Co pan sądzi o słowach prezydenta na temat Adama Strzembosza? „Doświadczenie ma wielkie. W podtrzymywaniu komuny na pewno” – tak ocenił profesora w wywiadzie dla Radia Zet.
W Polsce mamy osoby będące symbolami tego, że nawet w najtrudniejszych czasach można zachować się przyzwoicie. W PRL-u, w latach 80., w stanie wojennym, Adam Strzębosz był tym, który upominał się o niezależny wymiar sprawiedliwości, walczył z naciskami politycznymi na sędziów, budował autonomiczne od władzy ludowej struktury samorządu sędziowskiego, po to, żebyśmy my jako zwykli obywatele mieli przekonanie, że sądownictwo służy nie władzy, a stoi na straży naszych interesów. Docenił to Jarosław Kaczyński, który – kiedy w 1995 roku zgłaszał kandydaturę Adama Strzębosza na prezydenta z ramienia Porozumienia Centrum – mówił o nim, że „to osoba zaangażowana w walkę niezależność sądownictwa w czasach PRL-u o niekwestionowanej uczciwości i bezstronności”.
Docenił to Lech Kaczyński, który w 2008 roku przyznawał Adamowi Strzęboszowi jedno z najwyższych odznaczeń państwowych i również chwalił jego niezłomność. W przypadku Andrzeja Dudy – jako ustępującego już prezydenta – to nie czas na naukę historii, to po prostu czas, żeby jak najszybciej do niej przeszedł. Od głowy państwa oczekujemy reprezentacji wszystkich obywateli, a nie prostackiego, gburowatego sposobu traktowania ludzi, którzy z uwagi na wiek i czyny zasługują na szacunek oraz uznanie, nie na sponiewieranie słowem.
W kontekście tej sprawy przypomniał mi się też obrazek nieuwieczniony na fotografiach, bo Andrzej Duda robił to po cichu, ze wstydem i w nocy. Mowa o wręczaniu nominacji na sędziego TK Stanisławowi Piotrowiczowi, prokuratorowi stanu wojennego, który oskarżał działacza opozycji. W czasach PRL robił oszałamiającą karierę jako członek PZPR. Był utrwalaczem władzy ludowej. Prezydent taką osobę powołał do tego najważniejszego z sądów. Nie miał przed tym żadnych oporów.
Andrzej Duda we wspomnianym wywiadzie wyraził nadzieję, że za zamknięciem rosyjskiego konsulatu w Poznaniu „stały rzeczywiście istotne przyczyny, a nie kwestia kampanii wyborczej, którą chce prowadzić minister Sikorski”.
Słowa prezydenta odbiły się szerokim echem w prokremlowskich mediach. Mówimy i mamy na to dowody, że duża część rosyjskich dyplomatów zajmuje się nie pracą dyplomatyczną, a wspieraniem i werbowaniem agentury, mamy także podejrzenia, że wspieraniem działań sabotażowych. W Warszawie mieliśmy pożar potężnej hali targowej. To nie był przypadek. We Wrocławiu udało się taką akcję uniemożliwić skuteczną działalnością polskich służb. Andrzej Duda wpisuje się w tezy propagandy rosyjskiej, mówiąc, że wydalenie rosyjskich dyplomatów i zamknięcie jednego z rosyjskich konsulatów, to działanie polityczne w Polsce, a nie realna walka z sianiem zamętu oraz realnymi działaniami sabotażowymi, którymi się Rosja zajmuje. Ręce opadają.
Czy prezydent sabotuje polską dyplomację? Mam na myśli kryzys ambasadorski.
Andrzej Duda to w ogóle jeden wielki sabotażysta. Mija rok od wyborów parlamentarnych. W zasadzie nie podpisał on żadnej ustawy umożliwiającej w wymiarze ustrojowym naprawianie szkód i zniszczeń powstałych przez 8 lat rządów PiS. Owszem, podpisał nieliczne, ale nie takie realnie mające naprawić zniszczenia, do których sam przyłożył rękę.
W raporcie przedstawionym przez generała Stróżyka pojawiły się następujące zagadnienia: zdrada dyplomatyczna, finansowanie przez Polskę rosyjskich wpływów w USA, niszczenie potencjału polskich służb specjalnych, zaniechanie przygotowań rządu RP do skutków agresji Rosji na Ukrainę w 2022 roku. Komisja ds. badania wpływów rosyjskich będzie rekomendowała wniosek ws. popełnienia przez Antoniego Macierewicza przestępstwa polegającego na zdradzie dyplomatycznej. Raport MON w sprawie działania podkomisji smoleńskiej również sugerują jego związki z Rosją.
Szczególnie przygniebiającą informacją podaną przez generała Stróżyka, szefa komisji ds. badania wpływów rosyjskich, jest to, że Antoni Macierewicz bezrefleksyjnie, w sposób nieuzasadniony i godzący w bezpieczeństwo państwa polskiego, podjął decyzję o rezygnacji Polskich Sił Zbrojnych z udziału w międzynarodowym programie zakupów samolotów do tankowania w powietrzu. Miały one stacjonować u nas na lotnisku w Powidzu. Program jest dziś wielkim sukcesem, ale flota 10 tankowców stacjonuje nie w Polsce, tylko… w Niemczech, na lotnisku w Kolonii. Czyje interersy w tej sprawie reprezenował Antoni Macierewicz? Możecie państwo odpowiedzieć sobie sami.
Jako były prezes Najwyższej Izby Kontroli, który kontrolował jego działalność jako ministra obrony narodowej, nie wchodząc w szczegóły, bo nie mogę tego zrobić z racji, że kontrole dotyczące spraw związanych z obronnością państwa polskiego są oklauzulowane, z pełnym przekonaniem mówię, że wiele jego decyzji podejmowanych na tym stanowisku nie służyło podniesieniu poziomu bezpieczeństwa Polek i Polaków. Wręcz przeciwnie, w ocenie moich współpracowników, kontrolerów, zdolności obronne państwa polskiego osłabiały.
Paweł Szopa jest już w Polsce. O godzinie 10:00 miało zacząć się jego przesłuchanie. Czy będzie próbował pomóc sobie poprzez współpracę z prokuraturą?
Przed nim trudna decyzja. Wiemy już, że płacono mu wielokrotnie więcej za towar, który dostarczał. Nie mamy żadnych wątpliwości, że było to złamaniem procedur, które w przypadku zakupów na rzecz państwa polskiego, nawet ustawowo wyłączonych z trybu ustawy o zamówieniach publicznych, jednak muszą się odbywać. Paweł Szopa będzie musiał odpowiedzieć sobie na pytanie, czy sam chce ponosić odpowiedzialność. Wśród zarzutów, o których czytałem, było między innymi pranie brudnych pieniędzy. A może będzie chciał podjąć współpracę z prokuraturą, na przykład udzielić odpowiedzi na narzucające się pytanie, czy w związku z tym, że tak rażąco przepłacano mu za dostarczany towar, dzielił się z kimś tak zwaną „górką”. Jeśli tak, to z kim.
ABW zatrzymało byłego dyrektora w szwajcarskiej spółce Orlenu Filipa W. Usłyszał on zarzuty wyrządzenia szkody w kwocie około 378 miliona dolarów. Czy spodziewa się pan podobnej drogi dla Daniela Obajtka i jego mocodawców?
Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której w przypadku szwajcarskiej spółki Orlenu zarząd Orlenu nie podejmował w praktyce żadnych działań. Przez długi czas, po przelaniu około półtora miliarda złotych do OTS Switzerland, które miały posłużyć na zakup ropy, nie pojawiła się ona w Orlenie, a pieniądze ze spółki, delikatnie mówiąc, wyparowały. Filip W. jako dyrektor podpisywał te trzy umowy, na podstawie których przelewano te pieniądze – co ciekawe pieniądze na drugą i trzecią umowę przelano, mimo że pierwsza i kolejne nie były zrealizowane. Czy te działania były świadome? W oparciu o co te decyzje podejmował? Albo osobiście korzystał z tych przelanych środków lub dostawał polecenie od przełożonych, by je przelewać. To kolejny ciekawy partner do rozmowy w prokuraturze. Mam nieodparte wrażenie, że w najbliższym czasie możemy mieć do czynienia z wieloma informacjami, które nie tylko pokażą nam, z których miejsc publiczne pieniądze wyparowywały podczas rządów PiS i gdzie oraz do kogo trafiały.
Czytaj też:
Szokujące ustalenia. Otoczenie Dudy ukrywa prawdę o Macierewiczu?Czytaj też:
Macierewicz nie straci orderu Orła Białego. Duda rozwiał nadzieje Czarzastego, jest odpowiedź