Ludzie PiS kupili fortepian za 300 tys. zł. Dali się ograć szwajcarskiemu sprzedawcy

Ludzie PiS kupili fortepian za 300 tys. zł. Dali się ograć szwajcarskiemu sprzedawcy

Jan Żaryn
Jan Żaryn Źródło: PAP / Albert Zawada
Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej w 2022 roku kupił od szwajcarskiego kolekcjonera fortepian, który należał rzekomo do Ignacego Jana Paderewskiego. Śledztwo Wirtualnej Polski wykazało jednak, że polski kompozytor nawet przy tym instrumencie nie stał.

„Fortepian Paderewskiego” w Polsce witany był z wielką pompą. Uroczystość na Sali Wielkiej Zamku Królewskiego odbywała się pod hasłem „Paderewski odzyskany”. Jako wielki sukces moment ten przedstawiał Jan Żaryn, ówczesny dyrektor Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego (IDMN).

„Fortepian Paderewskiego”- gruba wpadka IDMN

Jak się okazało, na kolekcję pamiątek po Ignacym Janie Paderewskim minister kultury Piotr Gliński wygospodarował 315 tys. zł. Najcenniejszym eksponatem miał być wspomniany fortepian, pochodzący rzekomo z połowy XIX wieku. Szybko okaże się, że instrument wart był maksymalnie kilkanaście tys. zł i pochodził z XX wieku. Raczej nie grał na nim Paderewski.

Wpadkę poprzedników odkryły nowe władze instytutu, przemianowanego w międzyczasie na Instytut Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza. Odkryły one, że kosztowny instrument nie posiada żadnych ekspertyz czy dokumentów, potwierdzających jego związek z osobą Paderewskiego. Dopytywany o transakcję Jean-Claude Gattlen również nie pokazał żadnych dowozów i ograniczył się do wyzywania polskich dziennikarzy.

Jak się okazuje, przed zakupem fortepianu żaden z ekspertów nie potwierdził jego autentyczności. „Ustalenie z pewnością, że należał on do Ignacego Paderewskiego, jest na obecnym etapie niemożliwe i wymagające dłuższych poszukiwań” – raportowała do władz Instytutu Dorota Cybulska-Amsler, profesorka klasy klawesynu z Genewy.

„Konieczna jest opinia instrumentologa, który oceniłby stan techniczny fortepianu i stopień zużycia elementów, a przede wszystkim potrzebna jest kwerenda, która potwierdziłaby autentyczność instrumentu” – zauważał z kolei inny ekspert zaangażowany w tę sprawę. Co ciekawe, była to osoba wyspecjalizowana w tematyce rękopisów z Biblioteki Narodowej.

Umowę podpisano mimo braku gwarancji autentyczności od sprzedawcy

Dwa tygodnie później podpisano umowę kupna instrumentu oraz innych pamiątek po Paderewskim. W dokumencie z 22 grudnia 2022 roku szwajcarski właściciel sprzedawanych przedmiotów podkreślał jeszcze, że „nie jest w stanie udzielić na nie jakiejkolwiek gwarancji”. Mimo to transakcja doszła do skutku.

– W przypadku tego fortepianu oferent powinien wykazać, czy ma do niego prawa oraz jakie jest jego pochodzenie. I na wszystko okazać właściwe dokumenty, mówimy bowiem o zakupach ze środków publicznych – podkreśla dyplomowana kustosz Magdalena Ziółkowska.

Polscy urzędnicy musieli jednak wycenić fortepian, by móc ubezpieczyć go przed wysłaniem do Polski. Także na tym etapie nie nastąpiła żadna refleksja. Znów poproszono o pomoc eksperta od starodruków, który ponownie odmówił. Ostatecznie nie wiadomo dlaczego do dokumentów przewozowych trafiła kwota 55 tys. franków.

Wirtualna Polska ustaliła, że nieprawidłowo podano datę pochodzenia przedmiotowego fortepianu. Oparto się na numerze seryjnym, którego pierwsza cyfra podejrzanie zniknęła w dokumentacji. „Albo źle go odczytała, albo została wprowadzona w błąd i nie zweryfikowała odpowiednio przekazanych jej informacji” – pisał dziennikarz Szymon Jadczak.

– Wystarczy rzut oka na klawiaturę, żeby stwierdzić, że ten instrument nie mógł zostać wyprodukowany w okolicach 1850 r. Z końcem XIX w. nastąpiła ewolucja w budowie fortepianów. Ze względu na wymagania kompozytorów oraz postęp technologiczny, doszło do rozszerzenia klawiatur z 85 do 88 klawiszy. I taką, nowocześniejszą klawiaturę ma opisywany przez państwa instrument – wyjaśniał w rozmowie z WP Andrzej Włodarczyk, prowadzący pracownię pianin i fortepianów w Słupnie pod Warszawą.

– Z oględzin wynika, że w listopadzie 1924 r. zmontowano mechanizm tego fortepianu, co widać po dacie zapisanej na nim ołówkiem. W 1926 r. zapewne ukończono produkcję, a w 1927 r. wysłano z fabryki do salonu w Lozannie – dodawał Sylwester Dmuchowski ze sklepu muzycznego „Pasja” Jolanta Zalewska, dilera marki Bösendorfer w Warszawie.

– Ten fortepian na pewno nie należał do Ignacego Paderewskiego. Nie znajdujemy go na żadnym zdjęciu z willi w Szwajcarii, a na fotografiach widzimy zarówno instrument Érarda jak i Steinwaya. Po Bösendorferze nie ma też śladu w pamiętnikach Paderewskiego ani we wspomnieniach gości odwiedzających go w Riond-Bossom. Zresztą widać na zdjęciach, że ten dom był zagracony, pełen różnych mebli, bibelotów. Po co tam jeszcze Bösendorfer? – komentował znawca twórczości i życiorysu Paderewskiego, Marek Żebrowski.

Jan Żaryn spieszył się, żeby wykorzystać budżet?

Zagadnięty przez dziennikarzy Jan Żaryn nie chciał wypowiadać się na temat „fortepianu Paderewskiego”. Wyraził podejrzenie, że będzie o tę sprawę oskarżany przez prokuraturę, więc woli rozmawiać ze śledczymi, a nie dziennikarzami. Później jednak miał powiedzieć kilka zdań.

Żaryn tłumaczył m.in., że spieszył się z zakupem, bo budżet instytucji musiał rozliczyć do 30 grudnia. Wspominał też, że szwajcarski sprzedawca obrażał się na sugestie dotyczące autentyczności instrumentu i miał grozić zerwaniem negocjacji. Szef IDMN uważa, że w krótkim czasie zrobił wszystko, co było możliwe i ostatecznie podjął dobrą decyzję. Obecny dyrektor Instytutu Myśli Politycznej zapowiedział, że rzeczywiście złoży zawiadomienie do prokuratury w sprawie fortepianu.

Czytaj też:
Tusk o „potwierdzeniu najgorszych podejrzeń” ws. afery PiS. Jest reakcja: Pańska obłuda poraża
Czytaj też:
Nieprawidłowości w instytucie powołanym przez PiS. „Jak Fundusz Sprawiedliwości”

Opracował:
Źródło: Wirtualna Polska