Prok. Piotr Antoni Skiba przekazał opinii publicznej, że „sprawca zdarzenia drogowego został ustalony”. — Podejrzany w lesie pod Pruszkowem porzucił samochód, wyrzucił kluczyki i chciał uciec z kraju — dodał.
Feralnego dnia 31-latek „odwoził konkubinę do miejsca pracy”. Gdy wracał do domu, „potrącił mężczyznę, który dość szybkim krokiem wszedł na pasy przy zmieniających się światłach”. Następnie „zbiegł z miejsca zdarzenia” pojazdem o napędzie elektrycznym (należącym do firmy leasingowej).
Auto zostawił w lesie. Wyrzucił kluczyki i telefon
Pojechał następnie w kierunku Pruszkowa (województwo mazowieckie). W okolicy miejscowości, przy lesie „porzucił samochód, wyrzucił kluczyki i telefon komórkowy”. Gdy ponownie pojechał do stolicy, „poczynił przygotowania do ucieczki z kraju”. Został jednak zatrzymany w mieszkaniu przez służby (konkretnie przez funkcjonariuszy z Komendy Rejonowej Policji Warszawa IV). — Ujawniono w nim narkotyki w śladowej ilości, około dwóch gramów amfetaminy — powiedział rzecznik warszawskiej PO. Obecnie przebywa w areszcie (gdzie pozostanie przez 48 godzin).
Jak na razie nie postawiono mu żadnych zarzutów. Można jednak spodziewać się, że prawdopodobnie „będą dot. spowodowania wypadku w ruchu drogowym, połączonego z ucieczką z miejsca zdarzenia”. Śledczy czekają na opinię biegłego, który ma za zadanie ocenić obrażenia, jakich doznał 48-latek. Wiadomo jednak, że jest w bardzo złym stanie zdrowia. W środę media informowały, że 48-latek trafił do szpitala w stanie ciężkim — miał m.in. mieć m.in. otwarte złamania. Po wypadku mundurowi rozpoczęli akcję poszukiwawczą 31-latka (brały w niej udział jednostki z różnych komend miejskich i powiatowych oraz oddział prewencji).
Prokuratura pracuje w tym przypadku błyskawicznie. – Przesłuchaliśmy wszystkich możliwych do przesłuchania świadków – powiedział podczas briefingu prasowego prok. Skiba.
31-latek miał w 2020 doprowadzić do katastrofy na moście Grota-Roweckiego
Co wiadomo o kierowcy? Ma być nim ten sam mężczyzna, który jest podejrzany o spowodowanie w czerwcu 2020 roku katastrofy autobusu na moście Grota-Roweckiego w stolicy. Zdarzenie miało wstrząsający przebieg – kierowca staranował bariery ochronne, a wielotonowy pojazd z 40 pasażerami spadł z wiaduktu, co spowodowało śmierć pasażerki i obrażenia u 22 kolejnych osób (trzy znalazły się w stanie ciężkim).
Warszawski sąd okręgowy skazał 31-latka na siedem lat pozbawienia wolności, a także dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Obrońcy mężczyzny złożyli jednak apelację (w listopadzie 2022 roku). Sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak – rzecznik prasowa Sądu Apelacyjnego w Warszawie do spraw karnych – przekazała Polskiej Agencji Prasowej, że nie został jeszcze wyznaczony termin rozprawy.
Mężczyzna „nie złamał zakazu” prowadzenia pojazdów?
W rozmowie z rozgłośnią RMF FM adwokat 31-latka poinformował, że w środę kierowca „nie złamał zakazu prowadzenia nałożonego wyrokiem sądowym”. To dlatego, że „wyrok wciąż jest nieprawomocny”. Mężczyzna korzysta wciąż z zasady domniemania niewinności.
Czytaj też:
Nie żyje Leszek Moczulski. Sikorski: Byłeś inspiracją dla pokoleń patriotówCzytaj też:
Kolejny odcinek ważnej drogi ekspresowej. Miliony dorzuci UE