"Dziękuję wszystkim tym, którzy dopomogli w osiągnięciu zwycięstwa wyborczego" - powiedział 39-letni Thaci na wiecu swych zwolenników w stolicy Kosowa Prisztinie, obwieszczając wiwatującym tłumom, że jest to "historyczny dzień" dla zdominowanej przez Albańczyków prowincji.
Po przeliczeniu ok. trzech czwartych głosów oddanych w sobotnich wyborach parlamentarnych w Kosowie na czele znajduje się wciąż partia byłego przywódcy partyzantów albańskich Hashima Thaciego, z przewagą ok. 12 pkt proc. nad głównymi rywalami.
Obserwatorzy z niezależnych organizacji pozarządowych zrzeszeni w koalicji "Demokracja w Działaniu" podali po godz. 2 w nocy z soboty na niedzielę na podstawie 72,4 procent sprawdzonych głosów, że opozycyjna dotąd Demokratyczna Partia Kosowa (DPK), na czele której stoi Thaci, uzyskała poparcie 34 procent wyborców, natomiast jej główny konkurent, Demokratyczny Związek Kosowa (LDK), tradycyjnie najsilniejsze ugrupowanie polityczne prowincji, zebrało ok. 22 procent głosów.
Sam Thaci, który w latach 1998-99 dowodził partyzancką Wyzwoleńcza Armia Kosowa (UCK), zapowiedział tuż przed obecnymi wyborami, że w przypadku zwycięstwa ogłosi niepodległość od Serbii po 10 grudnia, to jest po zakończeniu rokowań w sprawie statusu Kosowa, będącego dotąd formalnie częścią Serbii, ale zamieszkanego głównie przez Albańczyków, stanowiących ponad 90 procent jego ludności.
Uzyskany wynik daje Thaciemu i jego partii spodziewane przez obserwatorów zwycięstwo, ale jednocześnie nie pozwala mu na samodzielne rządzenie i skazuje na poszukiwanie sojuszników koalicyjnych.
Znajdujący się obecnie na drugim miejscu Demokratyczny Związek Kosowa (LDK) to tradycyjnie dotąd najsilniejsze ugrupowanie polityczne Kosowa, stworzone i przewodzone przez wiele lat przez Ibrahima Rugovę, głównego przywódcę Albańczyków kosowskich i prezydenta Kosowa od 2002 roku do śmierci w 2006 roku, kiedy to na czele LDK zastąpił go Fatmir Sejdiu.
Na trzecim miejscu z 12 procentami poparcia znalazł się Sojusz Nowego Kosowa (AKR). Wszystkie czołowe ugrupowania opowiadają się za oderwaniem od Serbii i rychłą niepodległoscią, ale reprezentują tylko Albańczyków, bowiem znacznie mniej liczna (ok. 40 tys. uprawnionych do głosowania ) społeczność serbska, na wezwanie z Belgradu, prawie bez wyjątku zbojkotowała kosowskie wybory.
Frekwencja w sobotnich wyborach parlamentarnych w Kosowie była rekordowo niska - wzięło w nich udział poniżej 45 procent spośród ok. półtora miliona uprawnionych, oceniają przedstawiciele centralnej komisji wyborczej i tymczasowych władz prowincji administrowanej przez ONZ.
Frekwencja wyborcza wyniosła "od 40 do 45 procent" i była najniższa od czasu wojny domowej w Kosowie w latach 1998-99 - poinformowali na konferencji prasowej w Prisztinie administrator z ramienia ONZ Joachim Ruecker oraz szef komisji wyborczej Mazllum Baraliu.
Wg analityków, niska frekwencja, poniżej wyniku sprzed trzech lat, kiedy to poszło do urn 53 procent uprawnionych do głosowania, świadczy o rozczarowaniu kosowskich Albańczyków, polityką ich przywódców, którzy nie zdołali doprowadzić do niezawisłości prowincji od Serbii ani zapewnić jej rozwoju gospodarczego i stworzyć miejsc pracy.
Jak oceniają obserwatorzy cytowani przez Reutera, wprawdzie Albańczycy są zgodni co do potrzeby niezawisłości, ale planom w sferze politycznej nie towarzyszy już wcześniejsza euforia, bowiem zdano sobie jasno sprawę, że ich realizacja nie przyniesie cudu gospodarczego.
"Ludzie są w depresji" - ocenia cytowany przez agencję redaktor naczelny lokalnego dziennika Berat Bushala. "Chodzi tu o sytuację gospodarczą. Nie ma wody, nie ma elektryczności, nie ma pracy".ab, pap