Katarzyna Burzyńska-Sychowicz „Wprost”: Skąd w panu umiejętność rozbawiania ludzi?
Marcin Daniec: Moja ś.p. mamusia, moja największa fanka na świecie, była znakomitą, niestety niespełnioną z przyczyn rodzinnych, aktorką. Haneczka była duszą towarzystwa, miała genialną zdolność narracji i rewelacyjne poczucie humoru. Dodatkowo przepięknie śpiewała.
W kościele wszyscy jej słuchali jakby to był jej recital, a nie daj Boże ktoś fałszował, mówiła do mnie po wielopolsku: Zobacz, Ciniu, każdy „chwoli Boga jak umi”.
Wszyscy mówili dziadziowi: Karol, przecież to musi być aktorka! Ale ponieważ dwie siostry mojej mamusi wyjechały z naszego rodzinnego Wielopola, jej brat wyjechał do Warszawy, gdzie był zawodowym żołnierzem, to Haneczka musiała zostać, żeby opiekować się swoim chorym ojcem. Fakt, że nie poszła na studia do szkoły teatralnej rekompensowała sobie tym, że błyszczała na wszelkich uroczystościach i spotkaniach w Wielopolu. Po latach paru kolegów i koleżanek mojej mamusi mówiło, że nigdy nie zapomną jej śpiewu i barwnych opowiadań!
To niespełnienie mamy odbiło się jakoś na niej albo na panu?
Broń Boże, nigdy nie narzekała. Z kolei ja wyczułem, jako mały chłopak, że mam nieco wyższą niż większość kolegów zdolność skupiania na sobie uwagi, zagadywania nauczycieli, żeby nie robili klasówek, występowania na wszystkich uroczystościach…Czułem też, że to, co robię, się podoba.
Ten talent przeszedł jeszcze dalej, na pana córkę?
Wikusia ma ogromny talent, świetną zdolność narracji i pięknie śpiewa, ale nie myśli o zawodzie artystki. Postanowiliśmy z żoną, że nie będziemy niczego jej narzucali.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.