem Polski Koncern Naftowy SA zawarły z cypryjską J&S Service and Investment (należącą do obywateli dawnego ZSRR) kontrakty, na mocy których obecnie niemal 80 proc. zużywanej w Polsce ropy pochodzi z Rosji.
Rosyjska ośmiornica
W rosyjskiej strefie wpływów znalazła się też znaczna część polskiego świata przestępczego. Według ocen Centralnego Biura Śledczego Komendy Głównej Policji, przynajmniej połowa z ok. 400 działających w Polsce gangów jest albo kontrolowana przez przestępców zza Buga, albo z nimi współpracuje. Ostatnio współpraca ta dotyczyła wyłudzania podatku VAT (chodzi o miliard złotych) przez tzw. drugą łódzką ośmiornicę. - Rosjanie i Polacy idą ręka w rękę. Polacy najczęściej kierują całością nielegalnych interesów, Rosjanie zaś pomagają im, zajmując się groźbami i "egzekucją", czyli stosowaniem aktów przemocy - mówi Andreas Pohl, były szef Komisji ds. Przestępczości Zorganizowanej w berlińskiej policji. Swoje wpływy umocniły u nas trzy grupy z Petersburga, dwie z Moskwy, grupa czeczeńska, gang gruziński oraz ormiański. Nie tworzą one na razie hierarchicznej struktury, lecz system, którego podstawą jest duża liczba tzw. rezydentów, uznających zwierzchnictwo mafijnych bossów z Petersburga i Moskwy.
Mniej więcej połowa prostytutek świadczących usługi w Polsce to kobiety sprowadzone przez mafię ze Wschodu. Także ok. 70 proc. nielegalnie posiadanej w naszym kraju broni (80 tys. sztuk) dostarczyli rosyjsko-języczni przestępcy. Co roku pierze się u nas kilkaset milionów brudnych dolarów należących do rosyjskiej mafii. Gazeta "Siewodnia" sugeruje, że niemiecka sekcja rosyjskiej mafii mieści się w Poznaniu. To tu zabito Andrieja Isajewa (Malowanego), uważanego za jednego z liderów moskiewskiego podziemia.
Siła przyjaźni
Osobne miejsce zajmuje w naszych stosunkach ze wschodnim sąsiadem Towarzystwo Polska-Rosja. Zrzesza ono ponad dwadzieścia tysięcy członków, a oddziały utrzymuje we wszystkich województwach. Jak stwierdził jego prezes Stefan Nawrot, roczny budżet towarzystwa wynosi ok. 6 mln zł. Dla porównania - Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Francuskiej ma roczny budżet w wysokości 0,5 mln zł, choć wartość wymiany handlowej z Francją jest o ponad miliard dolarów wyższa od wartości obrotów z Rosją.
Więcej możesz przeczytać w 15/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.