Jeśli rezultat się potwierdzi, położy kres 11-letniej dominacji konserwatystów w australijskim parlamencie. Oznacza także, że premierem zostanie przywódca opozycji Kevin Rudd, zapowiadający wycofanie części australijskich wojsk z Iraku, czy podpisanie protokołu z Kioto.
Pierwsze wyniki wyborów mówią, że Partia Pracy zdobyła 52,9 proc. poparcia, podczas gdy na liberałów głosowało 47,1 proc. Australijczyków.
"Z liczb, które widzimy wynika, że Partia Pracy powoła rząd" - powiedziała w telewizji wiceprzewodnicząca tego ugrupowania Julia Gillard.
Australijska korporacja nadawcza ABC prognozowała, że dotychczasowa opozycja uzyska w nowym parlamencie 83 ze 150 foteli.
Liberałowie byli bardziej powściągliwi. "Nie wydaję mi się, że to wystarczy, aby uznać porażkę" - powiedział minister finansów Nick Minchin. "Jeśli ten trend się utrzyma, będziemy musieli zgodzić się, iż wyborcy uznali, że nadszedł czas, aby premier odszedł" - powiedziała szefowa resortu komunikacji Helen Coonan.
68-letni szef rządu John Howard przez cały rok przegrywał w sondażach opinii publicznej. Choć zaoferował obniżenie podatków, zobowiązał się też do utrzymania australijskiej obecności w Iraku.
Urodzony w 1957 r. Rudd, uważany za technokratę były dyplomata, pracujący na placówkach w Chinach i Szwecji, obiecywał wyborcom zmiany i nowe, młodsze, bardziej dynamiczne przywództwo.pap, ss