"Operacja się udała, tylko pacjent umarł" - żartował b. premier. Trzem b. wiceprezesom PiS Kaczyński zarzucił dążenie do zbudowania w partii "grupy baronów".
Szef PiS powiedział na konferencji w Szczecinie, że celami kampanii jego partii były: zwycięstwo na wsi, w małych miastach i zdobycie ponad 5 mln głosów.
"Wszystkie te trzy założenia zostały spełnione w stu procentach. Tylko wybory żeśmy przegrali - to trochę żartem mówiąc, ale tak w życiu bywa. Krótko mówiąc operacja się udała, tylko pacjent umarł" - stwierdził szef PiS.
Według niego, "PiS z pewnością wygrałoby wybory", gdyby nie było "wielkiego oszustwa" i przedstawienia społeczeństwu stanu państwa jako "katastrofy".
J. Kaczyński powiedział, że grudniowy kongres PiS będzie trwał jeden dzień, bo nie jest to kongres programowy. Dodał, że podczas kongresu zwróci się "o swojego rodzaju wotum zaufania".
"Ponieważ przegraliśmy wybory, to wobec tego uczciwość nakazuje, żeby zwrócić się do kongresu - to kongres wybiera prezesa, w ramach tej przyzwoitości ten kongres został zwołany" - podkreślił szef PiS.
Dodał, że być może w przyszłym roku zwołane zostanie programowe posiedzenie kongresu PiS. Zaznaczył jednak, że jego partia przyjęła "zasadę, żeby się nie spieszyć".
"Mamy przed sobą czteroletnią kadencję, różne rzeczy trzeba przemyśleć, ocenić, trzeba zobaczyć, jak będzie wyglądała polityka PO - na razie zapowiada to się niedobrze, ale zawsze jesteśmy pełni nadziei - i dopiero wtedy przedstawić nasz pogląd zarówno na tę politykę, jak i naszą wizję kraju" - mówił J. Kaczyński.
Dodał, że pewne rzeczy w programie PiS trzeba doprecyzować, np. "co to znaczy dokładnie IV Rzeczpospolita".
Kaczyński był pytany, czy ktoś poniesie konsekwencje za przegraną PiS w październikowych wyborach. Zapewnił, że w tej sprawie działa odpowiednia komisja, która po zakończeniu pracy przedstawi ocenę kampanii. Według niego, końcowe wnioski z prac komisji nie będą gotowe do grudniowego kongresu.
Jak mówił J. Kaczyński, w PiS działa obecnie także komisja ds. oceny finansów partyjnych, a powołanie obu komisji - jak dodał - postulowali trzej zawieszeni byli prezesi PiS: Ludwik Dorn, Kazmierz Ujazdowski, Paweł Zalewski. Ponieważ "były to postulaty racjonalne", zostały one zrealizowane - dodał.
Pytany przez dziennikarzy o inny postulat Dorna, Ujazdowskiego i Zalewskiego - wprowadzenia w PiS debaty wewnątrzpartyjnej - J.Kaczyński powiedział, że polemizowałby ze stwierdzeniem, że trójka polityków dąży do "demokratyzacji" partii.
"Oni dążą, czy dążyli, do umocnienia swojej pozycji" - ocenił szef PiS. Jak dodał, w liście Zalewskiego, Dorna i Ujazdowskiego do niego "nie ma wiele o demokracji". "Tam jest o tym, że nie wolno ich zawiesić bez ich zgody, że ja nie mogę korzystać ze statutowego uprawnienia do zwieszenia każdego członka partii" - mówił.
Według J. Kaczyńskiego, jeśli na zawieszenie jednego z wiceprezesów musieliby się zgodzić również inni wiceprezesi, to powstałaby "grupa baronów, którzy mają szczególne uprawnienia".
"Tak jak to bywało kiedyś w monarchiach - była taka grupa, wobec której król miał ograniczone uprawnienia (...) To nie chodzi o demokrację, tylko o stworzenie pewnego rodzaju oligarchii. Ja się na to nie zgodziłem" - powiedział szef PiS.
Dodał, że postawił sprawę jasno - jeśli są gotowi kandydować na szefa partii - to mają do tego prawo. Zaznaczył, że jeśli jednak on ma być prezesem PiS, to na takie warunki się po prostu nie godzi, bo uważa je za szkodliwe i uniemożliwiające sprawne działanie partii.
J. Kaczyński pytany o głosy w sprawie ewentualnego odwołania Joachima Brudzińskiego z funkcji sekretarza generalnego PiS powtórzył w piątek, że Brudziński to znakomity przewodniczący zarządu głównego partii i łączy to z funkcją sekretarza generalnego.
"Jest dzisiaj numerem drugim w naszej partii. Można powiedzieć, jest premierem partii. Bardzo dobrze wykonuje te obowiązki. Jeśli były jakieś błędy w kampanii wyborczej, a mogę powiedzieć, że były, to żeby było jasne, mogę powiedzieć, że Joachim Brudziński nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności" - oświadczył.
Prezes PiS przyznał także, że w organizacji partyjnej jest krytykowana decyzja o umieszczeniu Longina Komołowskiego na liście wyborczej PiS do Sejmu w Szczecinie. Komołowski, wicepremier i minister pracy w rządzie Jerzego Buzka, startował z numerem drugim, z trzecim - Leszek Dobrzyński, poseł minionej kadencji.
Komołowski nie należy do klubu PiS. W głosowaniu nad wotum zaufania dla rządu Donalda Tuska wstrzymał się od głosu, tak samo jak startujący z pierwszego miejsca listy PiS w Gdańsku b. marszałek Sejmu Maciej Płażyński (niezrz.). Wszyscy głosujący posłowie PiS byli przeciw wotum zaufania dla rządu.
Jak podkreślił J.Kaczyński, umieszczenie Komołowskiego na liście PiS to nie była decyzja ani Joachima Brudzińskiego, ani Leszka Dobrzyńskiego. "To była moja decyzja" - oświadczył.
Pytany czy żałuje tej decyzji odparł: "Nie chcę w tej chwili mówić, czy żałuję czy nie, tylko stwierdzam, że organizacja partyjna nie miała z tym nic wspólnego i ma o to do mnie pretensje. I ma rację. Ja wczoraj za to przepraszałem" - podkreślił.
Poinformował, że sprawa Komołowskiego była omawiana w czwartek na spotkaniu z działaczami PiS w Szczecinie. "Ja w tej sytuacji mam obowiązek swoje koleżanki i kolegów przeprosić, bo mogli mieć o to do mnie pretensje" - powiedział J.Kaczyński.
ab, pap