Poinformował o tym w piątek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.
Lepper jest podejrzany o żądanie i przyjmowanie korzyści osobistych o charakterze seksualnym od Anety Krawczyk oraz usiłowanie doprowadzenia innej działaczki Samoobrony do obcowania płciowego. Do obu przestępstw - zdaniem prokuratury - miało dojść przy wykorzystaniu stosunku zależności kobiety w ramach struktury Samoobrony i były one popełniane wspólnie i w porozumieniu z b. posłem Stanisławem Łyżwińskim. Lepper nie przyznał się do zarzucanych czynów. Grozi mu kara do 8 lat więzienia.
Prokuratura nie wnosiła o aresztowanie Leppera i zastosowała wobec niego poręczenie majątkowe w wysokości 50 tys. zł, uznając taki środek zapobiegawczy za wystarczający. Lider Samoobrony nie wpłacił jednak 50 tys. zł kaucji; on i jego adwokaci proponowali jako poręczenie ciągnik lub grunty rolne, później jednak wycofali się z tego.
Prokurator Kopania przyznał, że podczas przesłuchania w środę Lepper i jego obrońcy przekonywali, że stosowanie środków zapobiegawczych nie ma w tej sprawie uzasadnienia. Jednak - według rzecznika - powołując się na tzw. ostrożność procesową, złożyli oni wniosek o ograniczenie kwoty poręczenia majątkowego do 30 tys. złotych, a już po jego wpłacie, na zamianę tego poręczenia na dozór policji. Prokuratura jednak nie zgodziła się na to.
"Doszliśmy do wniosku, że zastosowanie tylko dozoru policji, bądź też poręczenia w kwocie 30 tys. złotych nie będzie w stanie zabezpieczyć prawidłowo toku postępowania. Podjęliśmy decyzję o stosowaniu obu tych środków łącznie" - wyjaśnił Kopania.
Przyznał, że 30 tys. zł zostało już wpłacone na rachunek depozytowy prokuratury. W ramach dozoru Lepper ma obowiązek raz w tygodniu stawiać się w określonej jednostce policji; Kopania nie chciał jednak ujawnić, w której.
Nadal nie wiadomo, kiedy łódzki sąd rozpozna zażalenie obrony na stosowanie środków zapobiegawczych. Obrońcy domagają się uchylenia postanowienia, utrzymując, że brak jest podstaw do przedstawienia zarzutów liderowi Samoobrony i do stosowania jakiegokolwiek środka zapobiegawczego.
Śledztwo w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie wszczęto w grudniu ub. roku po publikacji w "Gazecie Wyborczej". Tekst powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, b. radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektor biura poselskiego Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Andrzejowi Lepperowi. Krawczyk twierdziła, że ojcem jej najmłodszego dziecka jest Łyżwiński, jednak badania DNA to wykluczyły. Test DNA wykluczył także ojcostwo Leppera.
Zarzuty przedstawiono dotąd pięciu osobom, m.in. Lepperowi i Łyżwińskiemu. Temu ostatniemu prokuratura przedstawiła siedem zarzutów: gwałtu, przyjmowania i żądania korzyści osobistych o charakterze seksualnym, wykorzystania lub usiłowania wykorzystania seksualnego czterech kobiet, nakłaniania Anety Krawczyk do przerwania ciąży oraz podżegania do porwania biznesmena. B.poseł nie przyznaje się do zarzucanych czynów. Przebywa w areszcie. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Pozostali podejrzani w "seksaferze" to: b. asystent Łyżwińskiego i radny Jacek P. (zwolniony już z aresztu; jego proces toczy się przed piotrkowskim sądem), b.działacz Samoobrony z Myślenic Franciszek I. i b.działacz tej partii z Tomaszowa Maz. Paweł G. Pierwszemu z nich grozi do 8, a pozostałym do 5 lat więzienia.
Śledztwo przedłużono do końca lutego przyszłego roku, ale - według prokuratury - większość dowodów w tej sprawie zostało zebranych i w ciągu najbliższych tygodni do sądu ma trafić akt oskarżenia, którym objęci zostaną m.in. Lepper i Łyżwiński.pap, ss, ab