Tajemnicze telefony i podpalenie auta Julii Pitery umacniają jej wizerunek niezłomnej tropicielki korupcji. Kwestionuje go wróg Pitery, były prezydent stolicy Paweł Piskorski. "To postać nadmuchana, która nigdy niczego nie wykryła" - mówi "Życiu Warszawy".
Jak to się stało, że Pitera zainteresowała się korupcją? Jak nastolatka marzyła o karierze aktorskiej, ale nie dostała się do PWST i skończyła polonistykę. W 1981 roku Julia znalazła pracę dokumentalistki w Instytucie Badań Literackich, który w latach 80. instytut był przystanią solidarnościowych opozycjonistów. Tam Pitera poznała Jarosława Kaczyńskiego. Znajomość zaowocowała w 1990 roku, gdy Kaczyński zaproponował jej pracę w Kancelarii Prezydenta Wałęsy. Zapisała się wówczas do Porozumienia Centrum, kierowanego przez braci i na trwałe związała się z polityką.
Pracowała dla kilku rządów solidarnościowych, a w 1994 roku postanowiła wystartować w wyborach samorządowych z listy... UPR Janusza Korwina-Mikkego. W Radzie Warszawy dała się poznać jako tropicielka afer i przekrętów. Przetarg na kasowniki, płatne parkowanie, zniżki na auta dla radnych, obrót mieszkaniami komunalnymi - sprawy, w które wściubiała nos trudno zliczyć. Nie popuszczała też kolegom partyjnym, w rezultacie czego pożegnała się z UPR.
W 1998 roku kandydowała z listy Ligi Republikańskiej, dokąd zaciągnął ją syn Kuba. Potem znalazła się w Akcji Wyborczej Solidarność. Odmówiła wówczas wsparcia dla kandydatury Piskorskiego na prezydenta Warszawy, uzgodnionej już przez AWS i Unię Wolności. W efekcie Piskorski został wybrany dzięki porozumieniu UW - SLD, a Pitera zaczęła z nim walkę na czele nowo powstałego klubu Zgoda Warszawska. Zarzucała mu, że wciągnął do samorządów znajomych biznesmenów, z którymi dopuszczał się nadużyć.
AWS-owcy wyklęli ją za zdradę, a dla nowych władz stolicy była niczym natrętna mucha, która gryzie, gdzie tylko może. "Popisywała się tam, gdzie to było dla niej wygodne" - mówi Piskorski. "Walka z korupcją stała się modna, więc postanowiła popłynąć na tej fali. Rzucała pomówienia, atakowała bez żadnych podstaw. Jeden jedyny raz prokurator zajął się sprawą, o której mówiła, ale sprawa zakończyła się umorzeniem z braku jakichkolwiek dowodów" - podkreśla.
Zaatakowała m.in. spółkę Echo Investment należącą do Michała Sołowowa, obecnie najbogatszego Polaka za niezbyt czyste nabycie gruntów i wygrała proces, który wytoczyło jej Echo. W 2001 roku została szefową polskiego oddziału Transparency International - ogólnoświatowej organizacji walczącej z korupcją.
Na początku nowego stulecia znalazł się jednak hak i na samą Piterę. Okazało się, że władze Mokotowa odmówiły Piterom sprzedaży, po korzystnej cenie, ich zaadaptowanego na mieszkanie strychu, a poparły je władze Warszawy pod wodzą Piskorskiego. Ostatecznie, już za kadencji Lecja Kaczyńskiego, Pitera sprawę wygrała, ale w mediach zaczęły się pojawiać opinie, że walka Pitery z układem warszawskim to po prostu jej osobista zemsta na prezydencie.
Pitera nie związała się jednak z PiS, lecz wybrała PO. "Władze PiS mają hurrarewolucyjny ciąg do tego, by otaczać się ludźmi, którzy bezwzględnie podzielają ich poglądy i deklarują oddanie" - mówiła w niedawnym wywiadzie dla "ŻW".
Teraz, kiedy została pełnomocnikiem rządu ds. korupcji, co i rusz jest bohaterką niepokojących zdarzeń. Najpierw ktoś podszywał się pod nią, dzwoniąc do prezesów państwowych firm LOT i Ciech, żądając pracy dla "siostrzenicy premiera Tuska", a ostatnio spłonął jej samochód
Pracowała dla kilku rządów solidarnościowych, a w 1994 roku postanowiła wystartować w wyborach samorządowych z listy... UPR Janusza Korwina-Mikkego. W Radzie Warszawy dała się poznać jako tropicielka afer i przekrętów. Przetarg na kasowniki, płatne parkowanie, zniżki na auta dla radnych, obrót mieszkaniami komunalnymi - sprawy, w które wściubiała nos trudno zliczyć. Nie popuszczała też kolegom partyjnym, w rezultacie czego pożegnała się z UPR.
W 1998 roku kandydowała z listy Ligi Republikańskiej, dokąd zaciągnął ją syn Kuba. Potem znalazła się w Akcji Wyborczej Solidarność. Odmówiła wówczas wsparcia dla kandydatury Piskorskiego na prezydenta Warszawy, uzgodnionej już przez AWS i Unię Wolności. W efekcie Piskorski został wybrany dzięki porozumieniu UW - SLD, a Pitera zaczęła z nim walkę na czele nowo powstałego klubu Zgoda Warszawska. Zarzucała mu, że wciągnął do samorządów znajomych biznesmenów, z którymi dopuszczał się nadużyć.
AWS-owcy wyklęli ją za zdradę, a dla nowych władz stolicy była niczym natrętna mucha, która gryzie, gdzie tylko może. "Popisywała się tam, gdzie to było dla niej wygodne" - mówi Piskorski. "Walka z korupcją stała się modna, więc postanowiła popłynąć na tej fali. Rzucała pomówienia, atakowała bez żadnych podstaw. Jeden jedyny raz prokurator zajął się sprawą, o której mówiła, ale sprawa zakończyła się umorzeniem z braku jakichkolwiek dowodów" - podkreśla.
Zaatakowała m.in. spółkę Echo Investment należącą do Michała Sołowowa, obecnie najbogatszego Polaka za niezbyt czyste nabycie gruntów i wygrała proces, który wytoczyło jej Echo. W 2001 roku została szefową polskiego oddziału Transparency International - ogólnoświatowej organizacji walczącej z korupcją.
Na początku nowego stulecia znalazł się jednak hak i na samą Piterę. Okazało się, że władze Mokotowa odmówiły Piterom sprzedaży, po korzystnej cenie, ich zaadaptowanego na mieszkanie strychu, a poparły je władze Warszawy pod wodzą Piskorskiego. Ostatecznie, już za kadencji Lecja Kaczyńskiego, Pitera sprawę wygrała, ale w mediach zaczęły się pojawiać opinie, że walka Pitery z układem warszawskim to po prostu jej osobista zemsta na prezydencie.
Pitera nie związała się jednak z PiS, lecz wybrała PO. "Władze PiS mają hurrarewolucyjny ciąg do tego, by otaczać się ludźmi, którzy bezwzględnie podzielają ich poglądy i deklarują oddanie" - mówiła w niedawnym wywiadzie dla "ŻW".
Teraz, kiedy została pełnomocnikiem rządu ds. korupcji, co i rusz jest bohaterką niepokojących zdarzeń. Najpierw ktoś podszywał się pod nią, dzwoniąc do prezesów państwowych firm LOT i Ciech, żądając pracy dla "siostrzenicy premiera Tuska", a ostatnio spłonął jej samochód