W minionym roku płaca realna w Polsce wzrosła
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że na początku 2002 r. przeciętny obywatel mocno odczuje pogarszanie się sytuacji gospodarczej. Dotychczas w społeczeństwie dominowało uczucie niepokoju wynikające przede wszystkim z informacji o tym, że jest źle. Tak naprawdę jednak sytuacja finansowa Polaków nie uległa jeszcze jakiejś poważnej zmianie. W rzeczywistości mało kto bowiem zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie w minionym roku płaca realna w naszym kraju wzrosła. Recesja tak naprawdę stanie się dotkliwa wczesną wiosną, a szczególnie na przednówku, czyli w marcu. Co gorsza, wiadomości docierające z innych państw wskazują na to, że tego typu trudności dotkną nie tylko Polskę. Toteż nastroje społeczne będą się pogarszały jeszcze w następnych miesiącach, zwłaszcza w czerwcu i lipcu.
Już wczesną jesienią pojawią się jednak sygnały o powrocie umiarkowanego optymizmu. Uważam bowiem, że niepokój w społeczeństwie jest głównie wynikiem propagandy klęski uprawianej przez rządzącą koalicję. Istnieje wystarczająco dużo powodów, by się martwić, lecz te zrozumiałe skądinąd zmartwienia są wzmacniane przez nieustanne ukazywanie obywatelom obrazu gospodarczej klęski. Wypowiedzi polityków koalicji sprawiają wrażenie, że jedyną polityczną strategią ekipy Leszka Millera jest wmawianie ludziom, iż nasz kraj przekroczył ostateczną granicę katastrofy, że znaleźliśmy się na dnie. Może to wywołać taki skutek, że Polacy szybko przyzwyczają się do myśli, iż wszystko, co najgorsze, już nas spotkało i może być tylko lepiej.
Utrzymanie takiej jesiennej poprawy nastrojów będzie oczywiście zależeć od rzeczywistej naprawy gospodarki, co wymaga od rządzącej ekipy większej odwagi. W tej chwili rząd podejmuje decyzje mające w dużej mierze charakter kosmetyczny, choć są one odbierane jako drastyczne. Niepokojące jest przy tym, że nawet Marek Belka, wicepremier i minister finansów, podkreśla w swych wypowiedziach, iż obecne działania mające przysporzyć budżetowych oszczędności należy uważać za drastyczne. Takie opinie muszą zmniejszyć społeczne przyzwolenie na podejmowanie dalszych kroków uzdrawiających gospodarkę. A przecież do tej pory nie zostały zmniejszone wydatki na takie instytucje, jak FUS, PFRON czy KRUS. Nikt też nie ograniczył wyrzucania pieniędzy na dotowanie przemysłu ciężkiego.
Polsce potrzebna jest władza, która - także we własnym interesie - zrezygnuje zarówno z dotowania instytucji dziś istotnych dla partyjnej nomenklatury, jak i z praktyki kupowania spokoju społecznego kosztem równowagi budżetowej. Mam wrażenie, że rząd robi poważny błąd, gdyż przeprowadza działania, które nie rozwiązują najbardziej nabrzmiałych problemów. Zaczynają natomiast budzić opór zarówno w społeczeństwie, jak i w związkach zawodowych. Toteż późną zimą 2002 r. nastroje społeczne znów mogą ulec pogorszeniu.
Już wczesną jesienią pojawią się jednak sygnały o powrocie umiarkowanego optymizmu. Uważam bowiem, że niepokój w społeczeństwie jest głównie wynikiem propagandy klęski uprawianej przez rządzącą koalicję. Istnieje wystarczająco dużo powodów, by się martwić, lecz te zrozumiałe skądinąd zmartwienia są wzmacniane przez nieustanne ukazywanie obywatelom obrazu gospodarczej klęski. Wypowiedzi polityków koalicji sprawiają wrażenie, że jedyną polityczną strategią ekipy Leszka Millera jest wmawianie ludziom, iż nasz kraj przekroczył ostateczną granicę katastrofy, że znaleźliśmy się na dnie. Może to wywołać taki skutek, że Polacy szybko przyzwyczają się do myśli, iż wszystko, co najgorsze, już nas spotkało i może być tylko lepiej.
Utrzymanie takiej jesiennej poprawy nastrojów będzie oczywiście zależeć od rzeczywistej naprawy gospodarki, co wymaga od rządzącej ekipy większej odwagi. W tej chwili rząd podejmuje decyzje mające w dużej mierze charakter kosmetyczny, choć są one odbierane jako drastyczne. Niepokojące jest przy tym, że nawet Marek Belka, wicepremier i minister finansów, podkreśla w swych wypowiedziach, iż obecne działania mające przysporzyć budżetowych oszczędności należy uważać za drastyczne. Takie opinie muszą zmniejszyć społeczne przyzwolenie na podejmowanie dalszych kroków uzdrawiających gospodarkę. A przecież do tej pory nie zostały zmniejszone wydatki na takie instytucje, jak FUS, PFRON czy KRUS. Nikt też nie ograniczył wyrzucania pieniędzy na dotowanie przemysłu ciężkiego.
Polsce potrzebna jest władza, która - także we własnym interesie - zrezygnuje zarówno z dotowania instytucji dziś istotnych dla partyjnej nomenklatury, jak i z praktyki kupowania spokoju społecznego kosztem równowagi budżetowej. Mam wrażenie, że rząd robi poważny błąd, gdyż przeprowadza działania, które nie rozwiązują najbardziej nabrzmiałych problemów. Zaczynają natomiast budzić opór zarówno w społeczeństwie, jak i w związkach zawodowych. Toteż późną zimą 2002 r. nastroje społeczne znów mogą ulec pogorszeniu.
Więcej możesz przeczytać w 1/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.