Miesięcznice sprzyjają PiS. Dr Rydliński: Gdyby nie było zapotrzebowania, Kaczyński by ich nie organizował

Miesięcznice sprzyjają PiS. Dr Rydliński: Gdyby nie było zapotrzebowania, Kaczyński by ich nie organizował

Politycy PiS przed Pomnikiem Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 roku na pl. Piłsudskiego w Warszawie
Politycy PiS przed Pomnikiem Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 roku na pl. Piłsudskiego w Warszawie Źródło: PAP / Leszek Szymański
Mam wrażenie, że PiS zapomina, co było źródłem ich sukcesu w 2005, w 2015, w 2019 i 2020 roku. To nie były kwestie katastrofy czy zamachu smoleńskiego, to była warstwa ekonomiczna – mówi w rozmowie z „Wprost” politolog dr Bartosz Rydliński, wykładowca UKSW i współzałożyciel Centrum Ignacego Daszyńskiego.

Kasjan Owsianko, „Wprost”: Jaki cel mają miesięcznice?

Dr Bartosz Rydliński: To się zmieniało na przestrzeni lat. Na początku był na pewno charakter upamiętnienia ofiar tamtego tragicznego wypadku, jakaś forma radzenia sobie ze społeczną traumą, pewnego spotkania się osób, dla których tamto wydarzenie było traumatyczne.

Natomiast im dalej od tego wydarzenia, im dalej od katastrofy, tym więcej jest tam doraźnej polityki, budowania pewnego mitu dla osób, które chyba ciągle wierzą nie w wynik splotu okoliczności i błędnych decyzji, a w pewien zaplanowany zamach na życie Prezydenta RP i 95 innych ofiar.

Ten mit nadal działa?

Każdy mit polityczny ma to do siebie, że się wypala. Natomiast zakładam, że jest jakaś część wyborców Prawa i Sprawiedliwości, dla których te wydarzenia są ważne, a same miesięcznice są formą politycznego rytuału, który tworzy siatkę symboliczną. Tą siatką w trudnym momencie się posługują. Widzimy jednak, że te miesięcznice czy nawet rocznice są z roku na rok coraz mniejsze, więc i tutaj to paliwo polityczne się kończy.

Teraz paliwo wraca w postaci demonstracji aktywistów.

Tak, ale inaczej organizowało się miesięcznice, kiedy miało się po swojej stronie cały aparat państwowy władzy wykonawczej i posiadało się polityczną hegemonię, a inaczej teraz, kiedy Prawo i Sprawiedliwość spotyka się z pewnym odwróceniem. To odwrócenie ma symboliczny wymiar. Mam wrażenie, że czasami manifestujący ze strony PiS wręcz wchodzą w pewien poważny spór z organami bezpieczeństwa.

To opłaca im się pod kątem zysku politycznego dalsze organizowanie miesięcznic?

Chyba tak. Gdyby tak nie było, to by tego nie robili. Pamiętajmy, że te obrazki z miesięcznic nie docierają do „normalsów”, którzy nie do końca interesują się polityką, ale są jakimś obrazem, który jest kierowany do zadeklarowanych, najtwardszych wyborców. Takich wyborców tożsamościowych. Gdyby to nie miało zapotrzebowania w tym gronie, to Jarosław Kaczyński i Prawo i Sprawiedliwość nie organizowaliby tych wydarzeń.

A komu opłacają się demonstracje aktywistów? Wychodzi na to, że także Prawu i Sprawiedliwości.

Z pewnością. Ja mam wrażenie śledząc media społecznościowe i tytuły prasowe, że to jest temat „grzany” w większości przez środowiska związane z polską prawicą. To dla nich to jest informacja, która danego dnia jest „klikalna”. Dawno nie widziałem nagłówków z głównego nurtu, które by specjalnie poświęcały czas i uwagę tym wydarzeniom.

Przejście partii na „młode kierownictwo” zmieni sytuację? Nowe pokolenie będzie starało się odejść od mitu smoleńskiego i skupić się na innym, mniej utrwalonym micie?

Twarzami mitu smoleńskiego są Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz. To oni są z tym kojarzeni. Natomiast na pewno próbując poszerzyć bazę, która może w przyszłości zagwarantować sukces wyborczy np. w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, z pewnością trzeba Smoleńsk wyciszać, wygaszać i pójść w zupełnie innym kierunku.

Mam wrażenie, że PiS zapomina, co było źródłem ich sukcesu w 2005, w 2015, w 2019 i 2020 roku. To nie były kwestie katastrofy czy zamachu smoleńskiego, to była warstwa ekonomiczna. To agenda socjalna, sprawność w zarządzaniu państwem i dobre wyniki gospodarcze były głównym paliwem, które napędzało wielu ludzi, żeby zagłosować na partię Jarosława Kaczyńskiego, a nie kwestie tego, czy znamy prawdę o katastrofie.

Czy raport ministra Cezarego Tomczyka nie da nowego paliwa dla tego tematu?

Już tyle było raportów, że nawet ja się w tym gubię. Jeżeli ja, jako osoba zawodowo zajmująca się polityką, tego nie śledzę, to wątpię, żeby średnio zaangażowane osoby śledzące debatę publiczną jakoś z zapartym tchem czekały na ten raport.

To ma być podstawa do działań w kierunku Antoniego Macierewicza i Mariusza Błaszczaka. Myślę, że nagłówki o władzy, która chce ich aresztować będą nośne.

Przez trzy dni. Mam wrażenie, że nie będziemy po tygodniu, dwóch czy trzech tym żyli. Szczególnie, że organy ścigania nie dają nam zapomnieć o innych postaciach PiS. Nagłówki o ściganiu polityków PiS konkurują same ze sobą.

To po co ten raport?

Na pewno jest część wyborców Koalicji Obywatelskiej czy koalicji 15 października, dla których komisja Macierewicza była formą defraudacji środków publicznych, formą mącenia, formą instrumentalizacji pamięci o ofiarach. Na pewno te osoby będą chciały mieć taki raport.

Ten raport jest potrzebny, żeby Donald Tusk na spotkaniu z takimi wyborcami w kampanii parlamentarnej w 2027 roku na pytanie, co rząd zrobił w tej sprawie, mógł mówić: proszę, jest taki raport.

Jeżeli okaże się, że wydatkowane środki były olbrzymie i nie służyły poznaniu konkretnych konkluzji, to przypuszczam, że organy ścigania będą miały materiał do analizy.

Czytaj też:
Wyciekły ustalenia między PiS i Suwerenną Polską. Tak zmieni się prawica po kongresie?
Czytaj też:
„Niedyskrecje parlamentarne”: Trzaskowski już pewny. Ferment w PiS po wypowiedzi Dworczyka

Tekst powstał w ramach cyklu porannych rozmów „Wprost z rana”