"Mamy do czynienia z aktem jednorazowego powołania wojewodów i nic nie wiemy o jakichkolwiek procedurach. Ja przypomnę, że w wypadku PiS to trwało dłużej, dlatego, że stosowano procedury" - powiedział były premier na konferencji prasowej w Szczecinie. Nie wiem, czy te osoby są kompetentne, czy nie. Sprawdzimy to - zaznaczył.
Dodał, że gdy to on jako szef rządu powoływał wojewodów, kandydaci musieli zdawać egzaminy, byli też sprawdzani przez odpowiednie służby. Zdaniem J. Kaczyńskiego, obecnie "mamy do czynienia z zupełnie inną praktyką odrzucającą względy merytoryczne".
"Nie wiem, czy to jest kwestia bardzo krótkiej ławki, czyli nie mają z czego wybierać, i muszą brać tych, którzy są, czy to kwestia całkowitego lekceważenia tych względów, kwestia pewnego rodzaju niechęci do państwa" - powiedział prezes PiS.
Pytany o to wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna powiedział dziennikarzom, że wszystko przebiegło zgodnie z prawem.
"Stosowaliśmy procedury. Sprawa została zamknięta bardzo szybko i konsekwentnie. To jest sztab ludzi, 16 ludzi którzy pracują z premierem Tuskiem, z wicepremierem Pawlakiem, ze mną. To ci ludzie mają wprowadzać decentralizację kraju. Jestem przekonany, że sobie poradzą w tej roli" - podkreślił.
Zdaniem J.Kaczyńskiego, premiera Tuska i jego środowisko charakteryzuje "pewien dystans do polskiego państwa". "Coraz bardziej się obawiam, że to, co Donald Tusk mówił 20 lat temu, że dla niego polskość +to nienormalność+ jakoś się w tym dystansie przejawia" - dodał.
Analogiczne do powołania wojewodów wydarzenie określił czwartkowe zwolnienie szefów oddziałów regionalnych ZUS. Przypomniał, że obejmowali oni swoje stanowiska po konkursach. Nastąpiła tutaj zwykła polityczna błyskawiczna czystka - zaznaczył.
B.premier ocenił także , że pod rządami PO "zaczyna się niepotrzebną i skrajnie szkodliwą dla kraju wojnę z prezydentem. "Polityka tworzenia konfliktów z prezydentem - choć w konstytucji jest w sposób oczywisty zapisane, że ta współpraca jest konieczna - obniża nasz prestiż" - powiedział.
W jego opinii, pierwsze posunięcia rządu Donalda Tuska podporządkowane są interesom politycznym "establishmentu reprezentowanego przez PO" i ambicjom prezydenckim premiera.
"Chodzi o różnego rodzaju zapowiedzi. O to, że jedni ministrowie mówią jedno, drudzy - drugie. Premier mówi co innego niż ministrowie, zaczyna się niepotrzebną i skrajnie szkodliwą dla kraju wojnę z prezydentem, doprowadza się do sytuacji różnego rodzaju despektów, jak niestawienie się na wezwanie (prezydenta) ministra Sikorskiego" - mówił J. Kaczyński.
Zaznaczył, że ma nadzieję, iż społeczeństwo z czasem zorientuje się, jak bardzo pomyliło się, wspierając Platformę Obywatelską w październikowych wyborach. "Ten proces, jakby odkrywania rzeczywistości, już się zaczął, nawet szybciej niż sądziliśmy" - podkreślił.
Zapewnił, nie było w Polsce najmniejszych zagrożeń dla demokracji dlatego, że PiS nie chciało tworzyć tych zagrożeń i dlatego, że nawet gdyby chciało, to byłoby to zupełnie niemożliwe.
Prezes PiS ocenił natomiast, że PO "ma taką siłę, takie poparcie, także w mediach", że jeśli by chciała, to "może zagrozić demokracji".
Pytany o czwartkowy konflikt w sprawie planowanego spotkania prezydenta z ministrem SZ Radosławem Sikorskim, J. Kaczyński powiedział, że Sikorski jest "człowiekiem niedojrzałym, by pełnić takie funkcje". Zaznaczył też, że premier Tusk poparł go, stwierdzając, że nieprzybycie do pałacu prezydenckiego ministra odbyło się za jego wiedzą. "To marsz ku prowadzeniu wojny" - podkreślił szef PiS.
Jak dodał, jego zdaniem w tej sytuacji ewentualne przeprosiny Sikorskiego prezydentowi do niczego nie są potrzebne.
Pytany o nominację b. minister spraw zagranicznych Anny Fotygi na szefową Kancelarii Prezydenta, powiedział, że wszelkie łączenie tej nominacji z ostatnimi wydarzeniami jest całkowitym nieporozumieniem. "Taka decyzja zapadła już wiele miesięcy temu. Było wiadomo, że pani Fotyga zrezygnuje ze stanowiska w MSZ, bo trudno jej było wytrzymać niesłychany, skrajnie niesprawiedliwy, grubiański atak na nią, takie damskie bokserstwo uprawiane przez znaczną część mediów. Brat chciał z nią współpracować u siebie" - zaznaczył.
Ktokolwiek by został szefem kancelarii to nie będzie miał wpływu na tych, którzy w tej chwili prowadzą do konfliktów, a do nich prowadzi Donald Tusk i jego rząd. To ich pomysł na uprawianie polityki, na zbliżanie się do sukcesu wyborczego. Pałac prezydencki żadnych konfliktów nie chce - powiedział b. premier.
Podkreślił, że prezydent musi np. zareagować na takie pomysły jak jednostronne ustępstwa wobec Rosji. "Świętym, konstytucyjnym obowiązkiem, a także moralnym prezydenta jest zabrać głos w takiej sprawie. Jest oczywiste, że jeśli prezydent wzywa ministra, to minister ma przyjść. Jeśli nie może, to powinien poprosić o zmianę terminu. Pan Sikorski tego nie zrobił" - dodał.
J.Kaczyński powiedział, że w sprawie interpretacji incydentu związanego z zaproszeniem prezydenta dla Sikorskiego nie ma osobiście wątpliwości, że prawdę mówią urzędnicy Kancelarii Prezydenta. O drugiej stronie powiedział: "Sympatyczni ludzie, ale straszne kłamczuchy". Nie sprecyzował o kogo chodzi, powiedział jedynie że ma na myśli "wąskie środowisko gdańskie", i nie chodzi w tym przypadku o Sikorskiego.
Jako populizm określił decyzje rządu w sprawie zmniejszenie budżetu Kancelarii Prezydenta. Czystą propagandą nazwał też podróże Tuska rejsowymi samolotami. "Wszystkie kraje, nawet małe jak np. Litwa, mają samoloty rządowe. To czysta propaganda, że się z tego rezygnuje, chyba że Donald Tusk obawia się do nich wsiadać, bo mają one swoje lata. To wtedy oznacza, że trochę mu serca brak do rządzenia" - dodał.
B. premier zapowiedział, że jeśli PiS wróci do władzy, wprowadzi przepisy, które umocnią pozycje dziennikarzy w redakcjach. W każdej redakcji będzie musiał być udział własnościowy dziennikarzy, by różne ośrodki nie mogły tym wszystkim tak bardzo manipulować - wyjaśnił.
Pytany o inicjatywy budowy rurociągu północnego, powiedział, że jest ona przeciw naszym interesom. Jest poważna szansa na opóźnienie jego budowy, co umożliwiłoby nam uzyskanie zabezpieczenia w dostawach energii do Polski zanim on powstanie, lub być może doprowadzanie do tego, że go w ogóle nie będzie. Byłoby to najlepsze dla Polski, jej stosunków z Niemcami, a także dla Europy - podkreślił. Budowę rurociągu określił jako "aroganckie nieliczenie się przed dwa wielkie państwa nadbałtyckie z interesami wszystkich innych".pap, ss, ab