Piotr Barejka, „Wprost”: Priorytetem powinna być ochrona szkoły przed „polityczną awanturą”, czy jednak wprowadzenie obowiązkowej edukacji zdrowotnej?
Wanda Nowicka, Lewica: Oczywiście rozumiem, w jak trudnej sytuacji znalazła się pani ministra Barbara Nowacka, prawdopodobnie nie miała wyjścia. Musiała taką decyzję podjąć, ale uważam, że naprawdę szkodliwe jest to, co się wydarzyło.
Ale zdaniem premiera Donalda Tuska „dobrowolność jest dobrym rozwiązaniem”.
Nie jest, ponieważ zaszkodzi to przede wszystkim dzieciom. Jeżeli ten przedmiot będzie dobrowolny, to uderzy w dzieci, którym najbardziej by się przydał. W te, które nie mają dostępu do tej wiedzy, nie mogą liczyć w tej kwestii na rodziców. Nie jestem w stanie rozumieć, dlaczego przez tyle lat nic się tu nie zmienia, dlaczego znowu strzelamy kulą w płot? Jest mnóstwo argumentów, które uzasadniają, jak bardzo jest to potrzebne w okresie dojrzewania. Przecież to jest edukacja, która ma ochronić przed różnego rodzaju zagrożeniami, w tym ze strony pedofili, związanych ze wczesną inicjacją seksualną, ciążą.
Lewica będzie jeszcze walczyć o to, aby edukacja zdrowotna była obowiązkowa?
To jest nowy temat, będziemy rozmawiać na klubie, czy można podjąć jakaś inicjatywę, ale realną inicjatywę. Nie chodzi o to, żeby tylko coś zgłosić, a KO będzie przeciw, PiS będzie przeciw, więc szanse na zmianę byłyby niewielkie. Na pewno będziemy w tym tygodniu rozmawiać, decyzje w tej sprawie będą podejmowane.
Cieszy mnie, że nasza kandydatka, Magdalena Biejat, jest w tej sprawie konsekwentna i wiarygodna. Jeżeli miałaby decydować, można na nią liczyć.Ale nie rozumiem, jak to możliwe, że politycy, którzy od lat są w sferze publicznej, niczego nie czytają, nie słuchają, cały czas powtarzają te same pseudonaukowe teorie, że może to czemuś zaszkodzić? Badania pokazują, że rodzice chcą tej edukacji, również edukacji seksualnej. Tak mówi od 78 do nawet 90 procent respondentów. Oni wiedzą, że sami sobie nie dadzą z tym rady, potrzebują w wsparcia szkoły. A że jest grupa krzykliwych ideologów spod znaku Ordo Iuris, którzy będą protestować, to niestety zawsze tak będzie.
Czytaj też:
Fatalny początek roku dla koalicji rządzącej. „Zwyczaj dogadywania się odszedł do lamusa”
Ja jestem przekonana, że uderzy to również w kampanię Rafała Trzaskowskiego.
W jaki sposób? Mówi się przecież, że to właśnie o kampanię Rafała Trzaskowskiego chodziło, a rząd poświęcił edukację zdrowotną na rzecz walki o pałac prezydencki.
Bardzo trudno mi uwierzyć w to, że potencjalny elektorat Trzaskowskiego, który przyczynił się do zwycięstwa koalicji 15 października, czyli ten progresywny, złożony w dużej mierze z kobiet i młodych ludzi, zrozumie te motywy. Nie uważam, że teraz zagłosują na Nawrockiego czy kogoś innego, ale może, w geście protestu, nie pójdą tym razem na wybory, bo stracą już wiarę we wszelkie deklaracje i obietnice, które miały być zrealizowane.
Problem polega też na tym, że Koalicja Obywatelska, przy pewnych swoich zaletach, jest ugrupowaniem, które w wielu sprawach nie ma zdecydowanych poglądów. Jak widzi interes polityczny we wspieraniu progresywnych treści, to będzie to robić. Ale jak tylko usłyszy słowa krytyki, to już nie jest w stanie tego bronić. W wielu sprawach, które są w DNA Lewicy, KO nie ma stałego poglądu. W każdej sytuacji może być tak, że pewnych potrzeb nie społecznych nie będą realizować, bo to może się komuś nie spodobać. Tylko moim zdaniem taka strategia ma krótkie nogi.
Dlatego jestem przekonana, że Trzaskowski straci przez to część potencjalnego elektoratu.
I ten potencjalny elektorat mógłby zagłosować na Magdalenę Biejat?
Zdecydowanie tak. W zasadzie, patrząc z perspektywy kampanii Lewicy, służy nam to, co wyprawia teraz KO i jej kandydat. Szanse na dobry wynik naszej kandydatki naprawdę rosną.
Straty Trzaskowskiego widać już w sondażach, dlatego pojawiają się głosy, że KO zaczyna szukać wyborców gdzie indziej. Bynajmniej nie w dużych miastach, o czym ma świadczyć na przykład nagranie z Zenkiem Martyniukiem.
Myślę, że to akurat mu nie zaszkodzi, wiadomo, jak Zenek jest popularny (śmiech). Kampanie wyborcze rządzą się swoimi prawami, więc tu bym się nie czepiała.
Natomiast ważne są sprawy fundamentalne, moim zdaniem wiarygodność jest w polityce sprawą kluczową. Jeżeli ludzie nie będą przekonani, że to, co kandydat czy kandydatka deklaruje, potem zrealizuje, do tego jeżeli ludzie zobaczą, że daje się łatwo odwieść od swoich obietnic, to nie wzbudzi zaufania społeczeństwa.
Czytaj też:
Były poseł Konfederacji: Tak męczyli Brauna, że pękł. Finał może być nieciekawy
Dostrzega pani zwrot Trzaskowskiego na prawo?
Przez ostatnie dwa, nawet trzy tygodnie, nie miałam okazji obserwować kampanii, a wcześniej prekampanii. I rzeczywiście, powiem szczerze, że jak zobaczyłam ostatnio Trzaskowskiego, byłam zszokowana. Zmiana jest ogromna. Przede wszystkim w retoryce i priorytetach.
Kiedy dziennikarze pytali go, czy nie boi się straty elektoratu kobiecego, to nie powiedział, że będzie robił wszystko, aby to poparcie odzyskać. Nie wymienił nawet słowa „kobiety”, mimo że był dociskany pytaniami konkretnie o ten elektorat. To dla mnie też jest symptomem, że zmienił się na gorsze.
Z jednej strony powinnam się cieszyć, bo na tym tle Magda Biejat wypada niezwykle wiarygodnie, ale z drugiej strony obawiam się, żeby to nie poszło tą samą drogą, jak druga tura kampanii Bronisława Komorowskiego w 2015 roku. To mruganie to elektoratu konserwatywnego, prawicowego – wbrew temu, co prawdopodobnie sztab uważa – nie przysporzy Trzaskowskiemu zbyt wielu głosów. Jestem zaniepokojona, ponieważ nie spodziewałam się tak szybkiego odwrotu i zmiany narracji.
Włodzimierz Czarzasty apelował do koalicjantów, aby nie „głupieli” przed wyborami, a jako jeden z symptomów „ogłupienia” uznał właśnie sprawę edukacji zdrowotnej, ale też sprawę badań dla myśliwych czy burzę wokół zmian dotyczących blokowania treści w internecie. Myśli pani, że koalicjanci się zreflektują?
Nic dodać, nic ująć. Ci politycy działają od lat, powinni mieć świadomość, że ludzie tego nie lubią, a mimo wszystko zachowują się tak, jakby pierwszy raz robili kampanię, jakby nie rozumieli tych procesów społecznych, jakby nie mieli żadnych badań. Idą tym samym, utartym szlakiem, który – obawiam się – dobrze nie wróży.
A obawia się pani, że Adrian Zandberg odbierze głosy Magdalenie Biejat?
Na pewno zbierze głosy wyborców partii Razem, ale wiadomo, że to nie jest duża grupa. Uważam, że Adrian Zandberg nie ma tak dużego potencjału, jak Magdalena Biejat, która jest osobą, która wzbudza zaufanie poza swoją bańką lewicową. Umie rozmawiać i słuchać ludzi, również o innym światopoglądzie, ma duży potencjał, żeby sięgnąć po elektorat, który nie jest przypisany wyłącznie do lewicy. Zandberg coś uszczknie, ale Magda da radę. Nie obawiam się o nią.
Czytaj też:
Sensacyjne wyniki sondażu prezydenckiego. Ekspert: Cud nad Wisłą