Podczas konferencji historycznej "Grudzień'70 - Pamiętamy", która odbyła się w sobotę w Gdańsku, premier Donald Tusk zapowiedział, że bliscy ofiar masakry sprzed 37 lat dostaną zadośćuczynienia.
"Niech historycy, niech policja, sądy, niech robią porządne analizy i wyciągają wnioski, ale kiedy patrzę na to wyciąganie wniosków, szczególnie na paru pisarzy w IPN-ie, to jestem przerażony, co oni tam produkują" - mówił b. prezydent podczas konferencji.
Zdaniem Wałęsy, "to się naprawdę mija z prawdą tamtych dni" oraz "to naprawdę nie prowadzi nas do jakiejś mądrzejszej refleksji".
"Jeśli ktoś, a szczególnie ci z IPN-u, chciałby rozliczać ten okres, to im podpowiem - do 1978 r., do Wolnych Związków Zawodowych, to była moja prywatna walka z komunizmem. Walczyłem jak potrafiłem, dałem z siebie wszystko, ale można mieć takie czy inne wątpliwości. Potem natomiast była to już nasza wspólna walka" - podkreślił Wałęsa.
Według Wałęsy rok 1970 należy traktować jako ogniwo w łańcuchu zdarzeń. B. prezydent przypomniał w tym miejscu klęskę Powstania Warszawskiego. "Z takimi siłami sama walka nie może doprowadzić do zwycięstwa. Trzeba było na innych frontach prowadzić dyplomację, rozmowy (...)- tak jak zrobiliśmy to w 1980 r. I ja to zrozumiałem w 1970 r. I dlatego nawet kontakty ze Służbą Bezpieczeństwa - też to było tak potrzebne potem, żeby wiedzieć, co oni myślą, jak myślą" - wyjaśnił.
Zdaniem Wałęsy, jego pokolenie, które doprowadziło do obalenia komunizmu w Polsce, powinno teraz przekazać młodym ludziom przesłanie, żeby oprócz "szabelki" używać też "głowy", tak aby ta "szabelka w zwycięstwa się przemieniała".
"Dlatego też zacznijmy szanować kompromisy. Kompromis po latach wygląda mizernie, ale to on powoduje następne zwycięstwa, a piękne bitwy, piękne walki kończą się tylko krwią" - zaapelował Wałęsa.
Z kolei w opinii Borusewicza, tragiczne wydarzenia sprzed 37 lat były dla robotników i całego społeczeństwa "uniwersytetem ludowym".
"Nie trzeba było tutaj tłumaczyć, czym jest władza komunistyczna, że się opiera na przemocy i kłamstwie. Nie trzeba było tłumaczyć, że ta władza sięga po najbardziej drastyczne metody. I kiedy wchodziliśmy w Sierpień 1980 r., to ta świadomość była nadal obecna. To nie bez przyczyny chcieliśmy wtedy mszy, to nie bez przyczyny ustawiały się długie kolejki do spowiedzi" - podkreślił marszałek. Senatu.
"Muszę powiedzieć, że ja nie lubię grudnia, chociaż są święta, chociaż jest to piękny, taki polski rodzinny miesiąc. Mi grudzień kojarzy się z niedobrymi rzeczami, bo przecież mieliśmy dwa grudnie: ten z 1970 r. i 11 lat później" - dodał Borusewicz.
Sekretarz stanu w kancelarii premiera prof. Władysław Bartoszewski powiedział, że tragedia sprzed 37 lat była kolejnym dowodem, że komunizm jako system bezprawia" był "zdolny do wszystkiego".
"Ten 1970 r. pokazał nam wszystkim, że nie wolno łudzić się odprężeniem 1956 roku, że nie ma trwałej odwilży" - powiedział b. minister spraw zagranicznych.
Prof. Bartoszewski wspomniał też, że w chrześcijańskim systemie wartości istnieje "grzech zaniedbania". "Otóż ludzie Grudnia'70, tak jak potem ludzie Sierpnia'80 i Grudnia 1981 nie reprezentowali postawy zaniedbania. Oni reprezentowali postawę: +ktoś musi coś zrobić, to dlaczego nie my?" - mówił.
B. szef MSZ podkreślił, że w 1970 r. Gdańsk po raz drugi w jego życiu stał się jego "drugą ojczyzną" po rodzinnej Warszawie. Po raz pierwszy Bartoszewski myślał tak o Gdańsku we wrześniu 1939 r., kiedy mając 17 lat, słuchał radiowych komunikatów o obronie Westerplatte.
W ocenie prof. Andrzeja Paczkowskiego z PAN, to co się działo w grudniu 1970 r. na ulicach kilku polskich miast, było "kwintesencją" funkcjonowania systemu komunistycznego. "Nie umie się rozmawiać, nie chce się rozmawiać, nie rozumie się potrzeby ekspresji społecznej, to się wysyła czołgi" - mówił.
Prof. Jerzy Eisler z IPN uważa, że pełnia wiedzy o Grudniu'70 będzie znana po ujawnieniu radzieckich dokumentów. "Dzisiaj ze wszystkich polskich miesięcy o Grudniu wiemy chyba i tak najwięcej. Wydano blisko 40 książek na ten temat" - podkreślił.
"Mógłbym np. opowiadać o pomysłach używania myśliwców na niskiej wysokości, które osiągając prędkość ponaddźwiękową, miały wybijać w Gdańsku wszystkie szyby i przy okazji rozpędzać demonstrantów. Zwolennicy tego w MON z Wojciechem Jaruzelskim na czele uważali, że z dwojga złego lepiej wybijać szyby i ogłuszać ludzi, niż strzelać. Ostatecznie, jak wiemy, wygrała inna koncepcja" - powiedział prof. Eisler.
Wypłatę zadośćuczynień dla rodzin ofiar Grudnia'70 zapowiedział podczas konferencji premier Donald Tusk. "Biorę osobistą odpowiedzialność za to, by w ciągu najbliższych kilku, może kilkunastu, tygodni sprawę ostatecznie rozwiązać" - podkreślił.
Szef rządu zapowiedział także, że zwróci się do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, aby przygotował szybki i precyzyjny raport, dlaczego do tej pory nie doczekaliśmy się w sprawie Grudnia'70 prawnej sprawiedliwości.
W gdańskiej konferencji historycznej "Grudzień'70 - Pamiętamy" wzięło udział kilkaset osób. Zorganizowała ją Fundacja Centrum Solidarności (FCS), której prezesem jest b. działacz opozycji, poseł LiD, Bogdan Lis.
Konferencja była skierowana głównie do młodzieży. Ponad połowę jej uczestników stanowili uczniowie z trójmiejskich szkół.
Gośćmi konferencji byli m.in. metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski, kierownik Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Janusz Krupski oraz minister edukacji narodowej Katarzyna Hall.
W ramach organizacji konferencji FCS wydała książkę o tym samym tytule, autorstwa Jerzego Eislera i Pawła Sasanki wraz z filmem dokumentalnym. Osiem tysięcy egzemplarzy tej publikacji Fundacja rozesłała już do szkół ponadpodstawowych w trzech województwach: pomorskim, zachodniopomorskim i warmińsko-mazurskim.
14 grudnia 1970 r. w Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk wywołany ogłoszonymi dwa dni wcześniej podwyżkami na artykuły pierwszej potrzeby, zwłaszcza na żywność. Rozpoczął on falę strajków i manifestacji ulicznych, które objęły większość Wybrzeża. Najtragiczniejsze zdarzenia miały miejsce w Gdyni, gdzie 17 grudnia wojsko bez ostrzeżenia otworzyło ogień do idących do pracy robotników.
Krwawa pacyfikacja robotniczych protestów na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. spowodowała - według oficjalnych danych - śmierć 44 osób. 1 165 osób odniosło rany, około 3 tys. zostało brutalnie pobitych, a następnie aresztowanych.ab, pap