Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: U schyłku prezydentury Joe Biden podjął dość zaskakującą decyzję. Po raz pierwszy zezwolił ukraińskiej armii na użycie rakiet dalekiego zasięgu. To jednak – przyzna pan – dość spóźniona reakcja amerykańskiego przywódcy.
Gen. Bogusław Pacek: To tak, jakby podać tlen człowiekowi, który traci oddech. Prawda jest dramatyczna – zarówno w obwodzie donieckim jak i kurskim, Rosjanie napierają. Ofiar przybywa, a problemy Ukraińców się mnożą i nie da się ich szybko rozwiązać.
Brakuje żołnierzy, a ci, którzy walczą, są wycieńczeni, nie ma z nich wielkiego pożytku. Wola walki w całym ukraińskim narodzie słabnie. Trudno z nich wykrzesać to coś, co jest konieczne do powodzenia walki.
Jest szansa na odwrócenie sytuacji?
Z sygnałów wysyłanych przez otoczenia przyszłego prezydenta USA, ale też z zapowiedzi państw europejskich wynika, że nic nie wskazuje na poprawę sytuacji Ukrainy, by nagle pozyskała dodatkowe zdolności militarne dzięki przekazywanym pociskom, zbrojeniu, obronie przeciwrakietowej. Choć Zełenski wpadł na plan najeżdżania Rosji, by odwrócić jej uwagę od ukraińskiego frontu, by zajęła się własnymi problemami, nie będzie łatwo wygrać. Atak bronią dalekiego zasięgu jest wprawdzie precyzyjny, ale drogi i nie zawsze skuteczny.
Dlaczego?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.