Aleksandra Cieślik: Zełenski zarzucił Polsce przed kilkoma dniami, że ta nie strąca rosyjskich pocisków nad zachodnią Ukrainą, a jednocześnie nie przekazuje temu krajowi reszty swoich myśliwców MiG-29. Jak pan skomentuje te słowa?
Andrzej Zapałowski: Jestem rozczarowany jego podejściem. Tak naprawdę on powinien prosić, a nie formułować zarzuty i żądania wobec kraju, który przekazał Ukrainie naprawdę wiele – na przykład czołgów daliśmy więcej niż wszystkie pozostałe państwa razem wzięte. Przekazaliśmy mu już prawie połowę naszych MiG-ów. A mówiąc o nich, miał przecież informację, że większość naszych maszyn jest bliska końca eksploatacji.
Taka postawa Załenskiego odbije się na relacjach Polski i Ukrainy?
Myślę, że tak i to ze stratą dla Załenskiego. Coraz więcej Polaków zacznie dystansować się od tego, co dzieje się w jego kraju. A sytuacja dla nich jest naprawdę trudna, zwłaszcza przed zimą, gdy z powodu zniszczenia infrastruktury energetycznej możemy się spodziewać dużych fal migrantów. Każdy roztropny ukraiński polityk powinien zachować w tej sytuacji więcej delikatności, więcej dystansu – jeśli rozmawia o wsparciu, powinien umieć o nie prosić. Warto przypomnieć, że od czerwca 2022 roku, kiedy Rosjanie zniszczyli ostatnią ukraińską petrochemię, to głównie Polska i Rumunia dostarczają Ukrainie paliwo niezbędne dla armii. Budujemy też mosty energetyczne. Skupianie się na kilku samolotach, które niewiele zmieniają, bo Ukraińcy i tak nie mogą ich efektywnie użyć z powodu rosyjskiej dominacji w powietrzu, to naprawdę nieporozumienie.
Przejdźmy do spraw krajowych. Dziś w Sejmie zaczynacie Państwo prace nad projektem ustawy o dekryminalizacji aborcji. To temat niezwykle dzielący Polaków.
Na sali plenarnej na pewno będzie gorąca dyskusja. Konfederacja ma o tym projekcie bardzo negatywne zdanie i szczerze dziwię się, że w sytuacji, jaką mamy w kraju – społecznej, gospodarczej, bezpieczeństwa – Lewica wnosi do Sejmu takie projekty. My za chwilę możemy mieć zupełnie inne priorytety. Choćby wojna na Bliskim Wschodzie mogąca wywołać fale migracyjne, które dotkną Polskę. To nie moment na konfliktowanie społeczeństwa w sprawach moralnych, gdy przed nami wyzwania gospodarcze oraz bezpieczeństwa.
Rozwińmy wątek Bliskiego Wschodu.
Wszystko tam pokazuje, że dojdzie do eskalacji. Będzie ona etapowa, ale w pierwszym okresie, jeżeli do niej dojdzie, dotknie około 200 milionów osób. To naprawdę bardzo dużo zmieni, zwłaszcza, że w tej chwili mamy problemy z Białorusią i migrantami wysyłanymi przez naszą granicę. Do Serbii także już przylatują samoloty z nielegalnymi migrantami, którzy przez Chorwację, Słowenię dostają się do Włoch, Austrii. Ten proces nasila się w ostatnich miesiącach, więc jeżeli dojdzie do załamania w tym obszarze, będziemy mieć bardzo poważne problemy.
Polska zmaga się już z kryzysem migracyjnym?
Na razie w obszarze społecznym nie mamy doświadczenia z kryzysem migracyjnym, mimo że do naszego kraju przybyło ponad milion migrantów z Ukrainy, którzy często mieli tu już rodziny. Mamy jednak do czynienia z osobami zbliżonymi do nas pod względem cywilizacyjnym. Prawdziwe zagrożenie to nadchodząca fala migrantów, która może być kilkukrotnie większa niż w 2015-2016 roku.
Możemy się spotkać z ludźmi o innej mentalności, innych oczekiwaniach, co będzie dla Polaków dużym wstrząsem. Obecnie istnieją ograniczone możliwości regulowania granicy, a migranci będą przechodzić przez nią, ponieważ mamy za mało służb i wojska na trudnym terenie, jak granica ze Słowacją. Już jesienią ubiegłego roku blokowaliśmy przejścia drogowe z tym krajem, gdzie przez Bułgarię oraz Rumunię dostało się około 40 tysięcy nielegalnych migrantów. To była tylko próbka.
Jeżeli dojdzie do gwałtownego załamania na Bliskim Wschodzie, może nastąpić dalszy napływ migrantów, którzy nie mają dokąd pójść. My powinniśmy koncentrować się na tym obszarze, by reagować na potencjalne zagrożenia, a nie działać dopiero po fakcie. Nawet jeśli prawdopodobieństwo wystąpienia tych zjawisk wynosi obecnie 30-40 procent, powinniśmy traktować to na tyle poważnie, jakby to miało być na 100 procent.
Powinniśmy więc uszczelnić granicę ze Słowacją?
Nie ma wyjścia. Słowacy nie są w stanie ich zatrzymać. Jeśli Węgrzy i Słowacy wzmocnią swoje granice – na co bardzo liczę – to i tak mamy 500 kilometrów trudnej, górskiej granicy ze Słowacją oraz 530 kilometrów z Ukrainą, z czego 1/3 też jest trudną granicą. A służb jest za mało, by wyłapać wszystkich migrantów.
W social mediach krytykuje pan zielony ład. Dlaczego?
Nawet jeśli wszystkie europejskie kraje realizowałyby postawione cele to i tak nie wpływa to istotnie na sytuację ekologiczną na świecie. Jednocześnie Europa doprowadza się do sytuacji, gdzie przestaje być konkurencyjna. Wytwarzamy produkty, które są dużo droższe, zresztą obecne fale bankructw, na przykład w Volkswagenie, Boschu w Niemczech już to pokazują. Polacy, którzy otrzymają niedługo gigantyczne rachunki za prąd, sami się przekonają, że nie tędy droga.
Za dwa lata samorządy muszą odpowiednio doprowadzić swoje budynki do zeroemisyjności. Większość ich finansów inwestycyjnych pójdzie więc nie na cele rozwojowe. Idziemy w kierunku, w którym doprowadzimy Europę do, tak jak powiedziałem, braku konkurencji. Uważam, że UE rozpadnie się, jeżeli dalej pójdzie w tym kierunku przez egoizmy narodowe. Niemcy czy Francuzi zaczną – w pewnym momencie – bronić swojego przemysłu. Węgrzy i Słowacy z kolei bardzo blisko współpracują z krajami BRICS. Nie wykluczam, choć dziś ktoś może powiedzieć, że to szalony pomysł, ale na przykład za dekadę, że te kraje wystąpią z UE, jeżeli ta utrzyma się w tej formie.
Kogo na prezydenta wystawią PiS, a kogo PO?
Przy aktualnej sytuacji na Bliskim Wschodzie priorytety przy wyborze kandydata mogą się drastycznie zmienić. Potrzebne będą nie osoby, które dobrze wyglądają i ładnie mówią, ale takie, które będą próbować zagwarantować Polsce bezpieczeństwo oraz bezpieczne przeprowadzenie przez burzliwy okres. W PiS takiego człowieka nie widzę.
A w PO? Radosław Sikorski?
Tak. On próbuje wyczuć te problemy. Używa tych argumentów podczas spotkań, w wywiadach i wypowiedziach dla mediów. Choć w jego przypadku istnieje ryzyko realizowania polityki Stanów Zjednoczonych na terenie Polski bardziej niż interesów naszego kraju. Śmiem twierdzić, że za trzy miesiące duża część formacji politycznych może zweryfikować jeszcze kandydatów, nawet jeżeli będą już ogłoszeni.