Wysocy rangą urzędnicy Komisji Europejskiej wolą skupiać się na tym, co łączy UE z Ameryką Trumpa, niż drzeć szaty nad nadciągającą wojną celną z USA. Bo choć przygotowujący się do przejęcia Białego Domu republikanie nie szczędzili w kampanii gorzkich słów niewdzięcznej Europie, wykorzystującej amerykański parasol ochronny, to hamletyzowanie z tego powodu pozostaje domeną polityków.
Brukselska biurokracja, na której barkach spoczywa mierzenie się z konsekwencjami tych politycznych działań, prezentuje dosyć optymistyczne przekonanie, że uda się uniknąć frontalnej konfrontacji z nową amerykańską administracją.
Stąd szukanie punktów stycznych, takich jak składane przez szefową Komisji, Ursulę von der Leyen deklaracje przestawienia europejskiego rynku na zakup skroplonego gazu z USA. Albo podkreślanie zbieżność poglądów UE i USA na zagrożenia, jakie stwarza zbytnie uzależnienie gospodarcze od Chin.
Co prawda wiodąca europejska gospodarka, czyli Niemcy ma w sprawie ograniczania ryzyka związanego z rynkiem chińskim poglądy drastycznie odmienne od oficjalnej polityki Komisji, ale Bruksela sygnalizuje, że ma w zanadrzu cały pakiet rozwiązań, które mogłyby się przydać USA w rywalizacji z Pekinem. A gdyby to zawiodło, to zawsze pozostaje jeszcze dopinana właśnie umowa o wolnym handlu UE z krajami Ameryki Łacińskiej.
Wygląda na to, że Bruksela pokłada w niej spore nadzieje na przekonanie Waszyngtonu, że Unia może być poważnym i równorzędnym dla USA graczem, a nie tylko obiektem połajanek i ofiarą karnych ceł, za pomocą których Donald Trump chce znów uczynić słabnącą Amerykę wielką.
Kiedy Europa zacznie się w końcu zbroić tak jak Polska?
Dane makroekonomiczne zdają się niestety dla Unii przeczyć tym założeniom.
Aktualne cyfrowe wydanie tygodnika dostępne jest w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.