Marszałek Sejmu walczy o polityczne życie, ale nawet najwięksi sympatycy nie dają mu szans na olśniewający sukces czyli dwucyfrowy wynik w wyborach prezydenckich. Hołownia w wyborach prezydenckich 2020 roku, gdy zdobył prawie 14 proc. głosów, był postacią świeżą, ale rozpoznawalną jako prezenter TVN i spoza systemu politycznego. Wszystko to dawało mu przewagę nad konkurentami.
Z drugiej strony, był politycznym amatorem i miał niewiele pieniędzy na kampanię – głównie ze zbiórek. Dlatego niektórzy komentatorzy twierdzą, że dzisiaj jego pozycja jest lepsza – ma pieniądze z budżetu na działalność partii, a funkcja marszałka Sejmu daje mu stałe możliwości docierania do wyborców, chociażby poprzez konferencje prasowe.
Rzecz w tym, że – jak mawia Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL – Hołownia dmie w małą trąbkę, zatem jest mniej słyszalny.
Ta mała trąbka to niski poziom poparcia, z którego startuje lider Polski 2050. Notowania Trzeciej Drogi czyli koalicji Polski 2050 i PSL oscylują wokół 8 – 10 proc. i taka jest naturalna baza społeczna kandydata. Niewielka, w porównaniu z jego głównymi konkurentami czyli Rafałem Trzaskowskim za którym stoi Koalicja Obywatelska i Karolem Nawrockim popieranym przez Zjednoczoną Prawicę. Obaj mogą liczyć na minimum 30 procentowe poparcie sympatyków własnych formacji.
Doskoczenie do tego poziomu będzie dla Hołowni bardzo trudne, a przeskoczenie któregoś z głównych rywali wdaje się dzisiaj misją niemożliwą.
Marszałek Sejmu nie walczy zatem o prezydenturę, tylko o trzeci wynik, który zmusiłby Donalda Tuska, lidera koalicji rządzącej do poważnego, a przynajmniej przyzwoitego traktowania Polski 2050.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.